sobota, 2 listopada 2013

20. Od punktu A do punktu B, czyli Wspomnienia z wakacji part. 1

No i powoli staje się... robi się zimno. Brrr! Spacery będą teraz krótsze, bo nie tylko Państwu, ale i mi nie będzie chciało się zbyt długo spacerować, jeśli temperatura będzie nieodpowiednia lub będzie padał deszcz.
Tymczasem dzisiaj wspominam wakacje!
Moje pierwsze wakacje z nowymi właścicielami były pełne wrażeń! Od razu, jak to mówią człowieki "z grubej rury", a nie tam jakiś wypad za miasto na parę dni (bo nie ma co się z psem tłuc po kraju). Ha! A ja się tłukłam! I to jak! W tym roku "kierunek Suwalszczyzna"! :)
Podróż oczywiście zaczęła się w Opolu (punkt A) na dworcu PKP, gdzie wsiedliśmy do pociągu pół godziny przed północą. Mieliśmy przesiadać się rano w Warszawie po całonocnej podróży. Wszystko szło dobrze, troszkę drzemałam, a pociąg sunął sobie powoli... Nagle zatrzymaliśmy się w jakimś Zawierciu i staliśmy. Staliśmy i staliśmy. W końcu pasażerowie zaczęli wysiadać i na dworcu zrobiła się wielka impreza. Wszyscy biegali do sklepu po piwo, jedli kanapki na peronie i nawet ja z Państwem wyszłam na spacer. W międzyczasie zdążyliśmy zaprzyjaźnić się ze współpasażerami (prawie wszystkimi) - starszą Panią, która jechała do Warszawy (ciągle opowiadała jak bardzo kocha psy, a psy kochają ją - też ją pokochałam, zwłaszcza, gdy wyciągnęła z torebki swoje kanapki, a potem wzięła mnie na kolana i miziała ;) ), studenta jadącego na wesele, faceta jadącego do Częstochowy do pracy oraz kobietę, która jechała na jakąś pielgrzymkę również do Częstochowy. W końcu pociąg ruszył! Kolejna stacja.... Włoszczowa.... Chyba też nie tędy mieliśmy jechać, bo pasażerowie byli jeszcze bardziej oburzeni niż w Zawierciu. Krzyczeli, wydzwaniali do jakiegoś radia i tu pojawił się współpasażer, który był wspomnianym wyżej pasażerem o pseudonimie "prawie wszystkimi". Wydawało mu się, że jest kimś bardzo ważnym, bo pracuje za granicą, upił się i przeklinał do moich współpasażerów po hiszpańsku (cokolwiek to znaczy - nie znam tego języka). Ale mój Pan jest bardzo sprytny i powiedział Pani Od Biletów, że ten facet nam przeszkadza i śmierdzi (a śmierdział! - potwierdzam!) i Pani zabrała go do przedziału, gdzie było więcej takich po imprezie w Zawierciu. Ruszyliśmy. W Częstochowie byliśmy około 10:00, po 6 godzinach jazdy. Normalnie taka podróż trwa podobno ok. 30 minut, ale mi jest w sumie wszystko jedno, bo i tak nie mam poczucia czasu ;) Potem dojechaliśmy do Warszawy, pociągi, którymi mogliśmy jechać już odjechały, a do następnych dużo czasu... Pan zadzwonił do brata i okazało się, że jacyś jego znajomi jadą do Maćkowej Rudy (punktu B). Czekaliśmy na nich (chyba też dość długo, bo Państwo już byli bardzo zmęczeni i zdenerwowani) i w międzyczasie zaczepiało nas kilku bardzo "intensywnie" pachnących panów. Szczekałam na nich strasznie, bo co mi tu będą zaczepiać! Państwo za to założyli mi kaganiec (co ja takiego zrobiłam?!) i dali mi jakieś tabletki uspokajające, bo stwierdzili, że przez tych panów jestem pobudzona i mogę zrobić im krzywdę (a rzeczywiście było ich wielu i straaasznie mnie drażnili). Niedługo potem byłam już tylko senna i przespałam całą około czterogodzinną podróż do punktu B (a przecież mam chorobę lokomocyjną!). W sumie od punktu A do punktu B jechaliśmy ok. 20 godzin. Potem już tylko zakwaterowanie, odespać podróż i wakacje czas zacząć! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)