poniedziałek, 28 września 2015

140. Test Karmy Kingsmoor Havfisk

Już ponad cztery tygodnie Bona testuje karmę Kingsmoor Havfisk, w ramach Plebiscytu Top For Dog 2015 Jak jej smakuje, jak zmianę znosi piesełowy brzuszek i co myślę o karmie przeczytacie w poniższej recenzji.


Zacznijmy od tego, co widzimy na początku - opakowanie. Jak dla mnie szata graficzna odrobinę zbyt pstrokata. Oczywiście przyciąga uwagę (i taka pewnie jest jej rola), natomiast kilkukrotnie już zawiodłam się na takich "pstrokatych" produktach, bo zwykle okazywało się, że kolorowe opakowanie to jedyne, co produkt ma do zaoferowania. Jak było tym razem? O tym za chwilę.

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest zamknięcie worka. Otóż posiada on strunowy suwak, dzięki któremu worek z karmą może być wielokrotnie otwierany i zamykany, a do przechowywania karmy nie potrzebujemy puszki/wiadra.



Kolejnym plusem jest przezroczyste "okienko", przez które można zobaczyć granulki. To bardzo przydatne rozwiązanie, zwłaszcza w zoologicznych sklepach stacjonarnych, ponieważ jednym z czynników decydujących o zakupie karmy jest jej wielkość i kształt granulki.




Skład:
Ryby, groch, fasola, ziemniaki, olej rzepakowy, pulpa buraczana, jaja, siemię lniane, minerały (wapń /fosforan wapnia/sól), drożdże piwne, korzeń cykorii (suszony), marchew (suszona), kryl (białko zwierzęce), małż zielony (suszony), wodorosty, owoc dzikiej róży, jabłko, lepczyca, jagody, rabarbar, kora brzozy, lucerna, pokrzywy, korzeń mniszka, rumianek, owoc głogu, jałowiec, orzech włoski, anyż.


Karma Kingsmoor Pure HAVFISK, to hipoalergiczna, bezglutenowa, bezzbożowa karma z ryb morskich.
Mimo, że w składzie nie ma procentowego udziału poszczególnych składników, wiem, że dominuje ryba (jest wymieniona jako pierwsza, a to mówi nam jakiego składnika jest najwięcej) i jest jej całkiem sporo. Na stronie producenta możemy znaleźć również taką informację:

Do wyprodukowania 4 kg karmy HAVFISK wykorzystano:
  • 3,1 kg ryby
  • 3,4 kg roślin strączkowych
  • 4,4 kg innych warzyw, owoców i ziół
Będąc bardziej dociekliwą osobą postanowiłam napisać maila do firmy Kingsmoor z pytaniem o procentową ilość mięsa w składzie. Dostałam informację, że w karmie znajduje się 30% mięsa. Ilość nie jest może powalająca, ale patrząc na pozostałe składniki uważam, że całość przedstawia się całkiem nieźle.


Wygląd krokietów i smakowitość:
Granulki karmy Kingsmoor są małe i płaskie. Ta wersja raczej nie nadaje się dla psów dużych - są one bowiem mniej więcej wielkości jednogroszówki. Podobno opakowania o większej gramaturze (12 kg) posiada również większe granulki. Warto więc wybierać je w przypadku większych psów.
Kolor brązowy, lekko tłuste, zapach mimo, że rybny i intensywny, to dość przyjemny.
Bona zdjadała karmę bardzo chętnie, na początku oczywiście całą porcję na raz, potem szło jej to wolniej, na raty, ale u niej to normalne ;-)














Plusem jest, że zjadała dziennie tyle, ile zaleca producent (czyli ok 170 g), co nie zawsze się zdarzało w przypadku innych karm. Sucz potrafi "dziobać" jedzenie - tylko tyle ile musi, żeby nie być głodna, a resztę zostawia. W przypadku karmy Kingsmoor zjadała całą dzienną porcję.


Porównując do wszystkich innych suchych karm, jakie do tej pory jadała Bona widzę, że Kingsmoor smakował jej zdecydowanie najbardziej. Pies nie schudł, ani nie przytył, a sierść jest ładna i błyszcząca. Dodatkowym atutem jest wygląd i zapach psich kup. Kupy zdecydowanie zwarte i nieduże, a zapach nie był tak przerażający jak w przypadku niektórych karm. Bąków nie zaobserwowano (raczej nie wywąchano), mimo, że tuż za rybą w składzie wymieniono groch i fasolę ;-) 

Cena karmy waha się od 79 zł za opakowanie 4 kg do 199 zł za 12 kg worek. Dużo czy mało? Cena nie jest może niska, ale nie jest też zaporowa. Myślę, że jeśli chodzi o całkiem przyzwoity skład i efekty jakie mogłam zaobserwować po podawaniu karmy są warte tej ceny. Przynajmniej w mojej ocenie :-)

Do obejrzenia jest jeszcze krótki filmik, który niestety nie chciał się załadować na bloggera, ale możecie zobaczyć go na Boniakowym fp TUTAJ



poniedziałek, 21 września 2015

139. Skarby Matki - gadżety dla psiarza

Kochane czytające mnie Ludziki!
Czy Wy też macie takiego hopla na punkcie "psich gadżetów"? Matka pod tym względem jest naprawdę mocno zakręcona - widząc cokolwiek, co ma na sobie motyw łapki czy psa, pieje z zachwytu i zazwyczaj ciężko ją powstrzymać przed zakupem takiego przedmiotu. W związku z tym w naszym domu znaleźć można wiele rzeczy, po których od razu widać, że to właśnie Matka je kupiła (lub zostały kupione dla Matki).
Jestem pewna, że każdy z Was posiada niezbędne minimum w postaci książki lub kilku o tematyce psiego szkolenia, żywienia czy zdrowia (u nas też jest kilka pozycji, ale ponieważ uważamy to za pewniak w każdym psim domu, pominiemy je). A kto z Was posiada jeszcze inne gadżety? Mam nadzieję, że ten wpis zainspiruje Was do pokazania swojej kolekcji i w ten sposób powstanie cykl "Gadżety dla psiarza". My z Matką uwielbiamy takie posty - zazwyczaj dotyczą one jednak psiej szafy. Tym razem chciałybyśmy, aby to człowieki pokazały swoje zbiory. Zaczynamy!

Dla domu:
Zacznijmy od dekoracji i przedmiotów codziennego użytku. Mamy takowe zarówno w kuchni, jak i w pokoju i przedpokoju. W kolekcji Matki znajdują się:

  • metalowa tabliczka "A home without a dog is just a house" - kupiona przez Matkę w internetach za dwadzieścia kilka złotych + wysyłka. Nie pamiętamy adresu strony, z której była zamawiana, ale obecnie można kupić ją TUTAJ. Tabliczka, to pierwszy gadżet, który zobaczycie po wejściu do naszego mieszkania, znajduje się bowiem na ścianie w przedpokoju, naprzeciwko drzwi wejściowych

  • tabliczka drewniana "Leave me alone, I'm only speaking to my dog today" - kupiona w TK Maxx za kilkanaście złotych (Matka doczekała się przeceny ;-) ). Stoi w salonie na parapecie.

  • podkładki pod kubeczki - kupione w TK Maxx za 16,99 zł - Matka długo się wahała czy w ogóle takie podkładki są jej potrzebne, ale ostatecznie wygrała chęć posiadania kolejnego gadżetu z motywem psa no i je kupiła :-p

  • kubeczki - a jakże! Skoro są podkładki, to muszą być i kubeczki ;-) Idąc od lewej: Nr 1 i 3 - "dostanięte" ;-). Nr 2 od pik-pik.pl (prezent od Ojczulka). Nr 4 - kupiony dawno temu przez Matkę w Rossmannie za (uwaga!) 1 grosz. Nr 5 - prezent na wigilię w pracy Matki od Ani (na zdjęciu razem obok mnie Kiniek von Baryła). Nr 6 - kubek reklamowy Puriny Pro Plan (z poprzedniej pracy Matki). Nr 7 - znów TK Maxx - 16,99 zł

  • puszka Royal Canin - metalowa niewielka puszeczka na karmę/smaki. U nas trzymana jest w niej mąka :-) Z poprzedniej pracy Matki.

  • kalendarz - komiksy z psiakami w roli głównej. Na moim fp co miesiąc staram się prezentować Wam "obrazek główny" oraz "mały obrazek" z danego miesiąca. Kalendarz kupiony w TK Maxx za 19,99 zł

  • ramka na zdjęcia - w sumie Matka nie pamięta gdzie ją kupiła ani za jaką kwotę (musiało to być naprawdę bardzo dawno temu, bo akurat pod tym względem, to Matka pamięć ma dobrą). Nieduża, przedstawiająca mieszańca jamnika z dalmatyńczykiem, który zdjęcie dumnie trzyma na grzbiecie w szklanej oprawie :-)

  • tekturowe pudełko na skarby - kupione u chińczyka za 10 zł, służy Matce do przechowywania biżuterii.

  • poducha - "łapoducha". Sfatygowana, zmechacona i zmęczona życiem, już dawno straciła blask i wygląda jak siedem nieszczęść, ale Matka ma do niej ogromny sentyment i nie może się z nią rozstać



Ubrania i dodatki:
Trochę się zdziwiłam, że w kolekcji Matki jest tak mało ubrań z psem w roli głownej, ale z drugiej strony widocznie nie ma jakiegoś szału jeśli chodzi o ich wybór, bo na pewno stałaby się ich posiadaczką. 

  • bluza i t-shirt - bluzę Matka kupiła na allegro za kilkanaście złotych, natomiast t-shirt to pamiątka z czasów, kiedy chodziłyśmy z Matką na treningi z opolskim klubem "NajlePSI z NajlePSYch". 

  • majtaski i skarpetaski - takie rzeczy w TK Maxx. Majtki za 16,99 zł, skarpety za 19,99 zł (3 pary - pies, kot i sowa)

  • chusta - znowu TK Maxx. Chusta jest ogromna, wielkości ręcznika plażowego. Oczywiście Matka krążyła wokół niej dość długo i zdecydowała się na zakup jak tylko cena spadła z 69,99 zł do 58 zł. Wybaczcie, ale Matce nie chciało się prasować ;-)

  • czapka - wykonana z cienkiej bawełny, z aplikacją z polaru. Kupiona za ok. 40 zł w sklepie MARTIS. Matka bardzo ją lubi i dodatkowo jest to jedyna czapka, w której wygląda jak człowiek, a nie jak muminek ;-)

  • krawat - wygrzebany w lumpeksie, pewne za jakieś 3-4 zł. W zasadzie jeszcze nie noszony, a kupiony tylko dlatego, że jest na nim pies (taaa.....).

  • kapcie - dalmatyńczyki. Prezent od Ojczulka na pierwsze wspólne mikołajki. Mimo niedługiego stażu związku Ojczulek bezbłędnie wyczuł z kim ma do czynienia i podarował Matce takie właśnie kapcie. Pewnie też dlatego, że miał wtedy kiepskie ogrzewanie w mieszkaniu i Matka marzła jak przychodziła do niego w gościnę ;-P Kapcie prztrwały do dzisiaj i niedługo zaczną swoją zimową posługę ;-)

  • torebka od Royal Trend - prezent od tejże firmy w ramach współpracy na początku istnienia bloga. Bardzo mocna i trwała, do tego pojemna i elegancka. Jeśli ktoś zastanawiałby się nad zakupem, to polecamy z Matką szczerze. Jedynym minusem torebki jest to, że należy ją regularnie "odkłaczać". Wykonana jest z filcu, który się "kulkuje". Jeśli konserwację oddali w czasie, trudniej pozbyć się zmechaceń. 


  • torebka od DekumDekum - kolejny trafiony prezent od Ojczulka :-) Cena torebki to 50 zł. Lekka, z mniejszą kieszonką w środku, przykuwająca uwagę innych człowieków. Od kiedy Matka ją ma praktycznie się z nią nie rozstaje :-)



Biżuteria:
Jak każda kobieta, Matka posiada biżuterię. Obecnie mało co nosi, ale czasem jej się zdarza. W jej zbiorach również można znaleźć biżuterię z motywem psa :-)

  • kolczyki - małe, srebrne wkrętki z jamniczkami W.KRUK, podarowane przez siostrę Matki daaaawno temu (kiedy Matka była jeszcze małolatą). 

  • charms - zawieszka do bransoletki kupiona za kilka złociszy na allegro już jakiś czas temu. Wtedy dostępne były tylko różowe pudelki, no ale skoro pudel, to też pies, Matka oczywiście kupiła ;-)

  • bransoletka - tym razem od RatujPsa.pl. Matki ulubiony dodatek, od czasu kiedy ją ma, nosi tylko ją i zdjęła ją jedynie na tydzień wakacji ( w celu uzyskania równomiernej opalenizny ;-)

  • biżuteria na... obrożę :-) - Matka miała ambitny plan zrobienia z nich bransoletek, ale jakoś tak to odwlekała w czasie, że w końcu przywieszki wylądowały w skrzyneczce i czekają na lepsze czasy ;-) - Cena ok. 13 zł za szt.

  • bransoletka Happy House - otrzymana w ramach współpracy od Butiku zPazurem.pl . Skórzana z mnóstwem zawieszek, wśród którym znajdziecie psią łapkę jak i samego psa.



Inne:
Zostały nam inne rzeczy z motywem psa, które w zasadzie można byłoby zaliczyć do jednej z wymienionych kategorii, a jednak wylądowały tutaj. Jakie? Zobaczcie :-)

  • breloczki - Gammolen otrzymany wraz z opakowaniem testowym kapsułek na sierść. Bardzo elegancki i ładny, przez co Matka w obawie przed zniszczeniem trzyma go w szufladzie, zamiast przy kluczach (wariatka no!) oraz mały srebrny pieseczek, kupiony w TK Maxx za 16,99 zł


  • przypinki - jedna charytatywna ze strony www.pomoczwierzakom.pl/  (tak, tak, to zwierzątko na przypince, to pies, nie królik ;-) ), druga z motywem chartów z CHARTcorowej majówki w Mosznej

  • teczka i zakładka do książki - mają ze sto lat. Również prezent od siostry Matki z czasów, gdy Matka była niepełnoletnim jeszcze stworzeniem. 

  • zeszyt z Che-Psem - całą serię zeszytów i notesów w tym stylu możecie od czasu do czasu znaleźć w TK Maxx (ten zeszyt akurat kosztował 19,99 zł). A inne obrazki obejrzycie już teraz TUTAJ. Obecnie zeszyt służy Ojczulkowi do zapisywania przepisów kulinarnych (u nas w domu gotującym człowiekiem jest Ojczulek).

  • etui z psem od PupiLu - Matka wygrała go w konkursie fejsbukowym na profilu "Polskie Szafiarki". 


Mam nadzieję, że udało mi się znaleźć wszystkie gadżety psiarza, które znajdują się w kolekcji Matki. Nie było łatwo, bo w trakcie powstawania posta okazywało się, że są kolejne rzeczy, o których wcześniej nie pamiętałam. Jeśli się okaże, że coś jeszcze zostało pominięte, to uzupełnię post. 
No to teraz - kto podejmie wyzwanie i pokaże swoje zbiory? Czekamy na Wasze wpisy! 

poniedziałek, 14 września 2015

138. "Pies zmielony razem z budą" ;-)

Hej, hej :-) Jak już zapewne wiecie, Boniaczkowa udostępniła mi swoją część internetów, w związku z czym posty będziemy pisać na zmianę. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;-) Trzymajcie kciuki, żebyśmy obie podołały nowemu zadaniu ;-)

***

Zastanawiałam się od dawna nad wpisem na temat wszystkich karm, które jadła Boniaczkowa. Niektóre oczywiście chwalę sobie bardziej, inne mniej. Z podawania jednych jestem bardziej, z drugich mniej zadowolona. No i nie wszystkie oczywiście były zakupem słusznym. We wpisie wymienię wszystkie suche karmy, krótko opiszę i podzielę się z Wami moimi wrażeniami na ich temat. Zacznijmy od początku:

  • Orlando - karma z Lidla. Nie, nie jestem dumna z tego, że podawałam ją psu, choć poza tym, że w jej składzie można znaleźć wiele wypełniaczy i ulepszaczy, zawiera min. 26% drobiu, co i tak jest wynikiem niezłym jak na karmy marketowe. Kupiona trochę z przymusu, bo po Bonę wybraliśmy się w sobotnie popołudnie (przekonani, że dostaniemy ją "od ręki" ;-P). Karma kupiona, ale pies musiał przecież poczekać na wizytę przedadopcyjną, więc już tak zostało. W sumie sucz zjadła jej chyba dwa worki. Zjadała ją chętnie, choć nie do końca wiem czy to był syndrom psa schroniskowego, skutek ilości polepszaczy smaku i zapachu czy coś innego.  Efekt? Kupy były zielonkawe (pod kolor opakowania karmy), niekoniecznie stabilne, cena 14,99 zł za worek 3 kg.

  • Purina Dog Chow - mimo, że skład karmy nie powala, życzyłabym sobie, żeby wszystkie wiejskie Burki karmione karmą z dyskontów (czyt. "pies zmielony razem z budą") dostawały przynajmniej karmę Dog Chow. Ja nazywam ją "mniejsze zło". Bona chętnie ją zjadała, 3 kg karmy wystarczały na niecały miesiąc, cena stosunkowo niska (25-30 zł z worek 3 kg), kupy nie najwyższej jakości (o ile można tu mówić o jakości ;-) ), ale żadnych rewolucji nie zaobserwowałam. Podawałam ją dość długo, chyba z 8 miesięcy.


zdj. http://www.vogelartikelenwebshop.nl/en/


  • Brit Premium Adult S, potem także BP Adult M - w składzie podano, że zawiera 41% kurczaka i to skłoniło mnie do jej zakupu. Obecnie po przerwie wróciliśmy do niej .Bardzo chętnie zjadana przez psa, kupy zwięzłe, brak rewolucji żołądkowych. Kosztuje niewiele (w internecie cena Adult S zaczyna się chyba od 58 zł za worek 8 kg, 15 kg aMki kosztuje niecałe 100 zł). W tej cenie karma jest bardzo przyzwoita. Niestety zdarzają się lepsze i gorsze partie i przy obecnym worku, który na szczęście kończymy, psie koopy są zdecydowanie za duże jak na 11 kg psa i zdecydowanie zbyt śmierdzące. 

  • Markus Muhle - karma tłoczona na zimno. Byłam z niej mega zadowolona. Pies trochę mniej - nie była zjadana zbyt chętnie, choć do dziś nie wiem czy to nie był przypadkiem efekt tego, że kiedy zaczęłam ją podawać również psu gotowałam (zimą podaję żarcie dwa razy dziennie - rano małą porcję suchego, po południu miskę mięsa z ryżem i warzywami). Potem zjadała, choć bez entuzjazmu, ale za to efekty były super - zero bąków i małe, zwarte kupki - aż chciało się sprzątać! :-) Cena przystępna - 5 kg za 55 zł, 15 kg za 130 zł


  • Bosch Adult - zakupiony w pakiecie próbnym, mieszanym 4 x 1 kg. Skład może też nie powala, ale pies chętnie ją zjadał, więc byłam w miarę zadowolona. Cena też nie była zabójcza, bo za pakiet próbny wyszło niecałe 30 zł. Niestety mój entuzjazm minął dość szybko, bo pies po karmie puszczał mega śmierdzące bąki i nie dało się z nią wytrzymać w jednym pomieszczeniu. Szybko z niej zrezygnowałam. 
zdj. zooplus.pl

  • Lukkulus - skuszona efektami, po zjedzeniu MM kupiłam 1,5 kg karmy na wakacyjny wyjazd. Miała wystarczyć na tydzień, a kupki miały być piękne, małe i przyjemne w zbieraniu. Niestety nie było mi dane przekonać się czy aby na pewno tak będzie, bo karma suczy w ogóle nie podeszła. W ciągu trzech dni zjadła może ze 100 g i to z takim bólem serca, że w końcu się złamałam i dałam jej próbkę karmy, którą miałam zachomikowaną jako smaki. Potem już kupowaliśmy parówki i karmiliśmy psa mielonkami (mieliśmy ich aż nadto), a karma została szczelnie zamknięta i podaliśmy ją dalej, a to co zostało w misce rozsypaliśmy pod płotem (może jeże chociaż skorzystały). 1,5 kg kosztowało 25 zł i był to najbardziej chybiony zakup jak na razie, mimo, że nieźle się zapowiadał.

  • Kingsmoor HAVFISK - karma z ryb morskich. Dostaliśmy ją do testów w ramach Plebiscytu Top For Dog 2015. Jak na razie jestem bardzo zadowolona zadowolona. Bona chętnie ją zjada i nie ma żadnych rewolucji żołądkowych, a kupy są zwarte i niewielkie. Mogę polecić ją z czystym sumieniem, cena w stosunku do jakości nie jest wysoka (4 kg ≈ 80 zł, 12 kg ≈ 200 zł). Więcej o karmie przeczytacie wkrótce w osobnej recenzji.

  • od czasu do czasu (najczęściej w czasie krótkich -3 dniowych wyjazdów) fundujemy psu fast foody (Pedigree, Chappi, Mr Dog). Najczęściej kiedy jesteśmy na wsi - Bona wtedy i tak pogardliwie patrzy na swoją karmę. Nauczona przez moja mamę, mając do wyboru śmieciowe żarcie, albo swoją, lepszą karmę, wybiera to gorsze. Wątpię, żeby jej to jakoś szczególnie zaszkodziło, dlatego się na to godzę. 


Jeszcze krótko o karmach mokrych.

Zdarzyło nam się próbować karm ze wszystkich niemal przedziałów cenowych. Najbardziej chwalę sobie Dolinę Noteci, O'Canis, Animondę, Rocco. Jednorazowo zamówiliśmy również Lukkulusa - tutaj nie było problemu ze smakowitością (w przeciwieństwie do suchego). W paszczę Bony wpadła też Rinti, którą całkiem nieźle oceniam.
Gdy jesteśmy na wsi, czasem zmuszona jestem kupić to, co jest akurat dostępne (czyt. min.4% mięsa). O ile Pedigree czy Chappi zjada (ach, ta smakowita galaretka!), o tyle Butchersa, który ma nieco więcej mięsa już "męczy".

Jeśli chodzi o przestawianie się z jednaj karmy na inną, to w przypadku Bony nie ma z tym najmniejszego problemu. Możemy nawet codziennie podawać jej inną i nie będzie problemu z wypróżnianiem. Nie wymieniłam w spisie próbek, a zdarzało nam się na krótkich wyjazdach karmić psa wyłącznie próbkami kilku różnych producentów. Nie ukrywam, że pod tym względem jest to duży plus, bo nawet, jeśli zamówiona przez nas karma nie zostanie dostarczona na czas, możemy pozwolić sobie na zakup jakiejś małej paczki w sklepie stacjonarnym. Próbki, dzięki swojej różnorodności są też chętniej zjadane przez Bonę, co również przydaje się, kiedy wiemy, że pies będzie narażony na większy wysiłek fizyczny (np. podczas wyjazdu w góry) i chcemy mieć pewność, że odpowiednio wcześniej przyjął wystarczającą ilość pokarmu.

Właściwie nie wiem dlaczego Bona podczas wyjazdów gardzi swoją karmą. Może traktuje je jak wakacje. A jak wakacje, to wiadomo - gofry, lody z polewą i bitą śmietaną, smażona rybka, grill. Wszystkie rarytasy, których nie mamy na co dzień fundujemy sobie w wakacje. A niech ma dziewczyna - w końcu ja też sobie pozwalam... od czasu do czasu ;-)

wtorek, 8 września 2015

137. Test: Przysmaki od e-pies

O naturalnych gryzakach już było i pewnie jeszcze będzie, bo to jeden z bardziej pożądanych produktów. Każdy właściciel czworonoga chce dla swojego pupila jak najlepiej. A tym bardziej cieszy się, kiedy może zapewnić mu zajęcie, zdrowie i zaspokojenie potrzeb żywieniowych w jednym.



Tym razem na tapecie znalazły się gryzaki od e-pies.eu Do testów trafiły do nas w ramach Plebiscytu Top For Dog 2015. Trafiła do nas niewielka paczuszka. Znajdowały się w niej cztery przysmaki:

  • kurza łapka
  • tchawica wołowa
  • płuco wołowe
  • ucho środkowe wieprzowe


O gryzakach od e-pies
Produkt pozyskiwany, z surowców najwyższej jakości, stanowi idealne uzupełnienie codziennej diety, stymuluje prawidłowe ukrwienie dziąseł, zapobiega tworzeniu się płytki bakteryjnej.
Nie zawierają żadnych sztucznych substancji konserwujących, ani dodatków aromatyzujących. Poddane specjalnemu procesowi suszenia zachowują wszystkie wartości odżywcze.
W organizmie psa wspomagają naturalne procesy trawienia, wpływają na poprawę apetytu, ale przede wszystkim chronią przed dysbakteriozą. Odpowiedni proces technologiczny eliminuje salmonellę oraz bakterie coli.
Wszystkie gryzaki dostępne w sklepie e-pies są suszone. Produkty suszone są dużo zdrowsze i cieszą się większym powodzeniem niż przysmaki wędzone.


Gryzaki zawierają:

Witaminy - to niezbędny składnik pokarmu psa zapewniający wydajny metabolizm,
wzrost kości i prawidłowy wzrok; witamina A, E, D3
Białko ogólne - to podstawowy budulec tkanki mięśniowej zapewniający prawidłowy
rozwój psa.
Tłuszcz surowy - to zdrowa skóra i sierść oraz energia dla organizmu psa.
Włókna surowe - to związek organiczny umożliwiający prawidłową drożność jelit. Niedobór błonnika może powodować zaparcia lub biegunki.
Związki mineralne - fosfor całkowity, wapń, żelazo, magnez
- wzmacniają zęby i kości.


Moim największym zainteresowaniem cieszyło się ucho środkowe. Pierwszy raz coś takiego jadłam i mimo swoich niewielkich rozmiarów okazało się dość twarde i zajęło mnie na dłuższą chwilę. Wszystkie gryzaki zjadłam chętnie (no dobra, przyznam się nawet do tego, że sekundę po zrobieniu zdjęcia nr 2, ucho środkowe porwałam sobie sama z miseczki, a Matka biegła za mną po mieszkaniu wołając "Nieeee, Bona!!! Jeszce nie skończyłam franco!" - niech będzie to najlepsza reklama dla gryzaków ;-) ) Problemów z brzuszkiem nie zaobserwowano :-)


No i przy okazji jedzenia kurzej łapki obśliniłam sobie legowisko :-p Dobrze, że jeszcze jest człwiekowe łóżko do spania ;-)

***

Tak sobie ostatnio wymyśliłam, że będę może pozwalała Matce pisać coś od czasu do czasu na blogu. Jak myślicie, czy to dobry pomysł?