czwartek, 17 marca 2016

164. Człowiekowy przegląd szafy

Post trochę inny niż dotychczasowe, ale tak pomyślałam, że w sumie o człowiekowych kaprysach i wyrzeczeniach związanych z posiadaniem psa, też warto napisać. Nie martwcie się, blog nie zmienia się na modowo-kosmetyczny, a następny wpis na pewno nie będzie o cudownej maseczce do twarzy.
Dziś krótko o tym co znajduje się w mojej szafie i "jak się noszę" od kiedy mam psa ;-) Być może niektórzy z Was zobaczą pewne podobieństwa ;-)
Oczywiście moja garderoba składa się z dużej ilości niezbędnych mi rzeczy (równie "niezbędnych" jak wszystkie psie ;-) ). Ciuchy mam na różne okazje i różne pory roku, ale ze względu na piękną pogodę dzisiejszego dnia, wpis będzie w klimacie wiosennym. Daruję więc sobie wszelkie kurtki, szaliki i inne zimowe atrakcje. Wersji "do pracy" nie będę przedstawiać, bo są to najczęściej czarne legginsy + czarny top (o różnej dł. rękawa).

Wersja 1: Na zakupy, wyjście ze znajomymi, lans na mieście ;-)

Na mieście wiadomo, trzeba się trochę polansować :-) Rzadko się zdarza, żebym gdzieś wychodziła BEZ PSA, więc jak mam okazję się ładnie ubrać, to przebieram się kilka razy, bo z tych emocji nie mogę się na nic zdecydować :-p Jednak cenię sobie wygodę, a więc klasyczne jeansy (lub legginsy), t-shirt (na zdjęciu koszulka od Lisiej Nory), jakaś narzutka , torebka na niezbędne rzeczy, buty - wygodne, płaskie (szczerze mówiąc nie mam w szafie ani jednych szpilek. Miałam kiedyś buty na "słupku", ale oddałam. Tak samo z koturnami - były wygodne, ale jednak nie dla mnie).


Poza "różową panienką" drzemie jeszcze we mnie duże dziecko, w związku z czym można mnie też spotkać w wersji Adventure Time i w trampkach w wisienki :-)



Wersja 2: umiarkowana elegancja

O ile sytuacja nie wymaga, żebym poszła "na galowo", to po prostu wybieram takie ciuchy, w których czuję się dobrze. Nie ukrywam, że mam swój ulubiony zestaw (z koszulką, która w razie przejedzenia lub nadmiernego opicia maskuje co trzeba ;-) ). 
Tu raczej nie wydziwiam, zmienia się raczej tylko koszulka i buty. Spodnie są o tyle fajne, że jeśli pies ufajda mnie jeszcze przed wyjściem, to dość łatwo ściera się z nich brud. Dla psiarza jest to na pewno duży atut :-)



Wersja 3: Domowy piecuch

To zdecydowanie moja ulubiona wersja :-) Wygodne, obszerne dresy, ciepłe kapcie i milutka bluza (najlepiej polarowa), to jest to, co tygrysy lubią najbardziej :-) W razie czego można zamienić kapcie na buty i mamy gotowy strój do wyjścia z psem.


Tylko niestety, jeśli wyszłabym w tym z psem, mogłabym się nieźle zdziwić po powrocie. Na co dzień bowiem daleko mi do elegancji, czystych ciuchów i lansu na mieście. Na co dzień wyglądam zupełnie inaczej....

Wersja 4: Właścicielka niesfornego psa, który zawsze znajdzie chwilę, aby okazać jak bardzo cię kocha

Taaa. Tu kończy się elegancja Francja, a zaczyna bród, smród i ubóstwo. Wersja "na co dzień" daleko odbiega bowiem od wizji, które układam sobie z głowie. Moja szafa jest pełna pięknych ubrań, a ja boję się je włożyć, bo czasem jeden, super głęboko wtarty odcisk psiej łapy potrafi sprawić, że ciuch nadaje się już tylko na spacery po podmokłych łąkach :-/ 
Moja codzienność to dresy, legginsy, spodnie, które kiedyś przeżywały okres świetności, ale obecnie trzymam je już tylko z sentymentu. No i... na spacer z psem. Ponaciągane koszulki, bluzy, które skurczyły się w praniu, więc na Ojczulka są już za małe, a na mnie odrobinę przyduże. Buty uwalone błotem (mam nadzieję, że to tylko błoto). Koniecznie wysokie - workery lub kalosze. Elegancką torebkę zastępuje saszetka na smaki. 
Kiedy idę na spacer miejski, staram się, aby to wszystko było czyste. Natomiast kiedy idę na wały lub na kamionkę, jest mi naprawdę wszystko jedno, bo i tak wrócę uwalona. Nie znam bowiem dnia ani godziny, kiedy Boniaczkowa zechce dać mi buziaka albo zatrzymać się z impetem na moich piszczelach/udach. I jakoś prawdę mówiąc niespecjalnie mi to przeszkadza. Ani to, że idę taka rozmemłana przez miasto, że ludzie patrzą na mnie z politowaniem, a zasychające powoli błoto wykrusza mi się ze spodni i butów. Przynajmniej wiem, że dobrze się bawiłyśmy, a ja czas poświęciłam naprawdę psu, a nie temu, żeby wyglądać nieskazitelnie. Nie raz rzucałam k**wami na prawo i lewo, bo "moje nowe spodnie! Pierwszy raz mam je na sobie", aż w końcu nauczyłam się lepiej dobierać garderobę na spacery ;-) Szczęście w nieszczęściu, że przywiązuję się do ubrań. Mam przynajmniej dużo takich, które "szkoda wyrzucić, jeszcze posłużą". Mogę je z czystym sumieniem wykończyć na spacerach, a potem , z równie czystym sumieniem po prostu wywalić. 


Powiedzcie proszę, że macie podobnie i nie tylko ja mam psa na tyle nieogarniętego, że muszę wyglądać na spacerach jak kloszard :-D 

***

A tu jeszcze bonus - zdjęcia z wczorajszego spaceru. Dziś było równie słonecznie. Niestety odsypiałam nocną zmianę w pracy, a potem czekałam na przegląd instalacji gazowej, więc spacer odpadł. Mam nadzieję, że taka pogoda się utrzyma. Jest też jasno dużo dłużej, więc będzie okazja na więcej popołudniowych przechadzek (w końcu!). Mamy też coraz więcej osób chętnych na wspólne spacery, więc niedługo rozpoczniemy sezon na dobre :-)





10 komentarzy:

  1. Oj ja też nigdy nie wiem, co założyć na wyjście bez psa, więc zazwyczaj ubieram się "jak zwykle" tylko bardziej czysto :D
    Ja akurat na spacerki nie ubieram się jak kloszard, ale zazwyczaj idę w ołapionych spodniach. Nasze najlepsze miejsca spacerowe są na innych osiedlach i musimy przejść przez miasto, więc wolę nie ubierać się jak typowy lump. Brudne spodnie czy bluzę łatwiej wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha ja na początku nie zakładałam, że na spacery mam ubierać się inaczej, ale sytuacja do tego zmusiła :D. Czasami sobie myślę, co jakby spotkał mnie ktoś znajomy xD.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tylko Ty wyglądasz jak kloszard :) Oj dobrze jest mi znane to uczucie wracania ze spaceru, gdy jestem brudna. I wcale nie chodzi tutaj o to, że pies brudzi mnie swoimi łapami. Buty brudne są zwykle od błociska, spodnie tak samo, ręce brudne od mięsa - karmię BARF-em i nie widzę przeszkód w tym, by zabrać dzienną porcję psa na dwór, by stosować jako nagrody. Wiosna na szczęście już tuż tuż, a wtedy jakoś tak wyglądam lepiej, mniej się brudzę bo jest sucho :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi najbliżej do wersji 2 - umiarkowana elegancja. Kiedyś uwielbiałam nosić ciemne ciuchy. Ale teraz - hmmm, białe kłaki strasznie kontrastują i nawet niewielka ich ilość mocno wyróżnia się na ubraniu. Więc powoli przerzucam się na ciuchy bardziej dopasowane do koloru moich psów :) Oczywiście nie białe, bo wyglądałabym jeszcze dziwniej, wracając brudna ze spaceru :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki świetny post! Pierwszy raz widzę coś takiego i bardzo mi się spodobało. Te ubrania na spacerki z psem są normalnie najpiękniejsze :D. Czyli nie tylko ja się ubieram tak jak popadnie!

    fastyork.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Na spacer z psami to zawsze jak ostatni lump i łajza wyglądam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że mieszkam na wsi, bo jak wychodze na spacer to wyglądam jak 7 nieszczęść, bo cała w błocie i opatulona, jedynie przyzwocie wyglądam latem. Natomiast gdy mamy wycieczkę do wielkiego miasta to zawsze mam zagwostkę co założyć, w sumie szkoda mi spodni, a z drugiej strony nie chcę wyglądać jak bezdomny :P.

    OdpowiedzUsuń
  8. A myslalam, ze tylko ja wracajac ze spaceru nad rzeka czuje sie normalnie bedac upaprana po szyje w blocku :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem ciekawy post! :D
    W domu podobnie jak Ty - noszę dresiaki, idealne do leniuchowania a na dwór... no do ludzi trzeba jakoś wyglądać.:P

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)