niedziela, 29 grudnia 2013

37. ...i po świętach

Święta, święta i po świętach. A dla mnie były to pierwsze prawdziwe święta, bo poprzednie spędziłam w schronisku. Jakie wrażenia? Święta są super! :) Jest dużo jedzenia! Tylko człowieki się na siebie za bardzo denerwują i trochę mnie przeganiali, zwłaszcza z kuchni. To nie moja wina, że chciałam spróbować wszystkiego, co przygotowywali na wigilię. Ktoś musiał w końcu sprawdzić czy wszystko smakuje tak jak powinno. A smakowało mi na tyle, że przestałam jeść swoją karmę i tylko podjadałam, gdy coś spadało na podłogę. A spadało tego sporo. Czasem przypadkowo, czasem specjalnie Mama Pani zrzucała mi jakieś smaczne kąski ;-) Pod choinkę dostałam skromny prezent, gryzaki Pedigree. Nie dlatego, że byłam niegrzeczna - przecież jestem baaardzo grzeczna, starałam się cały rok! Ale chyba starałam się za słabo, bo moim prezentem ma być nowa kennelówka, która po nowym roku, po dokonaniu kilku poprawek stanie na miejscu starej.
Spędziłam też kilka dni w towarzystwie małego 5-cio miesięcznego bobasa (pierwszy raz miałam bliskie spotkanie z takim małym człowieczkiem). Śmieszne to takie było, śliniło się strasznie, cały czas coś pod nosem podśpiewywało (a jak ja szczeknę, to mnie uciszają, ehh...) i robiło kupę w majtki! Mówię Wam, normalnie pod siebie! Niesamowite! Nie do końca podobali mi się wszyscy świąteczni goście, właściwie to tylko jednemu nie do końca zaufałam - tacie bobasa. Dałam się głaskać co jakiś czas, ale jakoś nie przekonał mnie do siebie i informowałam go o tym powarkując. Raz byłam bardzo niemiła, ale zaczął mnie kompletnie ignorować, czym byłam na tyle zaskoczona, że też postanowiłam nie wchodzić mu w drogę.
Reasumując: święta się udały i wszyscy, mimo świątecznego zdenerwowania i zabiegania w końcu cieszyli się, że mogą być razem (Siostra Pani przyleciała - z jakiejś Francy czy Francji, nie wiem - z bobasem i swoim małżem*). Tylko ja i Pani nie do końca byłyśmy zadowolone, a Pani wręcz bardzo zła, bo nie było z nami Pana. Pojechał do rodziny do Warszawy na święta. Pan jednak obiecał nam, że to już ostatnie święta spędzone osobno, a na kolejne wszyscy przyjadą do nas, do nowego mieszkania. I to jest moje świąteczne życzenie, trzymajcie kciuki, żeby się spełniło ;-)
A w wigilijną noc nie przemówiłam ludzkim głosem. Lepiej, żeby nie wiedzieli co mam im do przekazania ;P

*mężem? tak to się mówi?





1 komentarz:

  1. cudownie że są tacy ludzie na tym świecie,którzy chcą dać i dali dom schroniskowym pieską.według mnie jeden z najgorszych bólów dla psa to być w schronisku do końca swoich dni - choćby miał ten pies żyć jeszcze rok czy kilka miesięcy to chociaż w ciepłym domu z kochającą rodziną.

    pozdrawiamy
    Ola i Baddy.

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)