poniedziałek, 31 marca 2014

65. Motywacja "na święty spokój"

Przeglądając psie blogi nie da się nie zauważyć, że większość autorów ćwiczy posłuszeństwo, sztuczki i psie sporty. Motywujecie głównie na smaki i zabawki. Matka próbuje ze mną czasem coś zrobić, ale zwykle kończy się to tak, że ona się wpienia, ja się ekscytuję i nic z tego nie wychodzi. Po prostu, skoro smaki są dla psów, to są dla psów, nigdzie nie jest napisane, że to smaki, które podaje się psu za wykonaną komendę. Ot co! A więc takie wymachiwanie mi nad głową pysznymi, pachnącymi  smaczkami jest nieuczciwe i bezsensowne. Nie podoba mi się to i próbuję je za wszelką cenę złapać w locie czy wydostać z ręki Matki. Za każdym razem tak samo to wygląda i za każdym razem okazuje się, że trzeba wykonać jakieś polecenie, żeby dostać przysmak. W końcu jak już obie się uspokoimy, coś tam zrobię w zamian za smaczka, to nagle, nie wiem dlaczego zabawa zaczyna mnie nudzić i idę sobie do klatki.
Jednej komendy nauczyłam się bez użycia przysmaków, zabawek, głasków itp. Zaczęło się od tego, że dużo kopytkowałam po domu. Rekreacyjnie, z nudów, "bo tak". Łaziłam,łaziłam, a Matka się denerwowała, bo nie wiedziała dlaczego ja się tak kręcę. Prowadziła także długie monologi w stylu "no o co ci chodzi, co cię nosi? Przecież dopiero byłyśmy na dworze, może posadzisz to d***ko w końcu". Gadała, a ja łaziłam. Aż w końcu znudziło mi się takie kręcenie bez celu i postanowiłam odpocząć. Akurat jak się kładłam, Matka skończyła monolog słowami "połóż się". Ja na glebę, a Matka zamilkła. I nastąpiła błoga cisza, bez tego jej jazgotu. Kilka razy próbowałam tej sztuczki - jak mówiła "połóż się", to kładłam się na podłodze i znów nastawał spokój. I tak oto motywatorem dla "połóż się" jest po prostu cisza i święty spokój, który następuje po wykonaniu przeze mnie tej komendy.
A dzisiaj Matka wsadzała mi w paszczę jakieś takie pisadełko i mówiła "trzymaj". Cieszyła się jak dziecko, bo trzymałam to coś przez 2 sekundy w pysku. Za to dostałam przysmak, więc podobała mi się ta zabawa, a potem już takie siedzenie w miejscu i trzymanie pisadła mnie znudziło i poszłam z nim do klatki w celu skonsumowania, przez co Matce ręce opadły z rezygnacją.
Smaki które dziś motywowały mnie do trzymania pisaka, to kolejny przysmak od sklepu O'Canis.
Konkretnie sucha karma O'Canis z koniny i łososia z ziemniakami. Dostałam do testowania 100g karmy, więc w moim przypadku posłużyła za ciastka treningowe.
Skład karmy jest na pewno interesujący, ponieważ oprócz koniny (29%) i łososia (10%) w jej składzie znajdziecie gruszki, cykorię, czarną jagodę, a nawet... ziemię! Chodzi oczywiście o spożywczą - ziemię okrzemkową i zieloną ziemię leczniczą ;-) Karma jest tłoczona na zimno, przez co nie pęcznieje w żołądku, podawane porcje są niewielkie, za to wystarczająco kaloryczne (zaletą podawania karm tłoczonych na zimno jest też zmniejszenie się objętości kupy. Za mało mam jednak karmy, by stwierdzić jak to się sprawdzi  w praktyce, przy codziennym podawaniu ;-). Jak wszystkie produkty tej marki nie jest sztucznie dosmaczana, nie zawiera sztucznych barwników i konserwantów. Karma na pewno jest niezłą alternatywą dla psów alergików (uczulonych na kurczaka czy zboża). Karma zawiera witaminy, kwas foliowy, biotynę, olej lniany oraz kwasy omega-3. Granulki są różnej wielkości, nie są formowane w "kostki", "gwiazdki", co Matce osobiście bardzo się spodobało, bo uważa, że kiepskie karmy próbują nadrobić wyglądem, a przecież nie wygląd jest najważniejszy (a jakość), a i tak wszystko zmieni się w... sami wiecie w co ;-) Karma nie jest twarda, przez co nadaje się do podawania jako nagroda w szkoleniu, pies może dość szybko ją pogryźć, a większe kawałki można złamać w palcach. Nie jest tłusta, nie brudzi kieszeni i rąk i ma przyjemny, lekko rybny zapach. Więcej o karmie znajdziecie TUTAJ.




Potem (chyba na pocieszenie, że nie wolno było mi zjeść pisadełka) dostałam jeszcze cygaro z wołowiny. Było pyszne! Oczywiście naturalne, z suszonej wołowiny, z delikatną "skorupką" na zewnątrz! Matka twierdzi, że śmierdziało jak kupa gnoju, ale co ona tam wie o zapachach, mając ten swój upośledzony człowiekowy węch! Superowo pachniało, a ten pyszny aromat unosi się nadal w powietrzu mimo, że zjadłam już godzinę temu i mamy otwarte okno ;-) Cygara dostępne są w kilku smakach (dziczyzna, konina, bażant, wołowina, łosoś). Jedyny minus - mimo, ze cygaro ma ok. 20 cm długości, zjedzenie zajęło mi niewiele ponad minutę :-(





I nawet udało się Matce strzelić mi fotkę jak "trzymam". A niech ma i się cieszy. A jak będzie mi dawała więcej tych przysmaków z konia, to może efektem KOŃcowym będzie trzymanie przeze mnie dowolnego przedmiotu przez narzucony mi przez Matulę czas. Choć tego będzie jej chyba potrzebna 10 kilogramowa paczka karmy :-)


4 komentarze:

  1. Uwielbiam Wasze posty :D
    Dzielna psina, mój jakoś nie chce nic trzymać w pyszczku poza piłeczką :P
    Fajny skład ma ta karma no i wygląda inaczej niż wszystkie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mamuniu te posty. *o* ty tak cudownie to wszystko piszesz,wyobrażam sobie twoją psinę,która w tej swojej główcę myśli 'matka' to tamto i zbiera mnie na śmiech.powodzenia w dalszej nauce !

    pozdrawiamy
    Ola i Baddy !

    OdpowiedzUsuń
  3. hahah, świetnie wygląda z tym "pisadełkiem" :DD
    mój niestety jeszcze pół godziny po skończeniu klikania łazi za mną z miną "nie masz czegoś jeszcze taaak dobrego?O.O" chociaż zwykle dostaje po prostu swoją karmę..;p

    OdpowiedzUsuń
  4. widać, że to bardzo szczęśliwy pies! :)

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)