piątek, 29 sierpnia 2014

91. Krótka relacja z pobytu w Czechach

Relacja miała być podzielona na kilka części. Miały być opisy wycieczek, lokale przyjazne psom, ogólna organizacja. Ale wszystko - mimo że od dawna było wiadomo dokąd pojedziemy - było bardzo spontaniczne. Relacja nie będzie zbyt szczegółowa, bo wszystko zaburzyło się przez zmiany, które nastąpiły z przyczyn od nas niezależnych ;-) Ale od początku:

Wyjazd został mocno skrócony, z powodu kontuzji Matki. Właściwie nie z powodu samej kontuzji, ale z powodu rehabilitacji maminego łokcia. No trudno, zdrowie najważniejsze!
Wyjechaliśmy zgodnie z planem - w niedzielę 10.08. Człowieki plecaki zabrali niewielkie, ale za to nieźle wyposażone m.in. w moje smaki ;-)
Dojechaliśmy do Krnova, gdzie wstępnie mieliśmy nocować. Ale człowieki po przemyśleniu sprawy wpakowali mnie w pociąg do Vrbna pod Pradedem. Tam znaleźliśmy kemping i zamieszkaliśmy w uroczym małym domku...



Jak widzicie domek nie był największy i najpiękniejszy. Ale nie trzeba było rozbijać namiotu, na głowę nie kapało, była ciepła kołdra i mięciutkie łóżko. Prysznice (płatny 10 Kč) i WC było wspólne dla tych, którzy nie załapali się na domek z pełnym wyposażeniem. Nie narzekaliśmy, bo za pięć noclegów (2 os. - w tym opłata klimatyczna + pies) człowieki zapłacili niecałe 150 zł. Do miasteczka było ok 15 min. spacerem, a tam czekały markety z pełnym zaopatrzeniem. Do tego obok kempingu była restauracja, w której człowieki upodobali sobie zupę czosnkową i smażony ser (też podobno w bardzo przyzwoitej cenie).

Na kempingu było dość dużo psów - małe i duże, całkiem niezauważalne, albo ujadające (cały czas lub tylko na widok innego psa). Był owczarek niemiecki, grzywacz, mopsy, york, JRT, beagle i jakieś miksy). Cały teren był ogrodzony, więc niektóre psy biegały luzem wokół "swoich" domków.



I tak pierwszego dnia wylądowaliśmy w Karlovej Studance. W sumie około 18 km tam i z powrotem. Wycieczka miała być rozpoznaniem przed wyprawą na Pradziada - i dobrze, że się zdecydowaliśmy ;-)
Miejscowość jest bardzo fajna, z typową uzdrowiskową zabudową. Niewiele zwiedzaliśmy, raczej rozglądaliśmy się po okolicy. W miasteczku było dość dużo turystów, ale wcale nas to nie dziwiło - stąd dobrze rozpocząć wyprawę na Pradziada :-) Człowieki zgłodniały w samą porę -  deszcz przeczekaliśmy w restauracji :-) W Karlovej miałam też pierwsze bliskie spotkanie z dziwnym wełnianym zwierzem...





Kolejny dzień spędziliśmy w Bruntalu. Leniwie spacerowaliśmy uliczkami, by na koniec nie wejść do pałacu ;-) No i właśnie... Czesi są wyjątkowo tolerancyjni. Pracownicy restauracji spoglądali na nas ze zdziwieniem, gdy człowieki przed wejściem do lokalu pytali "czy można z pieskiem?". Mierzyli nas wzrokiem nawet, gdy przed wejściem do autobusu/pociągu człowieki zakładali mi kaganiec. W zasadzie, jeśli nie ma znaczka przedstawiającego przekreślonego psa, można z pupilem spokojnie wchodzić :-) I dalej niespodzianka - do punktów informacyjnych i m.in. do pałacu właśnie, psa wprowadzać nie wolno. Nie szkodzi - i tak fajnie spędziliśmy dzień :-)






Środa była dla nas najważniejszym, najaktywniejszym i najfajniejszym dniem. Ale jej poświęcimy osobnego posta. Niedługiego, ale jednak należy się tej wyprawie. Powiem tylko, że skutecznie zdobywaliśmy Pradziada :-)



W czwartek pogoda niestety nie dopisała. Dzień spędziliśmy w domku, regenerując się po wycieczce na Pradziada i planując dzień kolejny. Jedyną rozrywką w tym deszczowym dniu, było wstrzelenie się w około godzinną przerwę między jednym a drugim opadem deszczu. Poszliśmy na spacer, a potem na obiad.

W piątek nasze plany całkiem wzięły w łeb. Z kempingu wyszliśmy wcześnie rano, nie sprawdzając dokładnie autobusów. Okazało się, że nasz jednak nie jedzie :-p Mieliśmy atakować Zlate Hory, tam poszukać noclegu i w niedzielę pójść do Głuchołaz, zdobywając po drodze Biskupią Kopę. Ostatecznie po kilku przesiadkach (pociąg - autobus) znaleźliśmy się na miejscu. Niestety zapomnieliśmy o tym, że w Polsce zaczął się właśnie długi weekend i wiele osób wpadło na pomysł spędzenia tego czasu właśnie w Czechach. Nie znaleźliśmy noclegu w Zlatych Horach i sytuacja zmusiła nas do powrotu. Całe szczęście pod telefonem czekał Tato Matki, odebrał nas i bezpiecznie odwiózł do domu. Szkoda, że zapomnieliśmy o tym weekendzie, można byłoby odpowiednio zmienić plany...



Oczywiście po powrocie człowieki myśleli sobie, że lepiej było zostać, tam gdzie byliśmy. A może lepiej byłoby poszukać noclegu jeszcze w innym miejscu? Mnóstwo było przemyśleń, ale mimo wszystko odpoczęliśmy i bawiliśmy się świetnie! :-) Szkoda, że pobyt skróciliśmy (w sumie o połowę), bo zaplanowane było odwiedzenie jeszcze kilku miejsc.
Planujemy "dokończyć" wyjazd pod koniec września, ale wszystko zależy od tego czy Matka dostanie wolne w pracy.

Zapytacie dlaczego nie opiszemy lokali przyjaznych psom? Bo właściwie każdy, który odwiedziliśmy taki był! Czesi znają potrzeby zwierzolubów, więc właściwie do każdej knajpy można wejść z czworonogiem. Najlepiej wspominamy jednak Kolibę, gdzie człowieki jadały i podobno było tanio i bardzo smacznie :-) I do tego tuż przy naszym kempingu :-)


9 komentarzy:

  1. Bardzo fajna wycieczka i najważniejsze jest to, że świetnie spędziliście czas :) Bona była grzeczna? Czasem zastanawiam się, dlaczego w Polsce panuje przekonanie, że pies to nieczyste bydle i bestia, która czyha na małe dzieci żeby zatopić w nich zęby.Marzy nam się taka wycieczka do Czech i pakowanie się z psem do knajp :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam sposób "na słodkie oczy". Pańcia wchodzi do knajpy i pyta, czy można z psem, obsługa mówi, że nie bardzo, po czym T. wtyka mordeczkę do środka i zmieniają zdanie: "no, z takim ładnym to można". :P

      Usuń
  2. Super, ja również byłam w Czechach, ale bez psa.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajowa wycieczka, zazdroszczę wielce, zwłaszcza, że Czesi to fajny, psiolubny naród. Musimy kiedyś wybrać się na podobną wyprawę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna wycieczka, ładne zdjęcia :)
    Obserwujemy i zapraszamy do nas http://jessie-zafira.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajna wycieczka :) Zazdrościmy ;)
    Zupa czosnkowa i smażony ser to moje stałe menu gdy jadę do Czech lub na Słowację ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ tam pięknie, zazdroszczę wycieczki :) Fajnie, że wy jeździcie z sunią, że też może z wami uczestniczyć w wyprawach.
    Domek mnie powalił, ogromny :D Ale dobrze, że przynajmniej było gdzie spać :)
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna wycieczka! Wprost niesamowite, że wszędzie można wejść z psiakiem :) Może namówię rodziców na taką wyprawę z Harry'm ;)
    Pozdrawiamy, Maria i Harry.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajna wycieczka. Tylko pozazdrościć :D

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze. Zostawiajcie też adresy Waszych blogów. Proszę nie zostawiać komentarzy w stylu "Obserwacja za obserwację", wystarczy adres bloga - jeśli będzie dla mnie interesujący, na pewno dodam do obserwowanych! :-)