poniedziałek, 1 września 2014

93. Wyprawa na Pradziada

Tak jak obiecałam, tej wycieczce poświęcam osobnego posta :-) Matka mi trochę pomagała, bo poetką, to ja nie jestem :-p

Do wyprawy nie byliśmy szczególnie przygotowani kondycyjnie. U nas tereny są płaskie, więc nawet nie było za bardzo możliwości, aby łapy i człowiekowe nogi przyzwyczajały się powoli do marszu w górę ;-)
Najgorzej było człowiekom wstać, bo autobus do Karlovej Studanki mieliśmy przed 7:00. Pojechali w góry pojeździć autobusem... To nie do końca tak: dwa dni wcześniej byliśmy na pieszej wycieczcie w Karlovej i powiem Wam, że jest to dość spory kawałek - jakieś 9 km od naszego kempingu. Nie chcieliśmy więc marnować energii na taką trasę. Podjechaliśmy do Karlovej i ruszyliśmy spod wodospadu niebieskim szlakiem na Pradziada. Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do rozwidlenia, a Ojczulek zadecydował, że dalej pójdziemy żółtym szlakiem, o którym wcześniej czytał. I była do świetna decyzja!
Żółty szlak biegnie wzdłuż koryta Białej Opawy. Widoki są naprawdę piękne! Ponieważ wyruszyliśmy dość wcześnie, na żółtym szlaku nie spotkaliśmy ani jednego turysty, co jeszcze bardziej pozwalało nam cieszyć się klimatem. Powietrze było rześkie, między szczytami unosiły się mgły. Wędrowaliśmy lasem, tuż przy rzece, po skałach lub wąską ścieżką wśród dzikich malin i jagód, oglądając wiatrowały - efekt huraganowych wiatrów. Szlak jest bardzo malowniczy, często pokonujemy drewniane kładki i mostki, które przecinają rzekę i umożliwiają przedostanie się z jednego brzegu na drugi. Mimo ilości kładek szlak wygląda bardzo fajnie i nie psuje nam wrażeń estetycznych.






W jednym z naszych przewodników człowieki znalazły informację, że to trasa idealna dla osób starszych i rodzin z dziećmi, Hmm... nie do końca się z tym zgodzę. Szlak jest dość trudny, po drodze mijamy duże głazy, na które trzeba się wdrapać, zwalone drzewa, drabinkę. Nie każda osoba starsza dałaby radę, chyba, że jest górołazem w świetnej kondycji. Matka podsumowała to słowami "ja bym tam rodziców nie zabrała, dostaliby zawału po pierwszym kilometrze"... Rodziny z dziećmi? Może ze starszymi - takimi, które potrafią cały dzień biegać, skakać i wspinać się po drzewach. Małe dzieci szybko się zmęczą i trzeba będzie je nieść, a szlak niekoniecznie temu sprzyja - głazy bywają śliskie, stopnie na kładkach rzadkie.




Szłam cały czas o własnych siłach, potrzebowałam tylko pomocy na drabinie. Nie była wysoka - jakieś 2,5 m, ale za to pionowa, odstępy między schodkami spore. Za to obok lekko nachylona skała. Matka wlazła więc do połowy, a ja wspięłam się na tą samą wysokość z drobną pomocą Ojczulka. Potem Matka wlazła na górę, złapała za szelki i mnie wciągała, a Ojczulek asekurował mój zadek ;-)
Niestety przegapiliśmy najpiękniejszy odcinek, bo trasa wiodła wzdłuż stromej skarpy, a ponieważ Ojczulek ma lęk wysokości - szedł przed siebie nie rozglądając się na boki, a Matka i ja próbowałyśmy go dogonić ;-) Tak więc nici z oglądania Wodospadu Białej Opawy w pełniej krasie :-p




Potem szlaki znów się schodziły - żółty z niebieskim. Zaczęli się też pojawiać turyści. Doszliśmy do schroniska, ale zapadła decyzja, że najpierw zdobywamy szczyt, a potem zejdziemy coś zjeść. Ostatnie pół godziny marszu, to droga asfaltowa, więc bez rewelacji.
Na szczycie Pradziada  strasznie wiało, a widoki trochę psuło nam zachmurzenie. Po obejściu wieży tv i zrobieniu obowiązkowych fotek zaczęliśmy podróż powrotną. I nastąpił kryzys - położyłam się w trawie i stwierdziłam, że dalej nie idę. Ojczulek kucnął przy mnie i odbyliśmy krótką rozmowę, po której wzięłam się w garść i wstałam. Ale żeby nie było tak kolorowo postanowiłam (ku uciesze kilkudziesięciu turystów) strzelić kupę na samym środku asfaltowej drogi :-p A co! Trzeba było zrzucić zbędny balast! :-)





Doszliśmy z powrotem do schroniska Barborka, a tam niestety spotkała nas przykra niespodzianka - część sali, do której można było wejść z psem, była w całości zajęta, a pan z obsługi z niewiadomych przyczyn nie chciał wydać nam posiłku na ogródek. Usadziliśmy się w ciemnym kącie, przy kiwającym się dwuosobowym stoliku, ale po dwóch minutach Ojczulek stwierdził, że nie będzie siedział "w oślej ławce", opuściliśmy schronisko. Ojczulek zgodnie z regułą "Polak głodny - polak zły" bardzo jasno określił swoje stanowisko wobec pana z obsługi, po czym ruszyliśmy w dół, tym razem szlakiem niebieskim. Trasa jest również bardzo ładna, ale nie tak powalająca jak żółty szlak. Turystów było zdecydowanie więcej, zarówno ze względu na stopień trudności, ale również ze względu na porę - słyszeliśmy bowiem również turystów na żółtym szlaku, na którym rano nie było nikogo oprócz nas. Na dole przy przy rozwidleniu (tam, gdzie zapadła decyzja o tym, że w górę idziemy żółtym) postanowiliśmy odpocząć pół godzinki. Zjadłam odrobinę karmy i kawałek wołowiny z majerankiem, a potem udaliśmy się z powrotem do Karlovej Studanki, gdzie z marszu wsiedliśmy do autobusu powrotnego. Człowieki od razu poszli do restauracji zjeść obiad, a ja zasnęłam pod stołem ;-)






Chcemy jeszcze! Chcemy tam wrócić i na pewno wrócimy! Jest pięknie, a trasa mimo, że nas zmęczyła jest warta tego, aby mimo urlopu nastawić budzik na 6:00 :-) Polecamy Wam szczerze!

P.S. Przepraszamy za jakość zdjęć - Matka nie zabrała swojej lustrzanki, tylko starszą cyfrówkę rodziców (w dodatku miała poprzestawiane ustawienia, na co Matka wpadła dopiero po wyprawie, kiedy zrzucili zdjęcia na tablet i dokładnie im się przyjrzeli).





7 komentarzy:

  1. Przepiękne miejsce,sama przyjemność spacerować po takich terenach :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Tam jest po prostu cudownie. Piękne tereny, zdjęcia super Ci wyszły :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne widoki ! sama rozkosz patrzeć na takie zdjęcia :D
    Fajna wycieczka :)
    Ola z Pianem

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak - wstać tak wcześnie to jednak wyzwanie, ja gdy muszę wstać wcześnie mam problem z 'wygrzebaniem' się z łóżka. Na prawdę piękne miejsce, zazdroszczę wyprawy.

    Pozdrawiamy
    Ola i Baddy!
    http://baddy-wspanialy-labrador.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie wczesne wstawanie to nie problem, tylko nad kondycją troszkę trzeba by popracować, bo pewnie bym się tam zasapała.:P Chociaż, jak o wschodzie słońca bym wyruszyła, to może na późną kolacje bym dotarła.

    Piękne miejsce i piękne zdjęcia.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę świetna opcja na wypad z psem. My się wybraliśmy nie tak całkiem z samego rana. Z Karlovej Studanki wystartowaliśmy ok.13-14 a zeszliśmy jakoś o 19 o ile dobrze pamiętam. Naprawdę warto! Przy dobrej widoczności widoki z wieży zapierają dech w piersi :)

    Pozdrawiamy i zapraszmy do nas: http://sensitheamstuff.blogspot.cz/

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)