piątek, 28 lutego 2014

57. "Wsi spokojna, wsi wesoła", czyli fotorelacja z wyjazdu

Od poniedziałkowego wieczoru do czwartku byłam z Panią na wsi u rodziców Pani. Oczywiście Mama Pani zadbała o to, żeby nie brakowało mi jedzenia, tak to zwykle bywa z "babcią" ;-) Niestety źle to się skończyło, bo nadmiar i różnorodność spadających "przypadkiem" na podłogę kąsków wywołał u mnie rozstrój żołądka, z którym nadal walczę. Obawiam się, że to był ostatni tak bogaty smakowo wyjazd i teraz Pani będzie bardziej kontrolowało to, co dzieje się w kuchni, gdy zostajemy z "babcią" same :-p
Na początek pochwalę się, że w końcu zaczęłam sama wychodzić na balkon. Niby nic wielkiego, zwłaszcza, że to tylko pierwsze piętro, ale do tej pory trochę mnie to przerażało. Teraz natomiast uważam, że to świetny punkt do obserwacji i obszczekiwania przechodniów.


Wieś ma jedną wielką zaletę - przestrzeń. Nieograniczone możliwości jakie dają polne drogi ucieszą na pewno każdego psa. Pierwszego dnia poszłyśmy w stronę łąki, na której biegam zawsze, gdy jedziemy na wieś. Niedaleko jest boisko, ale trafiamy na takie momenty, kiedy akurat nic się tam nie dzieje i nikt nie gra w piłkę. Tym razem Pani postanowiła skręcić na ścieżkę, którą nigdy wcześniej nie szła (bo jak twierdzi "nie wiedziała, że ścieżka gdziekolwiek prowadzi"). Błotnista droga na pewno ładniej prezentuje się wśród zielonych liści, bo o tej porze roku wygląda dość ponuro i nieciekawie. Spacer w pojedynkę nie należy do najprzyjemniejszych, a krajobraz dodatkowo "dekorują" śmieci i stare opony. Opony akurat miały baśniowy wygląd, pokryte są bowiem cienką warstwą zielonego mchu.



Pani wzięła na spacer białe adidaski mamy i z każdym kolejnym krokiem żałowała tej decyzji. Ja natomiast cieszyłam się, że w końcu mogę sobie swobodnie pobiegać i żadna wstrętna smycz mnie nie ogranicza. Po wejściu na wzniesienie ukazał się nam widok, który ucieszył zarówno mnie jak i Panią. Mnie, ponieważ były tam pola, pola i jeszcze raz pola! Dużo pól. Hektary. Pani natomiast cieszyła się, że w końcu pojawiła się szutrowa droga i nie będzie musiała już pełzać zanurzona po kostki w rozmiękłej ziemi. Maruda. Rozmiękła ziemia jest super! :-)




I takiej zielonej trawki nażarłam się na potęgę!



Po ponad godzinnym spacerze Panią czekało jeszcze pranie. A konkretnie wrzucenie do prania kurtki, której urodę poprawiłam dodając kilka błotnistych wzorków - łapek. Wyglądała ślicznie! Nie wiem czemu Pani wrzuciła ją od razu do kosza z brudami - w ogóle nie docenia mojej kreatywności! Następnie w ruch poszła szczoteczka i białe buciki - na szczęście udało się przywrócić im dawną świetność. Na koniec ja wylądowałam w misce z wodą, a raczej dolna połowa mnie, bo rzeczywiście mój brzuszek był nieco oblepiony błotkiem. Tragedii nie było, ale ponieważ zwykle wyleguję się na kanapie, pranie podwozia było niezbędne.

Kolejnego dnia poszłyśmy na jeszcze dłuższy spacerek, w drugą stronę wsi, również w pola. Coś cudownego! Naprawdę polecam Wam takie miejsca! Przestrzeń, bogactwo wrażeń i zapachów - tropy saren, świeżo wykopane norki polnych gryzoni, kopce kretów i najfajniejsze: zalegające na skrajach pól hałdy (za przeproszeniem) gnoju! No coś pięknego! Jeśli będąc psem, nie doświadczyłeś tego zapachu, nie wiesz co tracisz! Ponieważ Pani dała mi dużą swobodę w węszeniu i nie odwoływała mnie z byle powodu, postanowiłam zrobić jej przyjemność i nie wytarzać się w tej wspaniałej masie. Jednak nie powiem, troszkę mnie kusiło, żeby się wyperfumować ;-) Niestety wróciłyśmy szybciej niż początkowo było zaplanowane, bo po godzinie zaczęło okropnie wiać i mimo słonecznej pogody spacer nie był już taki fajny (przynajmniej dla Pani, której jak mówiła "łeb urywało". U mnie - na dole, nie wiało ;-) ).





W czwartek czekał nas powrót do Opola, ale Pani wzięła mnie jeszcze na krótki, półgodzinny spacer. Wybrałyśmy najlepszą z możliwych opcji - spacer po parku. Pani nie chciała się zapuszczać zbyt daleko od domu i wolała nie ubrudzić się tuż przed wyjazdem. Zrobiłyśmy więc rundę po parku i szybką przebieżkę łąką. Krótko mówiąc - wyjazd uważam za udany! :-) A jutro Państwo zamierzają wziąć mnie za miasto i również zrobić kilka kilometrów, co dobrze zrobi także im ;-)


Tutaj widok na park i moją łąkę:




A tak wyglądam zmęczona ja :-)


7 komentarzy:

  1. Widzę, że było naprawdę extra na tym pobycie na wsi! ;D Musiałaś się nieźle wybiegać :D Super zdjęcia, a miejsca do biegania genialne! :D
    Pozdrawiamy! :)
    Nina&Figa

    figusiowyswiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudownie! Wieś to jednak najlepsze miejsce dla psiaków :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja Pani robi cudowne zdjęcia, ale musi mieć też śliczną modelkę :)
    Zazdroszczę takich możliwości co do spacerów. Ja co prawda mieszkam koło lasu, ale boimy się z Milką same chodzić, a pójść z nami nikomu się nie chce...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę możliwości spacerowania z psem w tak pięknym miejscu i współczuję zatrucia pokarmowego. Niestety, nie każdy rozumie, że takie częstowania psa czym popadnie może mu zaszkodzić. Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybkiego powrotu do zdrowia! Widzę,że ktoś tu jest fanem kopania w ziemi...czasami mam wrażenie że i mój pies ma więcej z kreta niż wilka ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. święta racja - jak to chyba niemal wszystkie 'babcie' dawały by psiaczkom tone jedzenia,uff.

    pozdrawiamy
    Ola i Baddy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też wiem, jak to fajnie wybrać się czasem poza miasto i pospacerować ^^

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)