poniedziałek, 21 października 2013

17. Snoopy

Znajomi Pani jakiś czas temu przebąkiwali coś o posiadaniu psa. Było to chyba na wiosnę. Plany były bardzo wstępne, ale jak wiadomo, życie weryfikuje wszystkie decyzje ;) I tak oto wśród moich znajomych psów pojawił się Snoopy (w typie labradora). Widziałam się z nim w sumie dwa razy w życiu, ale spokojnie mogę powiedzieć, że mnie zdominował. I wcale nie chodzi o to, że ma silne cechy przywódcze, o nie! Po prostu jest takim natrętem, że nawet ja (pierwszy natręt Rzeczypospolitej) nie wytrzymałam psychicznie. Oczywiście, jak go tylko zobaczyłam (a był wtedy słodziutkim trzymiesięcznym psim dzieckiem), od razu chciałam się przywitać i obwąchać. Szybko jednak mi się znudziło, ale Snoopert wcale nie zamierzał się uspokoić. Ganialiśmy się więc wkoło kanapy, a po około półgodzinnej bieganinie nasze Panie stwierdziły, że pójdziemy na spacer. Na dworze Snoop trochę odpuścił, za to ja znalazłam sobie coś śmierdzącego do zjedzenia i Pani bardzo krzyczała. I zapięła mnie na smycz, bo ciągle biegałam w krzaki w celu znalezienia większej ilości tej cudownej przekąski ;) Spacer trwał kilkadziesiąt minut, a po powrocie do domu Mały ciągle miał tyle energii, jakby dopiero co włożyli mu nowe baterie! Ja już dawno straciłam ochotę na zabawę! Właził na mnie, podgryzał, aż w końcu schowałam się za plecami Pani na kanapie. Jednak po kilku próbach i jemu udało się wskoczyć i dopadł mnie również tam. Cóż, wizyta u koleżanki Pani musiała skończyć się trochę wcześniej niż planowałyśmy, ale Snoopiego w żaden sposób nie można było wyciszyć. Nawet pacyfikacja w wykonaniu jego Pana pomogła tylko na chwilę.
Drugi raz spotkałam Snooperta całkiem niedawno, bo we wrześniu. Przystojny z niego młodzieniec, ale waży już ponad 20 kg i nadal ma ten sam styl zabawy co wcześniej, więc na jego widok od razu ukryłam się u Pani pod krzesłem. Tym razem to on wpadł do mnie z wizytą, a młodociany labradorowaty i ja, bawiące się w dwudziestometrowej kawalerce, to chyba niezbyt dobry pomysł (tzn. pewnie ja uciekałabym przed nim, a on za wszelką cenę chciałby mnie złapać, choćby miał wskoczyć na sufit). Tak czy siak, Pani nafaszerowała pasztetem Kongi, każdy dostał swoją porcję i była chwila spokoju.
Kiedy dojdzie do naszego kolejnego spotkania? Nie mam pojęcia! Z tego co mi wiadomo, Snoop też do aniołków nie należy i aktualnie sprawia małe kłopoty wychowawcze. Pani już podrzuciła właścicielom Młodego książkę "Pozytywne szkolenie psów dla żółtodziobów" i miejmy nadzieję, że robi jakieś postępy. Chętnie się z nim pobawię, ale z tą jego energią niełatwo jest mi się przełamać i trochę się obawiam, że może uszkodzić moje małe, wspaniałe ciałko ;)

Tutaj kilka zdjęć Snooperta z pierwszej wizyty, czyli kiedy miał 3 miesiące. 






1 komentarz:

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)