sobota, 30 sierpnia 2014

92. Zaproszenia na Targi Pet Fair

Słuchajcie człowieki ! Matka wygrała dwa zaproszenia na targi Pet Fair, które odbywają się w Łodzi 6-7.09.2014 Matka bardzo chętnie pojechałaby w niedzielę 7.09., bo ma wolne w pracy. Nie ma jednak transportu. Jeśli więc ktoś wybiera się do Łodzi albo chciałby towarzyszyć Matce (co do kosztów paliwa - można się z Matką dogadać ;-), to Matka w zamian za transport udostępni jedną wejściówkę.
Więcej szczegółów na temat wystawców i programu na stronie targów TUTAJ


piątek, 29 sierpnia 2014

91. Krótka relacja z pobytu w Czechach

Relacja miała być podzielona na kilka części. Miały być opisy wycieczek, lokale przyjazne psom, ogólna organizacja. Ale wszystko - mimo że od dawna było wiadomo dokąd pojedziemy - było bardzo spontaniczne. Relacja nie będzie zbyt szczegółowa, bo wszystko zaburzyło się przez zmiany, które nastąpiły z przyczyn od nas niezależnych ;-) Ale od początku:

Wyjazd został mocno skrócony, z powodu kontuzji Matki. Właściwie nie z powodu samej kontuzji, ale z powodu rehabilitacji maminego łokcia. No trudno, zdrowie najważniejsze!
Wyjechaliśmy zgodnie z planem - w niedzielę 10.08. Człowieki plecaki zabrali niewielkie, ale za to nieźle wyposażone m.in. w moje smaki ;-)
Dojechaliśmy do Krnova, gdzie wstępnie mieliśmy nocować. Ale człowieki po przemyśleniu sprawy wpakowali mnie w pociąg do Vrbna pod Pradedem. Tam znaleźliśmy kemping i zamieszkaliśmy w uroczym małym domku...



Jak widzicie domek nie był największy i najpiękniejszy. Ale nie trzeba było rozbijać namiotu, na głowę nie kapało, była ciepła kołdra i mięciutkie łóżko. Prysznice (płatny 10 Kč) i WC było wspólne dla tych, którzy nie załapali się na domek z pełnym wyposażeniem. Nie narzekaliśmy, bo za pięć noclegów (2 os. - w tym opłata klimatyczna + pies) człowieki zapłacili niecałe 150 zł. Do miasteczka było ok 15 min. spacerem, a tam czekały markety z pełnym zaopatrzeniem. Do tego obok kempingu była restauracja, w której człowieki upodobali sobie zupę czosnkową i smażony ser (też podobno w bardzo przyzwoitej cenie).

Na kempingu było dość dużo psów - małe i duże, całkiem niezauważalne, albo ujadające (cały czas lub tylko na widok innego psa). Był owczarek niemiecki, grzywacz, mopsy, york, JRT, beagle i jakieś miksy). Cały teren był ogrodzony, więc niektóre psy biegały luzem wokół "swoich" domków.



I tak pierwszego dnia wylądowaliśmy w Karlovej Studance. W sumie około 18 km tam i z powrotem. Wycieczka miała być rozpoznaniem przed wyprawą na Pradziada - i dobrze, że się zdecydowaliśmy ;-)
Miejscowość jest bardzo fajna, z typową uzdrowiskową zabudową. Niewiele zwiedzaliśmy, raczej rozglądaliśmy się po okolicy. W miasteczku było dość dużo turystów, ale wcale nas to nie dziwiło - stąd dobrze rozpocząć wyprawę na Pradziada :-) Człowieki zgłodniały w samą porę -  deszcz przeczekaliśmy w restauracji :-) W Karlovej miałam też pierwsze bliskie spotkanie z dziwnym wełnianym zwierzem...





Kolejny dzień spędziliśmy w Bruntalu. Leniwie spacerowaliśmy uliczkami, by na koniec nie wejść do pałacu ;-) No i właśnie... Czesi są wyjątkowo tolerancyjni. Pracownicy restauracji spoglądali na nas ze zdziwieniem, gdy człowieki przed wejściem do lokalu pytali "czy można z pieskiem?". Mierzyli nas wzrokiem nawet, gdy przed wejściem do autobusu/pociągu człowieki zakładali mi kaganiec. W zasadzie, jeśli nie ma znaczka przedstawiającego przekreślonego psa, można z pupilem spokojnie wchodzić :-) I dalej niespodzianka - do punktów informacyjnych i m.in. do pałacu właśnie, psa wprowadzać nie wolno. Nie szkodzi - i tak fajnie spędziliśmy dzień :-)






Środa była dla nas najważniejszym, najaktywniejszym i najfajniejszym dniem. Ale jej poświęcimy osobnego posta. Niedługiego, ale jednak należy się tej wyprawie. Powiem tylko, że skutecznie zdobywaliśmy Pradziada :-)



W czwartek pogoda niestety nie dopisała. Dzień spędziliśmy w domku, regenerując się po wycieczce na Pradziada i planując dzień kolejny. Jedyną rozrywką w tym deszczowym dniu, było wstrzelenie się w około godzinną przerwę między jednym a drugim opadem deszczu. Poszliśmy na spacer, a potem na obiad.

W piątek nasze plany całkiem wzięły w łeb. Z kempingu wyszliśmy wcześnie rano, nie sprawdzając dokładnie autobusów. Okazało się, że nasz jednak nie jedzie :-p Mieliśmy atakować Zlate Hory, tam poszukać noclegu i w niedzielę pójść do Głuchołaz, zdobywając po drodze Biskupią Kopę. Ostatecznie po kilku przesiadkach (pociąg - autobus) znaleźliśmy się na miejscu. Niestety zapomnieliśmy o tym, że w Polsce zaczął się właśnie długi weekend i wiele osób wpadło na pomysł spędzenia tego czasu właśnie w Czechach. Nie znaleźliśmy noclegu w Zlatych Horach i sytuacja zmusiła nas do powrotu. Całe szczęście pod telefonem czekał Tato Matki, odebrał nas i bezpiecznie odwiózł do domu. Szkoda, że zapomnieliśmy o tym weekendzie, można byłoby odpowiednio zmienić plany...



Oczywiście po powrocie człowieki myśleli sobie, że lepiej było zostać, tam gdzie byliśmy. A może lepiej byłoby poszukać noclegu jeszcze w innym miejscu? Mnóstwo było przemyśleń, ale mimo wszystko odpoczęliśmy i bawiliśmy się świetnie! :-) Szkoda, że pobyt skróciliśmy (w sumie o połowę), bo zaplanowane było odwiedzenie jeszcze kilku miejsc.
Planujemy "dokończyć" wyjazd pod koniec września, ale wszystko zależy od tego czy Matka dostanie wolne w pracy.

Zapytacie dlaczego nie opiszemy lokali przyjaznych psom? Bo właściwie każdy, który odwiedziliśmy taki był! Czesi znają potrzeby zwierzolubów, więc właściwie do każdej knajpy można wejść z czworonogiem. Najlepiej wspominamy jednak Kolibę, gdzie człowieki jadały i podobno było tanio i bardzo smacznie :-) I do tego tuż przy naszym kempingu :-)


wtorek, 19 sierpnia 2014

90. Kilka słów o... smakach O'Canis

Tak więc zasoby O'Canisowych produktów się skończyły, nad czym osobiście bardzo ubolewam. Wszystkie smaki były tak smaczne, jak śmierdzące ;-)

Mix Przysmaków z konia (200g)

Czyli mieszanka z koniny (końskie tchawic, gardziele, żołądki, serca, płucka, ogon, uszy). Naturalne suszone przysmaki, bez sztucznych barwników i aromatów, bez substancji chemicznych i konserwantów.

Składniki : białko surowe 75,9%, tłuszcz surowy 6,3%, popiół surowy 2,6%, włókna surowe 6,3%

Ten zestaw zdecydowanie przypadł mi do gustu :-) Był rzeczywiście urozmaicony, kawałki były różnej wielkości i twardości, przez co czas ich zjedzenia też się różnił (od kilku do kilkunastu minut). najdłużej zajadałam się uchem.

Smaki idealne jako przekąska dla dorosłych psów, również dla alergików. Zaspokaja idealnie potrzebę żucia. Nie nadaje się jako smaki podczas szkolenia, natomiast można nagrodzić nią psa po treningu. Pozostawia delikatną warstwę oraz zapach na dłoniach. Pachnie intensywnie, ale człowieki nie marudziły, że im śmierdzi (kiedy oni w końcu zrozumieją, że im bardziej śmierdzi, tym smaczniejsze?!).




Cygara z jelenia (5 szt.)

100% suszonego mięsa z jelenia w formie pałeczek. Bez sztucznych barwników, aromatów i chemicznych dodatków.

Składniki: białko surowe 72%, tłuszcz surowy 4%, popiół surowy 4%, włókna surowe 6%

O cygarach było dużo, więc nie będę się rozpisywać. Wszystkie jednakowo uroczo śmierdziały i były pyyyyszne <3 Nadają się również raczej jako przekąska, ponieważ Matka próbowała je pokroić i wykorzystać podczas przywołania, ale tylko nieładnie się pokruszyły. Pozostawiają delikatny zapach na człowiekowych rękach i zdecydowanie za szybko się kończą :-(





Kiełbaska z dziczyzny (30 g)

Beztłuszczowa przekąska - 100% mięsa z dziczyzny, bez konserwantów, sztucznych dodatków.

Składniki: białko surowe 72%, tłuszcz surowy 4%, popiół surowy 4%, włókna surowe 6%

Fajna opcja w opakowaniu "jednorazowym". Opakowanie zawiera jedną porcję, co osobiście Matce się podoba, bo my często zabieramy ze sobą różne smaki, czy to na wyjazdy, czy nawet na jakieś spotkania człowiekowe - Matka zawsze stara się mieć dla mnie jakąś przekąskę :-)
Opakowanie ma tylko jedna wadę - papierek, którym dodatkowo owinięte są kiełbaski jest do nich przyklejony i niestety ciężko go odkleić bez uszkodzenia smaka. Na szczęście kiełbaski mają jeszcze naturalna powłoczkę, która odrywa się razem z naklejką.
Zapach podobny do cygarek, czyli jak dla mnie najsłodsza słodycz :-)




Bardzo się starałam, ale nie wytrzymałam ;-)



Trufle dla psów (90 g)

100 % naturalne - suszone mięśnie z jelenia.


Składniki: białko surowe 72%, tłuszcz surowy 4%, popiół surowy 4%, włókna surowe 6%

W pudełku znajduje się około 20 sztuk trufli. Pachną podobnie do cygar, ale mają lekko słodkawy aromat. Na rękach nie zostawiają tłustej warstwy, za to zostawiają delikatny zapach. Otoczone są delikatną jadalną powłoczką.
Nadają się do szkolenia, ale raczej dla większych psów, ponieważ bez problemu można je kroić na talarki, natomiast krojone na mniejsze kawałki rozpadają się. Zjedzenie pierwszego smaka było dla mnie nie lada wyzwaniem, bo "turlał" mi się w paszczy i Matka mówiła, że wyglądałam jakbym próbowała przegryźć "gumę-kulkę". Nie wiem co to znaczy, ale po dwóch wypluciach w końcu udało mi się przegryźć smaka. A potem zapragnęłam więcej! ;-)





Wołowina z majerankiem (90g)

Karma uzupełniająca składająca się w 100% z czystego mięsa wołu wysokogórskiego z majerankiem. To  przekąska o niskim poziomie cholesterolu, działa antybakteryjnie, rozkurczowo i zalecana jest w przypadku nadwrażliwości żołądka. Nie zawiera dodatkowych składników, dlatego nadaje się dla psów ze skłonnością do alergii.

Składniki: białko surowe 44,8%, tłuszcz surowy 37,7%, popiół surowy 5,68%, wapń 0,91%, fosfor 0,53%

Bardzo lekka i aromatyczna przekąska. Towarzyszyła nam w wyprawie na Pradziada, gdzie zostałam nią nagrodzona pod koniec trasy. Pachnie dość intensywnie, ale zupełnie inaczej niż wszystkie poprzednie smaki - ma przyjemny (nawet dla człowieków) aromat ziół. Przysmak, z powodu swojego kształtu, skojarzył się Matce z czekoladą ;-) Można podzielić taką tabliczkę na mniejsze kawałki (najlepiej wzdłuż zagłębień), ale jest dość twarda, więc raczej nie nadaje się do szkolenia.




Wszystkie smaki są dostępne w Sklepie O'Canis. ceny smaków są bardzo atrakcyjne (tak mówi Matka, ja tam się nie znam!). Matka była pozytywnie zaskoczona jak odwiedziła sklep w internetach i przyznała, że spodziewała się dużo wyższych cen za tak dobre smaki.
Duży plus należy się O'Canisowi za ogromny wybór przekąsek dla alergików - na rynku są bowiem dostępnie takie smaki, ale nigdzie nie spotkaliśmy się z takimi, można powiedzieć, egzotycznymi przekąskami :-) Również podobają nam się "sposób podania". Wszystkie (oprócz miksów) mają bardzo ładne opakowania - proste, eleganckie, nie "krzyczą" do potencjalnego klienta ;-)

Ja ze swojej strony polecam serdecznie i mam nadzieję, że któregoś dnia nad moim domem spadnie O'Canisowy deszcz, a smakom nie będzie końca :-)

czwartek, 7 sierpnia 2014

89. Rozdanie na psiediety

Jak zawsze świetna nagroda i jak zawsze zachęcam do wzięcia udziału. Kto nie gra, ten nie wygrywa :-) Konkurs na blogu Psie Diety TUTAJ. :-) Zgłaszać możecie się do 27.08.


wtorek, 5 sierpnia 2014

88. Kupa kłopotów

Kupa jaka jest, każdy widzi... i czuje! (od razu zaznaczam-zwykle wpisom towarzyszą adekwatne zdjęcia...NIE, nie będzie zdjęć kup ;-).
Temat może nie jest najprzyjemniejszy, ale za to ciągle "na czasie". Dlaczego? Ano na przykład dlatego, że akurat trwają wakacje, a jak wakacje, to i wyjazdy, a jak wyjazdy, to akurat nie zawsze tam, gdzie może sobie wymarzyliśmy. Ciągle na właścicieli psów nakłada się zakazy, m. in. dlatego, że nie każdy uważa, że sprzątanie po psie to jego obowiązek. Niestety ciągle jeszcze zdarzają się przypadki, że właściciele myślą sobie, że pies to pies, trawa to trawa i jak ten pies ma ochotę na tej właśnie trawie, to niech zrobi "udam, że nie widzę". Trzeba zdać sobie jednak sprawę, że takie zachowanie jednej osoby ma wpływ na postrzeganie całej psio-ludzkiej społeczności. I wcale się nie dziwię plażowiczom, właścicielom kempingów i administracji rekreacyjnych terenów zielonych, że nakładają jakieś ograniczenia.
Matka sprząta, owszem. Trochę gorzej z Ojczulkiem :-p On jakoś nie może się przełamać. Owszem, jak trzeba, jesteśmy gdzieś w centrum albo na ładnym, czystym skwerku, to sprzątnie. Wychodzi on z założenia  - podobnie z resztą jak mama Matki - że trawniki są dla psów. Chociaż inaczej spaceruje się po wsi, gdzie na 100 psów tylko 5 spaceruje na smyczy i załatwia swoje potrzeby na wiejskich trawnikach, a inaczej po miejskim osiedlu, gdzie non-stop chodzi 20-30 psów na trawnik o ograniczonej powierzchni.

Krążyła kiedyś anegdota w internetach o pewnej blond pani, która miała różowe ubrania, maleńkiego yorka, ubranego w różową sukieneczkę, zapiętego na różową smycz i obrożę. Po tym jak ten york zrobił kupkę (zapewne różową), pani wyjmowała z różowej torebki różową rękawiczkę gumową i zbierała kupkę do różowego woreczka :-) Śmieszne? Może i tak, ale czy to ważne, że akurat róż dominował w tej opowieści? Ważne, że pani zdawała sobie sprawę, że pies, to pies, nieważne czy york czy kaukaz i nie było dla niej problemem posprzątanie po swoim psie.

Matka natomiast sprząta już w większości przypadków. Nie myślcie sobie, że Matka jest jakąś fanatyczką, zbiera kupy i je kolekcjonuje! Co to, to nie! Najchętniej w ogóle nie zbierałaby kupek, bo:
Po pierwsze:  idąc po jedną moją kupę, zwykle na bucie zgarnie po drodze dwie inne (których inni właściciele psów nie posprzątali. A może to moja, której nie sprzątnął Ojczulek?).
Po drugie: przecież taka kupka szybciej rozłoży się na trawniku (gdzie wykończy ją szybko zmienna pogoda), niż w plastikowym worku, nawet biodegradowalnym. Chodzi oczywiście o okres wiosenno-letnio-jesienny.
Matka nie zbiera zawsze. Jeśli akurat zachce mi się podczas deszczu, to nie zbiera. Po deszczu znikną wszystkie ślady zbrodni. Nie wciska się w zarośla, w krzaki (nawet w centrum miasta), żeby za wszelką cenę sprzątnąć to, co pozostawiłam. Nie wygrzebuje z wysokich traw i nie przynosi z terenów "niezaludnionych" (wały, łąki i pola, śródleśne ścieżki).

Okres zimowy, to już zupełnie inna bajka. Wszyscy bowiem na pewno znacie te widoki, kiedy temperatura wzrasta, nadchodzą roztopy, a spod śniegu ukazuje nam się widok świeżych PSIEbiśniegów. Niestety, mróz nie sprzyja rozkładowi, dlatego też Matka zimą sprząta zawsze! Przysypywanie śniegiem, to nie jest rozwiązanie, a przy okazji zbierając taką kupę możecie sobie ogrzać rękę w zimny dzień ;-)

Oprócz względów estetycznych oczywiści dużą rolę mają tu względy finansowe - za niesprzątnięcie można bowiem dostać mandat nawet do 500 zł (a w niektórych regionach kraju podobno nawet 1000 zł). Nie wiem czy to dużo, ale Matka twierdzi, że całkiem sporo, jak za g**no ;-)
W Opolu zdarzały się przypadki, że SM, pytała spacerowiczów z psami, czy mają przy sobie worek na kupę. W sumie co ich to obchodzi, przecież jest obowiązek sprzątania, a nie noszenia worków, więc jeśli ktoś ma ochotę, to może sobie sprzątać nawet gołą ręką!
Druga sprawa, że miasto zaczęło montować specjalne kosze na psie odchody, ale dołączone do nich papierowe torebki zostały pokradzione (nie wiadomo czy dla zabawy przez dzieci, czy ktoś sobie do nich pakuje drugie śniadanie). Mimo inicjatywy miasta, pojemników wciąż jest za mało.



Jeśli chodzi o samą czynność - co zrobić, żeby sobie ją umilić?

Otóż, można kupić sobie na początek ładny podajnik na worki, który przypinamy do smyczy. Ważne, żeby łatwo wyciągać z niego worki. Nasze doświadczenia:

  • mieliśmy czarny plastikowy podajnik z Trixie z okienkiem na worki z boku. Wygodnie się je wyciągało, ale sam podajnik miał w zwyczaju się otwierać (dekielek był wciskany, a nie zakręcany), podpięty do flexi robił dużo hałasu, obijając się o nią, a także spotkanie ręki z rozhuśtanym plastikiem nie było najprzyjemniejsze - do kupienia praktycznie w każdym sklepie zoologicznym;
  • niebiesko-pstrokato-czarny podajnik, materiałowy, w kształcie tuby jest lekki i nie obija  się o flexi, można go wyprać w razie potrzeby, "ładowany od góry", wieczko zapinane na suwak. Niby wszystko ok, ale ten otwór na dole, to jakiś koszmar! Matka zawsze się denerwowała i wyjmowała worki przed pójściem na spacer, bo kiedy ciągnęła za koniec, rolka robiła się co raz ciaśniejsza i worka nie dało się wyciągnąć. Co się Matka namęczyła z tymi workami stojąc nad aromatyczną kupą, to jej. Potem znalazła patent na wyciąganie (w międzyczasie znalazła też nowy podajnik) - zakupiony w TK Maxx ;
  • Superbone-niewielki elegancki podajnik, wyglądający jak mały portfelik. Wygodnie zmienia się rolkę i bardzo wygodnie wyjmuje worki - do kupienia w zooplusie;
Oczywiście podajników jest bardzo wiele, plastikowe, z materiału, w różnych kolorach i kształtach. Zwykle można kupić w sklepie zoologicznym, ale można też skusić się na samodzielne uszycie np.z filcu (jeśli ktoś ma takie talenty i chce mieć niepowtarzalny gadżet).



Następnie woreczki. Nasze różowe (ooo! Matka jest różową damą z opowieści!;-) i niebieskie zakupione w Pepco za 6,99 zł (w Netto są podobne i tańsze, ale Matka nie miała po drodze). Worki obecnie też już są do kupienia w każdym zoologu. Czarne z "portfela" dołączone były do zakupu, natomiast fioletowe, które widać na zdjęciu (wystają z podajnika), to straszna porażka. Kupione w TK Maxx za 19,99 zł (8 rolek). Są okropnie przezroczyste, więc widać co tam akurat niesiecie (na pewno wszyscy się domyślają, ale nie każdy chce to oglądać).
Na rynku jest mnóstwo worków do wyboru: kolorowe, pachnące, papierowe z dołączoną papierową łopatką. Można je kupić na rolki lub w całym "ekonomicznym" opakowaniu.
Jest też mnóstwo gadżetów dla "zbieraczy": łopatki - w kształcie klipsa (na które zakładamy worek, a potem "zwalniamy" klipsa i już!), krótkie kieszonkowe i długie na rączce, przydatne dla osób starszych i tych, którzy z różnych przyczyn się nie schylają (z przyczyn zdrowotnych lub z lenistwa).
Tak więc temat jest długi jak papier toaletowy, a ilu właścicieli, tyle pewnie opinii i okoliczności, w których sprzątają, a w których nie. Gratulacje dla tych, którzy dotrwali do końca tego g******ego tematu (przepraszam za wyrażenie). Chętnie poznam Wasze opinie na temat sprzątania :-)


Spójrz na mnie Matka! Czy naprawdę myślisz, że to ja zostawiłam tą kupę w przedpokoju?! :-)


piątek, 1 sierpnia 2014

87. Zakupy

Dzisiaj dostaliśmy rzeczy zakupione w zooplusie. W południe poszliśmy je odebrać (Matka dołączyła się do zamówienia znajomej). Więcej radości z nich miała Matka, bo ani to zjeść, ani się tym pobawić (chociaż próbowałam podgryzać miski). Matka wynalazła takie cuda odwiedzając jeden z psich blogów - Z bokserem w jednym domu. W sumie dobrze, że na niego trafiła, bo właśnie planowała zakupić miski na wyjazd i podajnik do worków, ale ceny misek nie zachęcały jej jak dotąd do zakupu, a podajniki najczęściej znajdowała plastikowe.
A więc już wiecie co było w zamówieniu:
  • miski silikonowe 0,5 l - ciągle w promocji TUTAJ
  • podajnik na worki Superbone - również jeszcze w promocyjnej cenie TUTAJ
Akurat przed samym wyjazdem Matka nie chciała zamawiać karmy, więc ogłosiła się w internetach na fb, że szuka kogoś, kto dorzuciłby jej kilka rzeczy do zamówienia (bo podobno wysyłka droga). Poratowała ją Ewa i tak oto Matka spełniła swoje kolejne marzenie o posiadaniu zbędnych - moim zdaniem - gadżetów. No ale niech jej będzie. 



Miski mają na pewno kilka zalet, ale Matka już doszukała się wady. Oprócz tego, że są ładne i kolorowe:

+ lekkie,
+ zajmują mało miejsca,
+ można je myć w zmywarce (której my nie mamy. Poza tym kto zabiera na wyjazd zmywarkę?!)

- miska po złożeniu niekoniecznie zachowuje płaski kształt. Nasza akurat różowa odmawia zapowiadanego spłaszczenia i odskakuje z jednej strony. Może z czasem to się zmieni. Nie przeszkadza to o tyle, że w bagażu i tak nie będzie miała miejsca, żeby się "rozwinąć". 



Jeśli chodzi o saszetkę na worki, to jeszcze nie mieliśmy okazji z niej korzystać, jedyne co można stwierdzić na pierwszy rzut oka - jest starannie wykonana, ładna i "elegancka" ;-)
Matka polowała już jakiś czas na nowy podajnik, bo ten stary jest nieporęczny (ale o tym innym razem). 
Zakupy można więc zaliczyć do udanych, gadżety i zadowolenie Matki to jedno, ale w końcu to ja będę z tych misek jadła. Chyba, że Matka kupiła je dla siebie ;-)



P.S. Ciągle nie udało mi się dobrać do żółtego piłko-jeża. Wczoraj myślałam, że się uda, bo Matka położyła go na skraju klatki, ale zanim ułożyła się do snu, spakował jeża do pudełka i położyła poza moim zasięgiem, ech... Może dziś będzie łatwiej, bo od rana żółtek jest w ruchu, co jakiś czas Matka go kula w dłoniach, a potem zostawia bez opieki. Trzymajcie kciuki! :-p