Zauważyłam ostatnio, że dużo osób sobie coś postanawia, jeśli chodzi o pracę z psem. W zasadzie nigdy nie chciało mi się bawić w takie wyzwania, bo i tak z reguły nie udawało mi się dotrzymać postanowień (co widać choćby po tych noworocznych). Choć w tym roku naprawdę kusiło mnie wyzwanie 62, z góry wiedziałam, że się nie uda. Jednak pewnego dnia doznałam natchnienia i pomyślałam sobie "przecież to nie musi być wyzwanie na rok, półrocze, kwartał". Tak, należę do osób leniwych. Nie, nie chce mi się codziennie ćwiczyć z psem (przyznaję się bez bicia, że jestem bardzo niecierpliwa). Postanowiłam usystematyzować nasz tydzień. Przyda się to tym bardziej, że raczej jesienno-zimowe dni nie nastrajają do spontanicznych spacerów, ba! nie nastrajają do spacerów w ogóle. Wydaje się to banalne, ale jeśli uda mi się trzymać postanowień, wszyscy będziemy szczęśliwsi.
Jak zamierzam zabrać się za wprowadzanie porządku do naszego życia?
Niestety obecnie spacery będą odbywać się jedynie "po zmroku", bo gdy wychodzę z domu do pracy jeszcze jest ciemno, a gdy wracam już jest ciemno ;-) Punkt ze spacerem będzie więc największym wyzwaniem.
Jak zamierzam zabrać się za wprowadzanie porządku do naszego życia?
- codziennie dłuższy spacer, minimum 45 min - tu w zależności od możliwości (głównie pora dnia): bieganie bez smyczy, węszenie, krótka zabawa, powtarzanie prostych komend.
Niestety obecnie spacery będą odbywać się jedynie "po zmroku", bo gdy wychodzę z domu do pracy jeszcze jest ciemno, a gdy wracam już jest ciemno ;-) Punkt ze spacerem będzie więc największym wyzwaniem.
- w dni wolne spacer minimum 90 minut (spacer w mieście - praca nad zachowaniem - rowery, przechodnie, inne psy. Bieganie bez smyczy z węszeniem i zabawą, utrwalanie prostych komend.
Nie zawsze miałam czas i ochotę na takie wycieczki. Zwykle spacery nie różniły się niczym od tych codziennych. Nie lubię sama spacerować, a ciężko mi wyciągnąć kogokolwiek na 2 godziny łażenia po wałach. Teraz widzę, że coraz chętniej opolscy psiarze organizują się na facebooku, więc w miarę możliwości postaram się zabierać ze sobą innych psiarzy. Bona kocha zabawy z psami, wspólne niuchanie w mysich norach. Jest też bardziej odważna w ich towarzystwie (mam tu na myśli spokojny spacer po mieście, nie np. stawianie się do innych psów).
- codziennie nauka nowych lub powtarzanie starych komend - 15 min
Dla niektórych norma, dla nas niestety nie. Komendy powtarzaliśmy jak wiatr zawiał. Dodatkowo ja żyłam w przekonaniu, że mój pies ma mnie głęboko w d*pie. Nie ma. Natomiast dużym plusem jest to, że o ile przed każdym treningiem jest podekscytowana faktem, że mam smaki i próbuje wskoczyć mi na głowę, żeby tylko je dostać, o tyle potem potrafi się skoncentrować na nauce. Ja dotąd byłam bardzo niecierpliwa, ale trochę wyluzowałam, a pies nauczył się choć odrobinę panować nad emocjami, co rozładowuje niezdrową atmosferę, jaka wcześniej nam towarzyszyła w takich sytuacjach.
- codziennie zabawa w domu - minimum 20 min
Ten punkt akurat całkiem nieźle nam wychodził, ponieważ Bona właściwie tylko w domu interesuje się zabawkami. Będzie więc szarpanie, piłka, szukanie przedmiotów.
A teraz - po co nam to wszystko i dlaczego zdecydowałam się na jakikolwiek plan.
Mniej więcej od wakacji Bona miewa różne dziwne akcje. Np. w trakcie spaceru zapiera się i stwierdza "dalej nie bede szła", próbuje przy tym wycofać, czołga się przy samej ziemi. Takie zachowanie właściwie pojawia się nagle, ale w sumie nie potrafię powiedzieć czy cokolwiek może je zwiastować (kiedyś myślałam, że tłum ludzi, ale nie jest to regułą. Potem byłam przekonana, że to ciemność właśnie, ale też niekoniecznie). Czasem przejście kilometra graniczy z cudem, bo pies przywiera do muru/chodnika i nie chce zrobić kroku. Innym razem idzie z dumnie wypiętą piersią. Czasem nawet, żeby dotrzeć na wały przejeżdżam 3 przystanki autobusem, żeby oszczędzić sobie i psu stresów.
O ile polepszył się jej stosunek do przechodniów i mijających nas psów, o tyle rowerzyści (którzy kiedyś kojarzyli się jej z wracającym do domu Ojczulkiem <3), są dla niej teraz wrogiem publicznym nr 1.
Starałam się zapewnić Boniaczkowej jak najwięcej pozytywnych bodźców i atrakcji związanych ze spacerami, być może jednak źle się za to zabierałam.
Przez te wszystkie stracholęki Bona ma ogromne pokłady energii, które nie bardzo ma jak spożytkować. W związku z tym potrafi o godz. 22:00 wskakiwać nam na łóżko, a potem na głowy, dumnie wymachując szarpakiem, Rozrywkę znajduje też w piłowaniu japy na wszystkich przechodzących koło naszych drzwi sąsiadów (niezależnie od pory dnia). Każde wyjście z domu, to wyrywanie ręki ze stawów (oczywiście tylko do granicy osiedla, bo potem, to już zależy od nastroju).
Najwyższy czas, żebym mogła zaplanować sobie wyjście na spacer, nie zastanawiając się w jakim czasie i czy w ogóle dotrzemy na miejsce. Nie wymagam też od Bony, żeby stała się psem znającym setki sztuczek, ale przypomniałam sobie jakim grzecznym psem była, kiedy chodziłyśmy na wspólne treningi i zaczęłam doceniać efekty umysłowego i fizycznego zmęczenia psa. Teraz jest na to dobry czas, bo jakoś wyjątkowo wyluzowałam, a pies nauczył się czytać moje sygnały i stara się panować nad podnieceniem związanym treningami.
Nie chcę narzucać sobie czasu od kiedy i do kiedy mam realizować postanowienie. Na razie trochę sztuczkujemy. Spacery wychodzą nam różnie. Nie chcę wyznaczać też mety "wyzwania", raczej wolałabym, żeby te punkty weszły nam w krew i stały się naszą codziennością. Czas najwyższy, wszystkim nam to dobrze zrobi ;-)
Na koniec nasze postępy treningowe, czyli "mejkamy fejsa"