wtorek, 5 stycznia 2016

158. Dog Frisbee Show - Opole 10-11.10.2015 + podsumowanie Sylwestra

Witajcie w Nowym Roku!
Jak wiecie z poprzedniego posta, w tym roku nie mamy "noworocznych postanowień". Stwierdziłam, że nie będę bawić się w postanowienia, żeby potem nie było wstydu, jeśli nie uda się ich wypełnić. Nasze małe wyzwanie zaczęliśmy już w listopadzie i wychodzi nam różnie, więc nie ma co sobie dokładać i rozpisywać się na temat tego co byśmy chcieli, a czego nie ;-) Może lepiej będzie na koniec roku wspomnieć co udało nam się zmienić :-)
I tu mogę pochwalić się nocą sylwestrową. O ile moja psina na mieście zachowuje się jak ostatni tchórz i byle co ją przeraża, o tyle Sylwester minął nam zadziwiająco spokojnie. Oczywiście głośne "świętowanie" zaczęło się kilka dni wcześniej. Petardy hukowe rzucane na osiedlu wystraszyły Bonę tylko raz, kiedy akurat stała przy otwartym balkonie. Skończyło się w sumie na przejściu (z lekkim przykurczem łap) do innego pomieszczenia . Kiedy wszystkie okna były pozamykane, huki nie robiły na niej większego wrażenia. W samą noc sylwestrową trzeba było wyprowadzić sucz jeszcze zanim wybiła północ. Poszłam z nią więc ok.22:00 i jak możecie się domyślać, dla niektórych była to świetna pora, aby odpalić fajerwerki. Strzelające w oddali sztuczne ognie nie robiły na Boniaczkowej żadnego wrażenia. Podobnie było o północy - grała co prawda głośna muzyka, ale strzelali dość długo i niedaleko. W pewnym momencie Bona zorientowała się, że oprócz dźwięku "to coś" jeszcze świeci i obserwowała fajerwerki przez okno. Jestem z niej mega dumna, bo mam w głowie obraz z pierwszego Sylwestra, kiedy kilka dni wcześniej strzelające kilkaset metrów dalej petardy związywały jej pęcherz, odmawiała jakichkolwiek spacerów, a kiedy już wyszła, to tylko max.10 m od klatki schodowej. W domu prawie cały czas spędzała pod łóżkiem lub w łazience. Postęp jest więc ogromny i szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że aż tak jej się poprawi ;-)

***

Na śmierć zapomniałam o piątej edycji Opolskiego Dogfrisbee Show! Odbyło się ono w październiku, a ja dopiero teraz, przeglądając zdjęcia uświadomiłam sobie, że nie napisałam nawet zdania na jego temat. 
Zacznijmy od pogody (a jakże!), która dopisała tylko częściowo. Fakt, że nie padało, a pierwszego dnia było nawet słonecznie. Natomiast to, co przeszkadzało zarówno zawodnikom jak i widzom, to silny wiatr. Naprawdę zmieniał on znacznie odczuwanie rzeczywistej temperatury. Prawdę mówiąc dawno tak nie zmarzłam ;-)
Pierwszego dnia poszłam bez Bony. Chciałam podejść na płytę stadionu, popatrzeć, porobić zdjęcia. To na pewno nie byłoby możliwe, gdybym poszła z jazgoczącą, ciągnącą we wszystkie strony małą torpedą. 
W niedzielę postanowiłam wybrać się już z Boniaczkową. Na niedzielę zapowiedziała się też Asia z Majlo, pomyślałam więc, że to będzie to świetna okazja, żeby w końcu spotkać się z jakimś blogerem :-) Tym razem wybrałam miejsce na trybunach (w ostatnim rzędzie). Bona bez większego podniecenia minęła kilkanaście psów, zajęłyśmy miejsce i z góry miałyśmy świetny widok na całą płytę. Przechodzące dołem psy też jej szczególnie nie interesowały, tylko co któryś został obszczekany, ale wśród ujadających psów, jedna dodatkowa szczekająca paszcza nie robiła różnicy. Potem pojawiła się Asia z Majlo. Łaciaty był początkowo trochę nieśmiały, ale bezwstydna Bona szybko pomogła mu się zaaklimatyzować w nowym towarzystwie. Oczywiście jak to z psiarzami bywa zawsze jest o czym pogadać (pieski!) :-D Poszłyśmy na spacer do pobliskiego parku, gdzie puściłam na chwilę Boniaczkową (oczywiście było jej mało. Wyszło to dopiero pod koniec spotkania - akurat kiedy chciałyśmy zrobić wspólne zdjęcia Boniaczkowa dostała głupawki ;-) ). Spotkałyśmy też Ewę i Kenta i przy okazji okazało się, że Bona jest straszną zazdrośnicą (delikatnie mówiąc nie była zachwycona, kiedy Kent wpakował mi się na kolana). Potem obowiązkowo wspólna fotka i ja się zmyłam (stare kości szybciej marzną), a reszta towarzystwa jeszcze została na stadionie. 


















4 komentarze:

  1. Moja Hera ma 8 lat i bardzo się boi każdego sylwestra. Też tylko siku pod klatką (oczywiście musiałam zaciągnąć ją siłą) Przez to przez dwa dni miała biegunkę na tle nerwowym .Nie dziwię się jej , bo jak naliczyłam u nas strzelali przez 9 dni .Masakra jakaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, gratuluję Sylwestra! Mój ze strachu wskakuje do wanny... I fajnie, że miałaś czas oglądać frisbee na żywo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzielna Bona! U nas niewiele się zmieniło, niestety to była ciężka noc. Ale cóż, dobrze że chociaż byliśmy w takim miejscu gdzie nie strzelali tydzień przed i tydzień po.
    Bardzo fajne wydarzenie, nawet myślałam żeby kiedyś na nie się wybrać ale jednak wolę DCDC, większy socjal itd :D. A na pierwszym zdjęciu to chyba Kejsi? Pamiętam ją jeszcze jako wolontariuszka w schronisku <3.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to gratulujemy tak wielkiej zmiany sylwestrowej :D
    U nas przebiegł też spokojnie. Wystarczyła muzyka, a psina zasnęła obok mnie :)
    Pozdrawiamy; psotaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)