wtorek, 31 grudnia 2013

38. Do (P)siego roku!

Kochani, dziś Sylwester, więc i sylwestrowe szaleństwa przed Wami. Jeszcze raz przypominam (choć już na wieeelu blogach apelowano) - nie strzelajcie! Ogrom psich, kocich, ptasich i pozostałych istnień nie znosi strzałów, wręcz panicznie się ich boi! Ja też do takich psów należę i już z niepokojem nasłuchuję odgłosów z zewnątrz. A jest niestety czego nasłuchiwać. Na szczęście Państwo zostali ze mną w domu, bo to nasz pierwszy wspólny Sylwester i nie chcieli zostawiać mnie samej :-) Mam tutaj bezpieczne schronienia (klatka, "podłóżko", łazienka bez okien) oraz ulatniające się z dyfuzora feromony Adaptil. Damy jakoś radę ;-)
A bez fajerwerków na pewno również można się świetnie bawić!

Kilka słów o blogu:

Powstał 27 sierpnia 2013, aby przybliżyć Wam relacje między właścicielem a psem ze schroniska oraz opowiedzieć o ich problemach i radościach.
W ciągu tych 4 czterech miesięcy zaliczyliśmy:

  • ponad 2130 wejść na bloga,
  • 45 komentarzy,
  • 10 obserwatorów
  • 1 wygrany konkurs ;)
Za to wszystko serdecznie dziękujemy i prosimy o więcej. Odwiedzajcie nas, obserwujcie, piszcie komentarze, sugestie, poznajmy się jeszcze lepiej! Wkrótce i na tym blogu pojawi się jakiś konkurs ;-)

Postanowienia noworoczne? Postaram się jakoś ogarnąć i uspokoić. Nic nie obiecuję, ale naprawdę mam dobre chęci. A Pani? Coś przebąkiwała, że może zacznie biegać (jaaasne!), potem kupi pas i będziemy biegać razem. Coś też słyszałam o powrocie do treningów... Ech... oby Pani nie zabrakło motywacji albo może niech na jej drodze pojawi się jakiś motywator, który kopnie ją w zad, będzie mobilizował, pokazywał nam co robimy źle i korygował nasze błędy. Nasz prywatny trener.  Cóż, może ktoś się podejmie wyzwania, bo wcale się nie dziwię, że Pani z takim dzikusem nie chce się pokazywać na wspólnych treningach ;-) Jestem nie do  okiełznania w towarzystwie innych psów - z wszystkimi chcę się bawić. I tego chciałabym sobie i Wam życzyć - wielu wspólnych zabaw i wspaniałych spacerów. Ten rok będzie super! :-) Wszystkiego najlePSIEGO!



niedziela, 29 grudnia 2013

37. ...i po świętach

Święta, święta i po świętach. A dla mnie były to pierwsze prawdziwe święta, bo poprzednie spędziłam w schronisku. Jakie wrażenia? Święta są super! :) Jest dużo jedzenia! Tylko człowieki się na siebie za bardzo denerwują i trochę mnie przeganiali, zwłaszcza z kuchni. To nie moja wina, że chciałam spróbować wszystkiego, co przygotowywali na wigilię. Ktoś musiał w końcu sprawdzić czy wszystko smakuje tak jak powinno. A smakowało mi na tyle, że przestałam jeść swoją karmę i tylko podjadałam, gdy coś spadało na podłogę. A spadało tego sporo. Czasem przypadkowo, czasem specjalnie Mama Pani zrzucała mi jakieś smaczne kąski ;-) Pod choinkę dostałam skromny prezent, gryzaki Pedigree. Nie dlatego, że byłam niegrzeczna - przecież jestem baaardzo grzeczna, starałam się cały rok! Ale chyba starałam się za słabo, bo moim prezentem ma być nowa kennelówka, która po nowym roku, po dokonaniu kilku poprawek stanie na miejscu starej.
Spędziłam też kilka dni w towarzystwie małego 5-cio miesięcznego bobasa (pierwszy raz miałam bliskie spotkanie z takim małym człowieczkiem). Śmieszne to takie było, śliniło się strasznie, cały czas coś pod nosem podśpiewywało (a jak ja szczeknę, to mnie uciszają, ehh...) i robiło kupę w majtki! Mówię Wam, normalnie pod siebie! Niesamowite! Nie do końca podobali mi się wszyscy świąteczni goście, właściwie to tylko jednemu nie do końca zaufałam - tacie bobasa. Dałam się głaskać co jakiś czas, ale jakoś nie przekonał mnie do siebie i informowałam go o tym powarkując. Raz byłam bardzo niemiła, ale zaczął mnie kompletnie ignorować, czym byłam na tyle zaskoczona, że też postanowiłam nie wchodzić mu w drogę.
Reasumując: święta się udały i wszyscy, mimo świątecznego zdenerwowania i zabiegania w końcu cieszyli się, że mogą być razem (Siostra Pani przyleciała - z jakiejś Francy czy Francji, nie wiem - z bobasem i swoim małżem*). Tylko ja i Pani nie do końca byłyśmy zadowolone, a Pani wręcz bardzo zła, bo nie było z nami Pana. Pojechał do rodziny do Warszawy na święta. Pan jednak obiecał nam, że to już ostatnie święta spędzone osobno, a na kolejne wszyscy przyjadą do nas, do nowego mieszkania. I to jest moje świąteczne życzenie, trzymajcie kciuki, żeby się spełniło ;-)
A w wigilijną noc nie przemówiłam ludzkim głosem. Lepiej, żeby nie wiedzieli co mam im do przekazania ;P

*mężem? tak to się mówi?





wtorek, 24 grudnia 2013

36. Wesołych Świąt!

Wszystkim Czytelnikom, obecnym i przyszłym, tym, którzy zaglądają tu regularnie, a także tym, którzy trafiają tu od czasu do czasu, życzymy Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodziny, miłego świątecznego wypoczynku, a wszystkim sierściuchom życzymy pełnej michy i kochających właścicieli (zwłaszcza bezdomniakom). Wesołych Świąt Kochani!

P.S. Na zdjęciach mam szaliczek, który dostałam na zimę od Państwa. Gdzie możecie coś takiego zamówić swojemu pupilowi? O tym wkrótce ;)






czwartek, 19 grudnia 2013

35. Łóżkowe sprawy

Nie wiem czy wiecie, ale zdrowy dorosły pies potrzebuje od 12 do 16 godzin snu na dobę. Oczywiście nie przesypiamy tych godzin jednym ciągiem, a dzielimy sobie na drzemki między rozrabianiem  i jedzeniem ;)
Ja najwięcej czasu spędzam w moim największym legowisku, czyli w łóżku. Oczywiście Państwo pchają mi się do wyra przy byle okazji, a nawet mnie z niego spychają i zganiają (bezczelność!). Drugą więc opcją na przespanie się jest fotel. Dlaczego akurat łóżko i fotel? I dlaczego wolę spać z Państwem niż sama? Otóż już tłumaczę :) Jak wiecie psy są zwierzętami stadnymi (w końcu mamy wilcze geny). Dlatego bezpieczniej czujemy się w grupie. Gdy śpię razem z Państwem, mogę się bardziej odprężyć i jestem spokojniejsza. Poczucie bezpieczeństwa decyduje też o tym, że wolimy spać na podwyższeniu - z góry lepiej widać ewentualne zagrożenie. Choć w domu jedynym zagrożeniem jakie mnie spotyka, to właśnie Państwo pchający się do mojego bezpiecznego łoża :/
Czasem ich w łóżku podgryzam, owszem. Ale nie jest to wynik agresji, czy próba dominacji. To, kto z nas akurat przebywa w łóżku nie wpływa na stosunki między nami. Właściwie wpływa, bo czuję się bezpieczniej, gdy jestem z Państwem, a to wzmacnia naszą więź (co akurat nie wiem czy powinno napawać optymizmem w przypadku psa cierpiącego na lęk separacyjny ;). Swoją drogą z tą dominacją, to dość skomplikowana sprawa, a raczej skomplikowana bzdura, mająca na celu wytłumaczenie dlaczego z niektórymi psami właściciele sobie nie radzą. A wystarczy podejść do nich z innej strony, indywidualnie. Dominować, to my się możemy nawzajem, ale nie właściciela. Ale o tym może innym razem.
Tak czy siak - właściciele psów podobno dzielą się na tych, którzy śpią ze swoimi psami w łóżkach i tych, którzy śpią, ale się do tego nie przyznają. A przecież nie ma nic piękniejszego niż sierść na piżamie, poduszce, w ustach, ślady łapek na świeżym prześcieradle, piasek pod tyłkiem (prawie jak na plaży!).
Zapraszajcie więc swoje czworonogi do łóżek, a jeśli nie możecie się przełamać, połóżcie chociaż ich legowisko blisko waszego, żeby czuły Waszą obecność :)






poniedziałek, 16 grudnia 2013

34. Kilka słów o...karmie Lukullus

W związku ze zbliżającymi się świętami, Państwo zamówili dla mnie nową, większą klatkę (phi! Też mi prezent...). Zło konieczne. No cóż, jak trzeba, to trzeba. Zamówienie oczywiście robili na zooplusie, bo tam zawsze mają fajne ceny i duży wybór (i to nie jest reklama! Jeśli zamawiacie stamtąd, na pewno wiecie co mam na myśli). Do tego Państwo wzięli mi pakiet próbny karmy Lukullus, 6 puszek po 800 g. Co ich skłoniło do tej decyzji? Dobra jakość w niskiej cenie oczywiście :) Wcześniej próbowałam Animondę i Rocco, teraz Pani poczytała o składzie i smakach i postanowiła spróbować tej nowości. Pakiet próbny składa się z sześciu różnych smaków: drób i jagnięcina, królik i dziczyzna, dziki królik i indyk, serca z indyka i gęś, wołowina i indyk, delikatna sarnina. Do tego zooplus ma teraz (do 24.12.) kalendarz adwentowy, w którym codziennie jest inny gratis, który możecie dorzucić do swojego koszyka. Państwo trafili akurat na dwie małe puszki Lukullusa Winter Menu soczysta gęś (mniam!). Zaczęłam właśnie od tej puszki. Po pierwsze, bardzo ładnie wygląda - mięso jest różowe i do tego świetnie pachnie (widziałam jak Pani się śliniła do puszki, a generalnie nie lubi konserw). Po drugie, fajną opcją w tych karmach są wypełniacze - zamiast zwykłych zbóż są odpowiednio ziemniaki, płatki owsiane, ryż, kluski. Warzywa i owoce (gruszki, buraki, borówki, czerwona kapusta, jabłka, por), a także zielenina (mniszek lekarski, pietruszka). Skład wygląda też nieźle pod względem zawartości mięsa - minimum 66%, przy czym (i tu po trzecie) nie zawiera mięsa z kurczaka jako mięsa podstawowego (no chyba, że karma akurat jest z kury). Jak sarnina, to sarnina - mięso i podroby, minimum 20% sarniny, reszta to dziczyzna. Jak wołowina i indyk, to tylko to, bez dodatku kury. Jedna puszka średnio wystarcza mi na 5 dni (dodam, że ważę 11 kg). Porcja stanowi jeden z dwóch moich dziennych posiłków (podawana na pół z ryżem). Zgrzewka wystarcza więc na miesiąc. Zakupiona przez Państwa za 44,80 zł daje 1,49 zł dziennie, co jest dobrym wynikiem jak na tej klasy karmę, a teraz jest tańsza, kosztuje 39,80 zł). Jak na razie karmą się zajadam, wylizuję michę do czysta i nie mam żadnych dolegliwości żołądkowych.
A propos dolegliwości :) Wycięłam ostatni Pani numer. Poszłyśmy do nowo otwartego sklepu z karmami dla psów i kotów, gdzie Pani znalazła feromony ADAPTIL z dyfuzorem w super-niskiej cenie, ale akurat nie wzięła ze sobą pieniędzy, musiałyśmy wrócić następnego dnia. Pani dobrze wiedziała, że kończą się kupkowe woreczki, ale co tam-ileż to pies może zrobić... Poszłyśmy do sklepu, po drodze zahaczając jeszcze o bankomat (to co miałam zrobić zostawiłam koło domu i tam też Pani zużyła ostatni worek). Ostatnia prosta przed sklepem, ładny wystrzyżony trawniczek, środek miasta, na ławce siedzi trzech ziomków, a ja w najlepsze wypięłam się na skwerku. Pani spuściła głowę, grzebie po kieszeniach w poszukiwaniu choćby wymęczonej chusteczki...nic...tylko śmiech ziomków dobiega z oddali. I wiecie co? No muszę się za nią wstydzić. Zawołała mnie i uciekła z miejsca zbrodni. Moja własna Pani takie rzeczy! Wstyd! ;p 
Poop Happens, jak głosi napis na nowych workach, które Pani kupiła już pięć minut później. Do tego wzięła oczywiście feromony i miętową kość dla mnie (jeszcze mi nie dała, nie wiem o co jej chodzi. Mogła w ogóle nie kupować, a tak teraz chodzę po mieszkaniu ze świadomością, że w szufladzie leży sobie samotnie gryzak). Wkrótce dam znać jak sprawdzają się feromony, bo na razie jeszcze za krótko je mamy, żeby cokolwiek stwierdzić. 



środa, 11 grudnia 2013

33. Wrocław

W zeszłym tygodniu, a konkretnie w czwartek wybraliśmy się do Wrocławia. Wyjazd był przysłowiowym "tam i z powrotem", bo raz, że było dość zimno (i akurat orkan Ksawery zaczął wtedy swoją podróż po Polsce), a po drugie Państwo umówili się na piwo ze znajomymi, którzy kończyli pracę o 17.00. Wyjechaliśmy około 15.00, co dało nam czas na to, żeby pójść obejrzeć bożonarodzeniowy jarmark. Niestety w Opolu w tym roku taki się nie odbył, więc jako, że Wrocław niedaleko, trzeba było się trochę polansować ;) W poprzednim poście było o tym, że obszczekuję ludzi ze strachu. I owszem, robię to, nic się nie zmieniło. O ile zrobiłam duże postępy, bo wcześniej obszczekiwałam wszystkich, nadal niektórzy działają mi na nerwy. Nie lubię osób postawnych, a jak do tego są ubrani w długie, ciemne płaszcze, to już w ogóle! I nie lubię jak ktoś idzie wolno. Mam wtedy wrażenie, że się "skrada" i ma złe zamiary. Przez to wszystkie babuszki mają przerąbane, no bo jak taka babcia ma przyspieszyć, skoro jej nogi nie potrafią. Albo zgarbiony, sunący wolno dziadek. A ja się wkurzam i już! Pani już nauczyła się wyłapywać wzrokiem osoby, które potencjalnie mogę obszczekać i stara się ominąć je z daleka lub skrócić smycz. A jak ktoś wlepia we mnie wzrok! No tego, to już nie znoszę (jak chyba każdy pies)! Przecież nawet dzieciom się powtarza, żeby nie patrzeć psu w oczy. A oni idą i świdrują! A najgorzej jak świdrują kiedy stoję np. na przejściu dla pieszych! Wyobraźcie sobie moje zdenerwowanie...
W tłumie jestem raczej spokojna. W bardzo gęstym tłumie, zaniepokojona trzymam się nogi, kładę uszy i opuszczam ogon. I szłam sobie taka zaniepokojona, ale grzeczna wzdłuż straganów na jarmarku i nagle widzę jak ktoś wyciąga do mnie łapska "chodź piesku!". Naprężyłam się i szczekam. Pan czerwienieje na twarzy, nie wiem już czy ze zdenerwowania czy z zimna. Odciągnął mnie. Idziemy. I nagle drugie łapsko (i to okrągła pani w ciemnym płaszczu, najgorzej!). "Jaki słodki piesek!". Żeby udowodnić, że nie jestem słodka, obszczekałam babę porządnie, na co ona "nie szczekaj, nic ci nie zrobię", jakby to miało jakoś pomóc. Nie pomaga nigdy. A jeszcze pogarsza sprawę. Wszystkie "piesku, nie bój się mnie", "ja kocham wszystkie pieski" i "spokojnie kochana" nie pomagają. I jeszcze pochylanie się do mnie w celu pojednawczym - co to za dziwny zwyczaj?! Czy ludzie nie mogą po prostu mnie ignorować, nie gapić się i nie gadać? Byłoby prościej... Tu już byłam pewna, że Pan nie czerwieniał od mrozu, tylko z nerwów, a wraz z każdym "łacińskim" słowem, które wypowiadał robił się bardziej czerwony i puchnął jak Hulk z komiksów Marvela...
Tak czy siak zostałam zakneblowana. Tzn. Państwo założyli mi kaganiec. Nie ugryzę nikogo, ale ludzie mają prawo się wystraszyć, gdy na nich szczekam, a gdy mam kaganiec, czują się mniej zagrożeni. Z drugiej strony nikt nie pcha łap do psa, który ma kaganiec, bo sprawiałam wrażenie groźnej ;)
Przed wyjazdem do Wrocławia Pani spisała na kartce wszystkie lokale, które znalazła w internecie jako "przyjazne psom". Kartkę oczywiście zostawiła w domu... Ostatecznie jednak, żeby było blisko do dworca, udaliśmy się na ul. Bogusławskiego (która knajpami stoi) i wylądowaliśmy w barze "U Misia", gdzie jako bardzo groźny i niebezpieczny pies od razu zaprzyjaźniłam się z Panią Barmanką. Dostałam michę wody i obgryzałam sobie pod stolikiem drzewo kominkowe. Polecam tą knajpę psiarzom i pozdrawiam ekipę! :)





wtorek, 10 grudnia 2013

32. Projekt "żółty pies"

Na pewno wiecie, że nie każdego psa można pogłaskać, tak jak i nie każdy pies powinien z każdym się witać. Powody mogą być różne: problemy zdrowotne, strach i lękliwość psa (ja np. nie lubię ludzi i obszczekuję ich ze strachu), choroba psa lub rehabilitacja, szkolenie lub po prostu agresja. Najrozsądniej byłoby przed pogłaskaniem lub psim przywitaniem zapytać właściciela czy nie ma nic przeciwko (o tym będzie w m.in. w kolejnym poście). Aby nie zostać pogryzionym, nie zaszkodzić sobie i psu (swojemu i obcemu) należy przestrzegać tej prostej zasady. Fundacja Dobrych Zwierząt stara się rozpropagować projekt "Żółty pies", która polega na przypięciu do smyczy żółtej wstążki, dzięki której inni wiedzą, że zapięty do owej smyczy pies potrzebuje więcej przestrzeni. Niestety akcja nie jest zbyt popularna i chyba przeciętny Kowalski nie wie po co komu żółta wstążka przy smyczy. Może uda się choć trochę uświadomić ludzi, choćby takim wpisem na blogu :)




sobota, 7 grudnia 2013

31. Byłam grzeczna w tym roku, słowo!

Lubię zwyczaje człowieków :) Mają sporo świąt i okazji, żeby dawać sobie prezenty. A jak nie ma akurat święta, to wymyślą jakąś rocznicę, miesięcznicę itp. Ja też, jako pełnoprawny członek rodziny, mam prawo uczestniczyć w tych obchodach, co też czynię z ochotą.
Wczoraj na przykład powodem do świętowania były Mikołajki. Pani prosto po pracy poszła do sklepu kupić mi suchą karmę. Sklep przy okazji polecę, bo zawsze jest miła obsługa i co ważne - duży wybór produktów. Sklep "Wszystko dla psa i kota" znajduje się w Opolu przy ulicy Ozimskiej (naprzeciwko Tesco).
Akurat DOG CHOW ma promocję, że za wydane 25 zł na karmę dostaje się pieczątkę i w zależności od liczby zebranych znaczków można odebrać gratis przysmaki, miskę lub rękawiczkę do czesania. Pani wzięła karmę i mikołajkowe ucho (tzn. ucho wołowe - prezent z okazji Mikołajek, a nie ucho, które należało kiedyś do św. Mikołaja - żeby było jasne. Podczas pisania tego posta nie ucierpiał żaden Mikołaj ;) ), potem udała się do kasy, gdzie oznajmiła Panu Sprzedawcy, że odbierze przysmaki, bo więcej karmy do końca promocji pies (czyt. ja) nie da rady zjeść. No i wtedy Panu Sprzedawcy udzielił się mikołajkowy nastrój, bo z uśmiechem na twarzy i zdaniem "i tak kupuje Pani u nas karmę" zaczął wyciągać gadżety spod lady, oczywiście ku zaskoczeniu i radości mojej Pani. I tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką fajnych prezentów :) To wszystko dlatego, że byłam baaardzo grzeczna przez cały rok! :)



U Was też tak wieje? Nie wiem dlaczego pytam, wieje wszędzie! Jest strasznie i nie wychodzimy przez to na długie spacery. W zasadzie tylko na siku i wracamy do domu. Może Państwo się boją, że mnie zwieje ten wstrętny wiatr i wolą mnie chronić w ciepłym domu? Ale ja chcę spacerować! Mam nawet idealne ochraniacze na moje uszka ;) Ściśle przylegają i zapalenie ucha mi niestraszne ;) Fajnie sprawdzają się też w roli psiej zabawki - Pani raz się zapomniała i rozmawiając z sąsiadem dała mi złożone nauszniki do zabawy. Dobrze, że zdążyłam je tylko obślinić ;)



środa, 4 grudnia 2013

30. Problemy z komunikacją

W poście chodzi bynajmniej o moje problemy, ponieważ ja komunikuję się świetnie ze wszystkimi. No może poza momentami, kiedy Państwo muszą się domyślać czy kopytkuję po mieszkaniu, bo chcę na dwór, czy może kopytkuję z nudów, a może po prostu "bo tak". Robię to często i z różnych przyczyn i dla mnie każde kopytkowanie znaczy coś innego, ale dla Państwa wszystkie są takie same i kilka razy zdarzyło mi się posiusiać w domu, bo byłam godzinę wcześniej za potrzebą i Państwo nie domyślili się, że kręcę się, bo mi się znowu chce. Teraz zrywają się na każde dłuższe kręcenie i czasem sprytnie to wykorzystuję, tylko po to, żeby wyjść na kilka minut na dwór :p
Innego sposobu sygnalizowania potrzeb nie opanowałam i nie zamierzam, a niech się domyślają!
Ale do rzeczy. Jestem złym psem. Biję się w pierś! Jestem zła. W sensie niedobra, niegrzeczna, a nie, że opętał mnie szatan - choć Pani czasem krzyczy "uspokój się, szatan w Ciebie wstąpił?". Nie wstąpił. Po prostu choruję jak już wiecie na ciężką przypadłość jaką jest lęk separacyjny. Państwo robią wszystko, żeby mi pomóc, ale ja tak mam i już. Tabletki ziołowe nie pomagały, Kong jest fajny, dopóki nie wydłubię z niego smaków, spacery przed samotnym pobytem w domu niewiele dają, bo fizycznie jestem zmęczona, ale mam siłę szczekać. I właśnie to szczekanie doprowadziło do tego, że ktoś zostawił ostatnio Państwu anonimowy list na klatce schodowej z prośbą, żebym nie szczekała w godzinach nocnych (niestety Państwu zdarzyło się wrócić ostatnio po 22:00), bo inaczej zostanie wezwany TOZ (po co TOZ, przecież mi się krzywda nie dzieje!), SM, policja i media (super, będę w telewizji! :D ). I wiecie co? Ja wszystkich sąsiadów doskonale rozumiem! Już prawie rok muszą słuchać mojego jazgotu! (za to ich wręcz podziwiam, bo i tak długo wytrzymali). Nie rozumiem tylko jednego - po co pisać jakieś liściki, jakby nie można było zwyczajnie po psiemu, podejść, powąchać sobie zadka i powiedzieć "ej stary, słuchaj, jest sprawa...". Można? Można! Człowieki są dziwne...
I tu do Was Kochani mała prośba - pytanie: gdyby ktoś z Was mógł napisać czy ma jakieś doświadczenia z psimi feromonami. Podobno mają uspokajać i łagodzić stres, więc może pomogą mi się wyciszyć. A może macie jeszcze jakieś pomysły na złagodzenie mojego stresu? Wszystkich chętnie wysłucham (wyczytam)!



niedziela, 1 grudnia 2013

29. Mecze są super!

Akurat teraz, kiedy powstaje ten post, Pan ogląda mecz. Mecze zdarza mi się oglądać razem z nim. Pan czasami cośtam krzyczy do telewizora i używa niecenzuralnych słów, których tutaj nie powtórzę ;) 
Ja, jako pełnoprawny kibic posiadam fajną bandamkę z herbem ulubionej drużyny Pana. Właściwie, to sama sobie tą chustkę wykombinowałam, wystarczyło ją tylko trochę poprawić i wykończyć. Była ona wcześniej ścierką kuchenną, ale podczas jednego z moich pierwszych samotnych pobytów w domu (kiedy nie miałam jeszcze klatki), pomyślałam, że fajnie byłoby mieć taką chustę. Przerobiłam ją trochę zębami, ale była niewykończona (a ja, ponieważ jestem psem, nie potrafię posługiwać się igłą i nitką) i Pan zaniósł ją mamie kolegi, w celu wykończenia. Tak oto powstała moja własna kibicowska bandamka :) Teraz noszę ją dumnie na szyi, podczas większości spotkań ze znajomymi Państwa. Kiedyś pisałam też, że chciałam przytulić się do ulubionej flagi Pana (oczywiście z herbem Manchesteru), ale Pan nie był zachwycony, kiedy zdarłam ją ze ściany i trochę podziurawiłam. Poza tym posiadam legowisko z herbem (choć Państwo dalej twierdzą, że łóżko należy do nich) i Państwo chcą mi kupić również obrożę w barwach i z herbem Manchester United, ale na razie żadna ze znanych im firm zajmujących się robieniem psich akcesoriów, nie wykonuje gadżetów z własnym motywem. A może Wy znacie i polecacie jakąś instytucję, która taką obrożę wykona?
A jeśli chodzi o grę w piłkę, to cóż... Sama lubię ganiać za piłeczkami, ale nie bawiłam się jeszcze piłką oryginalnej wielkości. Tzn, bawiłam się raz, ale to była piłka bratanka Pani, więc zdążyłam zostawić na niej odcisk tylko jednego kła, a potem zostałam wygoniona z pokoju ;p Jak tylko będę miała okazję pograć trochę dłużej, na pewno pochwalę się jak było ;)





wtorek, 26 listopada 2013

28. Rozdanie

Hej, idzie zima, a ponieważ w śniegu można się zakopać i zaginąć, bierzemy udział w konkursie organizowanym przez autorkę bloga Żywienie Twojego Psa. Tym razem do wygrania są piękne identyfikatory. Dzięki nim, ten kto odkopie psa na wiosnę, będzie wiedział komu ma go zwrócić ;)
Mi najbardziej spodobał się identyfikator w kolorze czerwonym, bo to mój ulubiony kolor i fajnie komponuje się z moją czarną sierścią :)
Konkurs trwa od 25.11. do 3.12. Zapraszam do udziału i życzę powodzenia!



poniedziałek, 25 listopada 2013

27. Kilka słów o... szelkach

Dzisiejszy post będzie zbiorczy, ponieważ aktualnie posiadam 3 typy szelek, które używane są w konkretnych przypadkach, w zależności od tego gdzie się wybieramy.

Na początek jeszcze krótka, ale dobra informacja. Post nr 25 dotyczył zaginionego psiaka Farta. Na szczęście Farcik wrócił do domu! :)

A teraz do rzeczy:

1. Szelki spacerowe "V" - podobno najgorsze ustrojstwo z szelek, niszczące kręgosłup i obcierające pachy (moje królewskie podpachy jak dotąd nie ucierpiały). Te akurat służą mi tylko wtedy, gdy państwo zapinają mnie gdzieś na długiej smyczy. Są bezpieczniejsze od obroży, w której mogłabym uszkodzić sobie odcinek szyjny kręgosłupa, gdybym w porę nie wyhamowała (a dziesięciometrowa linka, wbita w ziemię na wkręcie do palowania, pomnożona razy dwa, daje razem 20 metrów do rozpędzenia - ryzykowane dla tak żywiołowego psa jak ja).






2. Szelki Trixie "Easy Walk" - moja zmora, nie znoszę ich! Uciekam w kąt, jak tylko widzę, że Pani bierze je do ręki - Ona je uwielbia. Są zapinane z przodu - na klatce piersiowej, przez co każda próba pociągnięcia krępuje nieco moje ruchy i "ściąga" mnie w bok. Nie mogę ciągnąć na smyczy! :( Teraz już poruszam się w nich swobodniej, ale początki były trudne - czułam się tak skrępowana, że maszerowałam z łapami wyprostowanymi niczym u żołnierza Koreańskiej Armii Ludowej. Raz, kiedy Pani zapomniała mi ich zdjąć podjęłam próbę ich likwidacji przegryzając pasek z przodu. Zanim jednak dokonałam dzieła zniszczenia, Pani zorientowała się, zdjęła mi to szatańskie narzędzie i naprawiła. Cóż, może jeszcze będzie okazja się ich pozbyć.



3. Szelki Julius K-9 - coś cudownego! Dziś zaliczyłam mój pierwszy spacer w Juliusach i od razu stały się moimi ulubionymi! Ale na pewno nie są ulubionymi Pani ;) Dlaczego? Ano dlatego, że są dla mnie idealne! Dopasowują się do grzbietu, nigdzie nie uwierają i są superwygodne! Ciągnięcie w nich, to przyjemność w czystej postaci! :) Wyglądam w nich bardzo poważnie, niczym pies policyjny! ;)  Do tego mają fosforyzujące napisy (wymienne, zapinane z boku na rzep) i elementy odblaskowe. Pani nie podziela mojego entuzjazmu, bo momentami ciągnęłam tak mocno, że rozjeżdżała się na mokrym śniegu (tak, tak, znowu to białe, wredne coś) i rozmokłych liściach. Dobrze jej tak, a niech ma za te "Easy Walki" :p
A za możliwość zrobienia na złość Pani serdecznie dziękuję autorce bloga Żywienie Twojego Psa. Szelki były jedną z nagród w organizowanym przez Panią Bogusię konkursie. Jeszcze raz serdeczne dzięki! :)





Oprócz tych sprzętów mam jeszcze tradycyjną parcianą obrożę, a na niej adresówkę. Muszę chyba namówić Państwa, żeby do wszystkich moich uprzęży zamontowali taką kapsułkę z numerem telefonu. Nie zamierzam uciekać, ale nigdy nie wiadomo czy się nie zgubię albo czegoś nie przestraszę, a z adresówki przeciętny znalazca jest w stanie szybko zrobić użytek i nie trzeba do tego skanera, jak w przypadku czipa. Adresówki są super!


A jakie szelki/obroże są Waszym zdaniem najlepsze?



czwartek, 21 listopada 2013

26. Syzyf i syf

Hmmm... nie wiem o co ostatnio chodzi Pani. Strasznie się na mnie wkurza, kiedy zmieniam sobie w najlepsze sierść z letniej na zimową. Twierdzi, że "moje kłaki są wszędzie", czyli podobno oprócz tego, że są w łóżku (to oczywiste, przecież tam śpię!), to są też w każdym posiłku. Nie wiem też o co jej chodzi z tym Syzyfem. Mówi, że przez moje kłaczki w domu ciągle jest Syzyf, a sprzątanie tego, to syfowa praca... A może odwrotnie? Nieważne!
No i te koty! O co jej chodzi z kotami?! Że niby jakieś koty pod łóżkiem zostawiam... Niemożliwe, żadnego kota nie zostawiłabym w spokoju, gdyby panoszył się bezkarnie po moim mieszkaniu! Co to, to nie! Nie wiem, gdzie Pani te koty widzi, ale niech tylko jakiś wpadnie w moje łapy!
A jeśli chodzi o sprzątanie, też chętnie pomagam! Podobno trwa rewolucja śmieciowa, i jakaś Unia zażyczyła sobie, żeby wszystkie wyrzucane opakowania po żywności były umyte. No cóż... Dla mnie bomba! ;)




A kubek dla wielbicieli psiej sierści w jedzeniu kupicie tutaj:

 


piątek, 15 listopada 2013

25. Pomóżcie znaleźć Farta!

Być może są wśród Was czytelnicy z Opola lub okolic. Do Was, Waszej rodziny i znajomych ogromna prośba - pomóżcie znaleźć Farta! Farcik jest psem koleżanki Pani, adoptowanym z Fundacji Mali Bracia w zeszłym roku. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...


środa, 13 listopada 2013

24. Liebster Blog Award według Bony


Ach te człowieki! Pani wkradła mi się na bloga i odpowiedziała za mnie na pytania zadane w ramach Liebster Blog Award. Chyba muszę zmienić hasło dostępu! ;)
Dziś będzie więc powtórka z rozrywki, jeśli mogę tak powiedzieć, czyli moje psie odpowiedzi.


1. Lubię ludzi którzy...
Właściwie, to ludzi nie lubię. Chyba, że fajnie pachną jakimś innym psem, jedzeniem, dają mi smaki albo dużo głaskają. Lubię Mamę Pani, bo daje mi kiełbasę i surowe mięsko, gdy pomagam jej przygotowywać obiad :)

2. Czego się boję...
Samotności i tego, że wrócę do schroniska. Nie było tam wcale źle, ale jednak wolę swoją michę, ciepłe łóżko i towarzystwo własnych człowieków.

3. Ulubione słowo?
Smacznego! Pani tak mówi, gdy skończy przygotowywać mi popołudniowy posiłek. To słowo dobrze mi się kojarzy :)

4. Motto życiowe lub cytat?
Adoptując jednego psa nie zmienisz całego świata, ale świat zmieni się dla tego jednego psa. Takie życiowe! :)

5. Ulubiona książka lub film*
Książek nie jadam, więc nie wiem, ale zdarzyło mi się zjeść ulotkę, podejrzewam, że smakuje podobnie. A ponieważ ulotki są pyszne, to książki pewnie też :)
Jeśli chodzi o filmy, to zjadłam ich kilka i nie mogłabym zdecydować, który był moim faworytem, smakują podobnie. 

* zaraz, zaraz... Po odpowiedziach Pani stwierdzam, że chyba chodzi o ich czytanie/oglądanie, a nie o zjadanie. Hmmmm... książek nie czytam, a filmów fabulanych nie trawię (o! znowu jest o jedzeniu!), tzn. nie lubię. Za to z dokumentalnych interesują mnie filmy na Animal Planet, zwłaszcza seria o szczeniętach "Słodkie dzieciństwo" (ang. "Too cute").

6. Twoja ulubiona rasa psa
Oczywiście moja, czyli "rasa mieszana" :)

7. Dlaczego pies?
Nie wiem dlaczego jestem psem, tak wyszło. Chociaż podobno wykazuję też cechy kozy, kota i robię miny jak surykatka. Na szczęście surykatki są słodkie (widziałam na Animal Planet), więc odbiorę to jako komplement. 
A na pytanie "dlaczego człowieki?", odpowiem, że człowieki są super! Dają jeść, miziają za uchem, pozwalają mi spać w łóżku. Ale najważniejsze, że SĄ. Moje własne człowieki! :)

8. Co Cię uspokaja?
Jak zostaję sama, to lubię coś żuć i gryźć. Kocyk, kołdrę, płytę CD, co tam akurat wpadnie mi w zęby...

9. Jak spędzasz czas ze swoim psem?
Hmmm... nie mam psa, ale Państwo obiecali, że jak będziemy mieli większe mieszkanie, to będzie drugi pies, żebyśmy mogli wspólnie psocić ;)
A jeśli chodzi o wspólne spędzanie czasu z Państwem, to zgadzam się z odpowiedziami Pani - są to głównie spacery, a frisbee mnie nudzi. Pani zapomniała tylko dodać, że zdecydowanie za dużo czasu spędza przed TV lub komputerem...

10. Czy pies myśli?
Oczywiście! A myślicie, że kto pisze tego bloga?! ;)

11. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu
Rodzina. Jej zdrowie i szczęście :) 


Wybaczcie, że nikogo nie nominuję, ale Pani zrobiła to za mnie. Cieszę się, że udało mi się też w końcu wypowiedzieć w swoim własnym imieniu. 


poniedziałek, 11 listopada 2013

23. Liebster Blog Award

Serdecznie dziękujemy Bogusi z bloga Żywienie Twojego Psa, za nominację do Liebster Blog Award. Cieszymy się, że mamy kilku czytelników i trzymamy kciuki, by było ich jak najwięcej i postaramy się, by blog był dla Was jak najbardziej interesujący.

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów jeszcze nie rozpropagowanych na tyle, na ile zasługują, czyli o mniejszej liczbie obserwatorów niż byśmy chcieli, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań odebranych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

1. Lubię ludzi, którzy...
...są szczerzy i mają poczucie humoru :)

2. Czego się boję?
Samotności. Tego, że któregoś dnia zostanę całkiem sama, nie będę miała do kogo zwrócić się o pomoc i z kim porozmawiać.

3. Ulubione słowo?
Imponderabilia ;) Niby ich nie ma, a jednak są :)

4. Motto życiowe lub cytat
"Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś"

5. Ulubiona książka lub film
Chyba nie mam takich "najulubieńszych". Lubię wracać do książki "Zew krwi" J.Londona i chętnie czytam też podobną tematycznie serię J.O. Curwooda. Ostatnio również czytam książki W. Cejrowskiego.
Jeśli chodzi o filmy, to "Miasto aniołów" jest zdecydowanie faworytem. Lubię też "Porozmawiaj z nią" Almodovara. Uwielbiam "Króla lwa" :)

6. Twoja ulubiona rasa psa
Lubię kilka. Moim marzeniem było mieć Gończego polskiego (miałam wcześniej), Rhodesian ridgebacka, Jamnika (miałam już dwa), Border collie. A skończyło się na "owczarku kaszubskim", czyli zwykłym kundelku ;)

7. Dlaczego pies?
Bo nie kot :) 
W moim domu zawsze był jakiś pies, najpierw jamnik i wyżeł, potem kolejny jamnik i gończak. Babcie miały kundelki i owczarka szkockiego. Przyjaciółka z dzieciństwa dobermana i sznaucera. Wychowywałam się wśród psów i nie wyobrażam sobie życia bez sierściuszka :) Pies motywuje do odejścia od komputera i wyjścia na spacer (moi rodzice twierdzą, że każdy z dniem przejścia na emeryturę powinien dostać od państwa psa, żeby nie siedzieć bezczynnie na kanapie ;)



8. Co Cię uspokaja?
Telefon do narzeczonego. A jak on mnie wkurzy, to zdecydowanie spacer z psem ;)

9. Jak spędzasz czas ze swoim psem? 
Głównie spacery. Piłeczkowanie i frisbee (z marnym skutkiem, bo Bona szybko nudzi się dyskiem). Ćwiczyłyśmy posłuszeństwo, ale chyba nie mam do młodej cierpliwości i mam wrażenie, że nie sprawia jej to frajdy. Muszę się znów zmotywować!

10. Czy pies myśli?
Oczywiście. Wystarczy obserwować zachowanie psa, żeby się o tym przekonać!
Bona myśli głównie o tym, że zostawimy ją i już nie wrócimy :p

11. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
Rodzina. Jej zdrowie i szczęście :)

Widzę, że nominacji jest wiele, więc z góry przepraszam, jeśli ktoś będzie odpowiadał na pytania po raz kolejny, ale na blogerze jestem od niedawna i nie orientuję się, kto był już nominowany. Nie znam też Was jeszcze na tyle, żeby zadawać Wam indywidualne pytania, więc będą jednakowe dla każdego :)

Nominujemy:
http://pieskumpel.blogspot.com/
http://malebialezczarnym.blogspot.com/
http://zdaniemlackiego.blogspot.com/
http://baddy-wspanialy-labrador.blogspot.com/
http://originalpoodle.blogspot.com/
http://chersi-labradoodle.blogspot.com/
http://fado-labrador-retriever-biszkoptowy.blogspot.com/
http://poprostuzuzia.blogspot.com/
http://mundkowaferajna.blogspot.com/
http://lucy-mix.blogspot.com/
http://duet-adhd.blogspot.com/

Nasze pytania:
1. Jaka jest Twoja największa wada, a jaka zaleta?
2. Co robisz w wolnym czasie?
3. Ulubiony sport?
4. Jakie jest Twoje największe marzenie?
5. Jakie cechy cenisz u innych?
6. Skąd wziął się pomysł na bloga?
7. Skąd masz swojego psa i dlaczego właśnie On?
8. Co Cię motywuje do pracy z psem?
9. Wolisz psy rasowe czy kundelki?
10. Jakie jest Twoje zdanie na temat tzw. "ras agresywnych"?
11. Jeśli nie pies, to...?



czwartek, 7 listopada 2013

22. Kilka słów o... TRIXIE Hopper



Postanowiłam dzielić się z Wami moimi opiniami, na temat różnych zabawek, akcesoriów i innych psich gadżetów. Będzie to seria recenzji "Kilka słów o...".

Dzisiaj jako pierwszy będzie miał zaszczyt wystąpić przed Wami TRIXIE Hopper, czyli jak pisze jeden z internetowych sklepów "piłka dla psa do gryzienia i aportowania, wykonana z materiału łatwego do utrzymania w czystości" (inny opis: guma naturalna 9 cm).
Po pierwsze: jest może łatwa do utrzymania w czystości, bo nie widziałam, żeby Pani specjalnie męczyła się z jej myciem i nie słyszałam, żeby używała przy tym niecenzuralnych słów (nie to, co w momencie, gdy zobaczyła ją po raz ostatni*). A myła ją parę razy, bo napychała ją pasztetem lub psimi snackami.
Po drugie: Bawiłam się nią czasem - podrzucałam i biegałam za nią po pokoju, bo fajnie skakała w różne strony (i tu opis kłamie - owa "piłka" nie jest piłką, tylko koziołkiem). Do aportu więc również się nadawała.
Po trzecie: gryzienie. Tutaj już się nie zgodzę, że się nadaje (dobrze, że w opisie nie było "wytrzymała", bo to dopiero byłoby kłamstwo!). Po pierwszym zostawieniu mnie sam na sam z zabawką, straciła ono jedno ramię. Potem było już tylko gorzej i Hopper w sumie był u mnie około dwóch tygodni. Potem Pani go wyrzuciła (a raczej to, co z niego zostało).

Ogólne wrażenie całkiem niezłe. Koszt takiego koziołka, to ok. 20 zł w sklepach stacjonarnych (zamówiony w internetowych jest tańszy - tak twierdzi Pani). Spełnia swoje funkcje, ale lepiej nie zostawiajcie swojego psa bez opieki, gdy żuje zabawkę. Nie nadaje się na zabawkę do wypełnienia smakami. KONG jest tylko jeden i jedynie on przetrwał moje destrukcyjne zapędy ( i chociaż tej zabawce recenzji nie trzeba, to i tak napiszę ją któregoś dnia). Musicie jednak pamiętać, że jestem psem dość specyficznym i nie spocznę dopóki czegoś nie zniszczę (mój lęk separacyjny podpowiada mi, że w ten sposób zapomnę o samotności) i to, że zabawka przetrwała u mnie krótko nie jest porażką dla producenta. Na dowód tego wklejam zdjęcie tego, co zostało z posłania, gdy znów się zdenerwowałam i musiałam się uspokoić żuciem ;)
A Hopperowi daję 3 gwiazdki na 5 ;)


*Pani zobaczyła Hoppera po raz ostatni, kiedy zwymiotowałam jego resztki (jedno z ramion). Zabawka została wyrzucona około tydzień wcześniej.


Zdjęcie pożyczone ze strony zooonline.pl (mój był zielony).




A to moje "dzieło zniszczenia", czyli co zostało z materaca z pazuroodporną i zęboodporną poszewką.






środa, 6 listopada 2013

21. Wspomnienia z wakacji part. 2

Poprzedni post dotyczył mojej długiej podróży na Suwalszczyznę. I podróż ta mimo przeciwnościom losu, zakończyła się pomyślnie. Przespaliśmy noc i kolejnego dnia mogliśmy beztrosko oddać się wakacyjnemu wypoczynkowi. Ach! Co to był za wyjazd! Dużo biegałam bez smyczy (Państwo też chyba się trochę wyluzowali, zaufali mi i dali trochę skorzystać z wolności). Obok naszej kwatery płynęła Czarna Hańcza, więc Państwo wylegiwali się na trawce nad rzeczką z rodziną i znajomymi, a ja biegałam wkoło i bawiłam się z psem Brata Pana - Selwą. Chodziliśmy na długie spacery nad jezioro Wigry, a nawet pływałam kajakiem! Tak, jestem kajakowym psem! :) Ech, co będę dużo mówić (szczekać), warto pojechać - cisza, błogi spokój, z dala od zgiełku miasta...
Dziś ważniejsze od tekstu są zdjęcia - może one Was zachęcą do podróży w tamte rejony. I wiecie co? Fajnie spędza się czas z Państwem, a ja nie byłam dla nich problemem wakacyjnym. Kolejny dowód na to, że nie jestem tylko chwilową zabawką. I z tego co podsłuchałam, na kolejne wakacje też już mają niezły plan... A ja jestem jego częścią! :)


Pies kajakowy :)



Tutaj Pan trochę stracił panowanie nad wiosłami i prawie wbił się kajakiem w gniazdo łabędzi. Na szczęście udało się uniknąć podziobania i skończyło się na syczeniu wkurzonych łabędzich rodziców. Ale nie ma co! Pan był bardzo dzielny - sam wiosłował około 20 km!




Ja i Selwa :)





Pomost nad jeziorem Wigry



Mikaszówka (tu robiliśmy ognisko! Tzn. człowieki robiły ;p )