Również ja miałam mały wypadek - w poniedziałek roznosiła mnie energia (nic dziwnego, brak spacerów robi swoje). Biegałam, skakałam, tarmosiłam kołdrę człowieków. Wtedy Ojczulek wymyślił, że trochę energii rozładujemy na zabawie szarpakiem. Kiedy wziął szarpak do ręki moja ekscytacja sięgnęła zenitu i biegnąc w stronę klatki zahaczyłam przednią lewą łapą o drzwiczki i wyrwałam sobie pazura. Całego! Widok był przerażający, bo dość mocno krwawiłam. Matka tamowała krwawienie ręcznikiem, a Ojczulek dzwonił do Cioci Magdy, która jest weterynarzem i zawsze ratuje nas z opresji. Potem człowieki założyli mi prowizoryczny opatrunek, który jednak nie przetrwał długo. Na szczęście krwawienie ustało, a człowieki zostawili mnie w spokoju i mogłam sobie wylizać łapkę. Najgorsze jest to, że ostatecznie zabawy szarpakiem nie było, a ja uwielbiam szarpanie!
A więc teraz się kurujemy i odpoczywamy przed urlopem człowieków (trzeba się wykurować, bo zostało tylko 9 dni do wyjazdu). Dzisiaj Ojczulek kupił taką super piłkę! Żółciutka z kolcami! Oczywiście zaraz wystartowałam, żeby mi ją dał, a tu się okazało, że to piłka dla Matki :-( Musi ją ściskać i turlać w dłoniach, bo lewa jest trochę nieczuła, tzn. drętwieje Matce i trzeba ją jakoś rozmasowywać. A już myślałam, że będzie nowa zabawka dla mnie :-/ Poczekajcie, niech tylko człowieki spuszczą z oka to żółte cudo... ]:->
Czekamy też na przesyłkę z zooplusa-jadą do nas rzeczy przydatne na wyjazd, które Matka znalazła w promocyjnej cenie.
Tymczasem to tyle, już niedługo wyjazd, więc na pewno będzie o czym pisać, a tymczasem trzymajcie kciuki, żeby Matce rozruszał się łokieć, a mi odrósł piękny, lśniący pazur ;-)
"Nowa zabawka", czyli piłka Matki
Na kafelkach najchłodniej :-)