Jestem "psem podróżnym", jak mawia Pani. W swoim krótkim życiu spędziłam już sporo czasu w pociągach. Pierwsza taka podróż odbyła się do rodzinnej miejscowości Pani. Państwo zabrali mnie na dworzec, a tam mnóstwo ludzi, pociągów, hałasów i zapachów! To było straszne, nie wiedziałam na czym mam się skupić! Wszyscy gdzieś pędzili, biegli, coś krzyczeli, a pisk hamującej lokomotywy, to najgorszy dźwięk na świecie! W końcu zostałam wpakowana do przedziału "dla podróżnych z większym bagażem ręcznym". Nie wiem czy słowo "większy" nie powinno dotknąć mojego ego, bo chyba sugeruje, że coś jest nie tak z moją figurą. Cóż, nie zapytam i nie poskarżę się, bo nie mam jak. Bagażem ręcznym byłam też na bilecie Pani. Gdyby ktoś niewtajemniczony chciał wiedzieć - opłata za psa w REGIO to 4,50 zł (bagaż podręczny), a w pozostałych pociągach 15,20 zł i już jesteśmy traktowane jak na psa przystało - opłata jest za przewóz psa. Warunkiem odbycia takiej podróży jest oczywiście posiadanie ważnej karty szczepień oraz kagańca. No i na jednego człowieka przypada jeden pies.
Podróż nie trwała długo, jedynie jakieś 45 minut, ale strasznie byłam nerwowa! Kręciłam się po przedziale, nie umiałam usiedzieć w miejscu i w dodatku strasznie się śliniłam. Takich "obślinionych" podróży miałam jeszcze wiele (w końcu trzeba było jeszcze wrócić, a poza tym Pani częściej zabierała mnie do Mamy), aż w końcu nastąpił przełom. Ale o przełomie będzie później ;)
U Mamy Pani jest fajnie! Pani dość ściśle przestrzega tego, że dostaję dwa posiłki dziennie. Natomiast Mama Pani niekoniecznie. Tato Pani też nie :D Rano, ok. 5:00, jak Tato Pani jadł śniadanie, to oczywiście chodziłam sprawdzać czy dobrze i pożywnie zaczyna swój dzień. Chleb z Nutellą jest super! Ach ten delikatny, rozpływający się krem! Mniam! Potem chodziłam do kuchni około 7:30, bo wtedy Mama Pani wstawała i szła zrobić sobie kawę. Ja kawy nie lubię, ale za to patrzyłam na nią swoimi smutnymi oczami, robiąc minę głodnego psa z ulicy. Działało! Natychmiast w mojej misce pojawiała się pokrojona kiełbasa (a mówią, że nie dla psa kiełbasa ;) ). Dobrze, że Pani spała, bo byłaby niezła afera. Po południu, gdy Mama Pani kroiła mięso na obiad też oczywiście pilnowałam, żeby żaden kawałek się nie zmarnował. Nie daj Boże, jeszcze spadnie na podłogę i trzeba będzie wyrzucić!
Najlepszym wyjazdem był jednak wyjazd na tzw. Wielkanoc. Pojechaliśmy wtedy wszyscy: ja, Pan i Pani. Ach, jakie ilości jedzenia wtedy "przypadkiem" lądowały na podłodze. Przeróżne kiełbasy i mięska. Choć Pani apelowała "nie karmimy psa pod stołem", dziwnym trafem szynka nie chciała siedzieć na talerzu ;) Należy mi się chyba też trochę odpoczynku od ściśle przestrzeganych reguł, no nie? Zresztą, kiedy jeżdżę do Mamy Pani, czuję się, jak na wakacjach na wsi u babci, a jak wiadomo babciom pozwala się rozpieszczać wnuki ;)
Krowa! Najprawdziwsza krowa! Krowy są super i robią "muuuuu". Ta bardzo chciała się ze mną zaprzyjaźnić, ale ograniczał ją łańcuch. Szkoda, bo chętnie obejrzałabym sobie ją z bliska!
Niedługo startujemy na pociąg powrotny!
Właściwie, to nie lubię jeździć samochodem, choć i w tej kwestii nastąpił przełom (ale o nim później).
Okupuję kanapę i przejęłam piloty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)