piątek, 29 lipca 2016

172. EzzyGroom - niepozorny pogromca sierści

Od jakiegoś czasu obserwowałam profil EzzyGroom & EzzyOil na facebooku. Na stronie sporo jest zdjęć przedstawiających cudowne działania zgrzebła / szczotki EzzyGroom. Na zdjęciach przesyłanych przez właścicieli zwierzaków widnieją ich pupile w towarzystwie włochatego stwora, który powstał po wyczesaniu zwierzaka magicznym grzebieniem. Zaglądałam co jakiś czas na stronę, ale ciągle wahałam się co do zakupu. Cena ani wysoka, ani niska - 36 zł (29 zł w promocji) + koszt wysyłki. Zastanawiałam się czy zakup kolejnej szczotki dla psa jest dobrym pomysłem, tym bardziej, że mamy przecież FURminator, który sprawdza się świetnie. Pewnego dnia (początek czerwca), po przedstawieniu zgrzebła znajomej,  zapadła szybka decyzja o zakupie (dla nas i dla jej zwierzaków). Jak sprawdza się EzzyGroom? Sami sprawdźcie...


Co to jest EzzyGroom?

EzzyGroom wygląda niewinnie. Ma bardzo prostą konstrukcję - kawałek drewnianego klocka z wmontowanym w niego kawałkiem metalu zakończonego ząbkami (wygląda trochę jak ostrze piły do metalu ;-P). Jego wymiary to 10,5 cm x 4,5 cm i niecałe 2 cm grubości w najszerszym miejscu. Przyznam szczerze, że kiedy wyjęłam go z koperty od razu pomyślałam, że to musi być jakaś ściema i jak niby mam wyczesać TYM psa. Na starcie poczułam się oszukana i dziękowałam Bogu, że wydałam tylko 29 zł. 


Co na temat zgrzebła mówi producent?

EzzyGroom dzięki swoim mikroząbkom wyciąga martwą/osłabioną sierść, pozostawiając miejsce dla nowej i silnej sierści
Długość sierści nie ma tutaj znaczenia, liczy się struktura.
Można stosować zarówno u ras z sierścią jak i tych z włosem.

Mikroząbki! Dobre sobie! Tym, to można wspomóc się przy remoncie, a nie przy czesaniu psa (kota, konia, królika * niepotrzebne skreślić)! Biedny pieseczek...

Ale, ale! Przecież jeszcze nie wypróbowałam, to jak mam ocenić? 10 czerwca postanowiłam wypróbować produkt - zabieram się za czesanie. Pies oczywiście niezadowolony, bo ona jest niedotykalska i nieszczególnie lubi zabiegi pielęgnacyjne. Zwykle dzielnie znosi tylko wyczesywanie karku i grzbietu, a o udach, nogach i dupce można zapomnieć. W ruch idzie kaganiec, bo mój malutki pieseczek nie znosi kiedy dotyka się jego nóg w celach pielęgnacyjnych. Jak mawia Król Julian - "Nie tykaj stopy!" Jeśli zbyt długo majstruję przy jej portkach, potrafi kłapnąć, warknąć, wyrywać się (i zwykle robię to tak, że jedno pociągnięcie po grzbiecie, drugie po łapie i tak na zmianę).
No i zabieram się za czesanie - podejrzałam na filmikach, że przy czesaniu wykonuje się krótkie, dość szybkie ruchy, lekko dociskając zgrzebło. No to siup! Czeszemy! Bona stała dzielnie przez część zabiegu. A potem... położyła się i odsłoniła brzuch! Mój pies, który za czesaniem nie przepada, kładzie się najpierw na boku, a potem na pleckach, cud! :-) W pozycji leżącej udało mi się wyczesać jej brzuszek i boki, ale musiałam ją postawić do pionu, żeby zająć się grzbietem, karkiem i nogami. Nogi... i tutaj kolejna niespodzianka - pies stał i nie protestował, dopóki nie skończyłam. Mogłam spokojnie zająć się udami, portkami, dupką, a jej nic nie przeszkadzało! Nie przeszkadzało jej, że nie robię tego na raty (na zmianę z grzbietem). Mogłam sobie bezkarnie czesać cały tył, a ona nie miała nic przeciwko temu. Cały zabieg trwał ok. 30 min. A efekt? Oto on:


Ciężko jest przy długowłosym psie pokazać efekt "przed i po". Tym bardziej, że sierść Bony jest bardzo gęsta i mimo wyczesania nadal sporo jej zostaje ;-) Tak naprawdę musiałabym czesać ją chyba pół dnia, żeby pokazać efekt na zdjęciu. Najlepiej byłoby pomacać ją przed i po czesaniu :-) Po ilości sierści można  jednak się domyślać jaka jest różnica w objętości i jakości sierści.

Prawdę mówiąc po tym jak znalazłam FURminator, który sprawdza się u nas świetnie, myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, jeśli chodzi o czesanie Bony. A teraz szczerze przyznaję, że jestem pozytywnie zaskoczona i zwracam honor - jak najbardziej można wyczesać TYM psa :-) Jeśli już wspomniałam o FURminatorze, to nie sposób go w tym miejscu nie porównać ze zgrzebłem EzzyGroom. Przede wszystkim zauważyłam kolosalną różnicę w zachowaniu psa - Bona nie panikuje, nie próbuje uciekać, nie broni się. Powiem więcej - czesanie sprawia jej przyjemność. A to jest dla mnie bardzo ważne, bo ja nie muszę walczyć z Boną, a ona ze mną. Brak paniki ze strony psa świadczy o tym, że szczotka nie szarpie włosa, a tym samym nie sprawia psu bólu. 
Drugim dużym plusem EzzyGroom jest cena - 3x niższa od ceny popularnego zgrzebła. 
Do tego mam wrażenie, że wyciągnięty z psa włos miał inną strukturę - był dłuższy, włosy wyciągane w całości, a przy FURminatorze kłębki wyciąganej sierści były krótsze, jakby ścięte.

Półtora miesiąca po pierwszym czesaniu postanowiłam kolejny raz zająć się sierścią Bony. Tym razem ok. 20 minut czesania. Miałam nagrać też filmik, ale nie wyszedł tak jakbym chciała (czyt. czubek grzbietu + sufit, a do tego oświetlenie takie, że nic nie widać = filmiki nie są moją mocną stroną :-p). Tym razem również się nie zawiodłam. Efekt?



PLUSY:
  • bardzo dobrze wyczesuje martwy włos
  • nie szarpie sierści
  • lekki, niewielkich rozmiarów
  • prosta, ale solidna konstrukcja
  • przystępna cena
  • dostępne zgrzebła do każdego typu sierści
MINUSY:
  • z powodu braku rączki może się wydawać niewygodny (ale to kwestia techniki chwytu)

No to teraz werdykt ostateczny - czy polecamy? Jak najbardziej. Jeśli nie chcesz wydać stówy na czesadło do podszerstka, kup EzzyGroom - na pewno będziesz zadowolony z efektów. Ja nie wierzyłam, serio, serio, że ten mały drewniany przyrząd może poradzić sobie z kudłami Boniaczkowej, a spotkało mnie naprawdę miłe zaskoczenie. Efekty przerosły moje oczekiwania i absolutnie uważam, że jest wart swojej ceny. Prawdę mówiąc, gdybym stała przed wyborem FURminator czy EzzyGroom i na własnej (a raczej psiej) skórze testowała oba urządzenia, wybrałabym EzzyGroom. Z trzech powodów - efekt jest bardzo zadowalający, cena przystępna, a pies nie jest zestresowany (ba! jest nawet zrelaksowany). Przekonałam Was? EzzyGroom kupicie TUTAJ (klik!)

środa, 27 lipca 2016

171. Pielęgnacja Boniaczkowej

"Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda, tak się zaczyna wielka przygoda..."
Zastanawialiście się kiedyś ile czasu spędzacie w łazience? Codziennie po 15, 30, a może 60 minut? Ja akurat należę do kobiet, które nie mają w zwyczaju nakładać nienaturalnego makijażu, a do tego mamy prysznic, a nie wannę, więc moja dzienna dawka "łazienkowania" nie przekracza 60 minut.
A Bona?
Bona to już zupełnie inna historia ;-) Czasem oglądam w internetach obrazki, na których uśmiechnięty, zrelaksowany pies leży w wannie, zanurzony po szyję w wodzie i tak się zastanawiam "Co ty ćpiesz piesku?" ;-) Osobiście nie spotkałam psa, który byłby fanem odświeżana (chyba, że chodzi o zabiegi wykonywane we własnym zakresie w jakimś bajorze lub lizanie swojego tyłka).
Nie inaczej jest z Boniaczkową. Czasem zdarza jej się wejść do łazienki, ale zwykle po to, żeby w chłodzie poleżeć na łazienkowym dywaniku. Do brodzika z własnej woli wchodziła tylko, kiedy chciało jej się pić (tak dawała nam sygnał, że ma pustą miskę z wodą) lub po to, aby wylizać pianę po kąpieli ;-) Czesanie też jet torturą dla suczy, a obcinanie pazurów, to już katorga zarówno dla psa, jak i dla Ojczulka ;-)


Pielęgnacja sierści

Kąpiel
Odbywa się w zależności od potrzeb. Kiedyś nawet co 2-3 tygodnie (kiedy Bona siedziała w kenelu, strasznie się śliniła i sklejał jej się włos). Obecnie odbywa się to rzadziej.
Kąpiel zaczyna się niewinnie, udajemy, że nie, wcale nic nie planujemy. Nagle ja rzucam hasło "kąpiemy" i Ojczulek przynosi nieszczęśliwe zwierzę do łazienki i stawia w brodziku. Aby zminimalizować psie ślizganie (a co za tym idzie - stres), kładziemy do brodzika koszulkę (niestety nie mamy jeszcze gumowej maty). Kąpiel jak to kąpiel, moczymy, lejemy szampon, szorujemy, spłukujemy (w razie potrzeby czynność powtórzyć). Czasem nakładamy odżywkę. Zawsze ciepła woda i zawsze pies wygląda jakby działa mu się okropna krzywda i czasem próbuje uciec. Potem odciskam nadmiar wody, po kolei z tułowia i z każdej łapy. A woda ciągle kapie i kapie... Następnie puszczamy wolno zwierzynę, a ona gania po domu i zostawia wszędzie kępki mokrych kłaków. Nie suszymy Boniakowej, tylko czekamy aż naturalnie wyschnie (zimą kąpanie odbywa się po ostatnim spacerze).

Czesanie
Do czesania bestii mamy kilka szczotek - FURminator, pudlówkę, zgrzebło EzzyGroom i zwykłą szczotkę dwustronną. Używamy zwykle najpierw zdrzebła, potem którejś ze szczotek, bo najpierw wyciągamy z psa nadmiar włosa, a potem zbieram wszystkie włosy, które jeszcze gdzieś się na psie zaplątały. Czasem pudlówki lub szczotki używam też w tzw. międzyczasie, do przeczesania sierści lub po wyschnięciu (po kąpieli).
Od czasu do czasu odświeżam sierść szamponem w spray'u, wtedy też przydaje się pudlówka.



Uszy i oczy 
Oczy jedynie wycieram ze śpiochów. Póki nic się z nimi nie dzieje nie chcę niepotrzebnie ingerować. Uszy wycieram mokrym wacikiem podczas kąpieli (małżowiny), z kanałem słuchowym nie ma większego problemu, jeśli chodzi o ich skłonność do brudzenia się.

Pazury i opuszki
"Nie, ja nie będę! Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego". To podsumowanie Ojczulka, kiedy raz zacięłam Bonę przy obcinaniu i polała się krew. Robiłam to wcześniej, robiłam to później. Ale tego dnia kilka razy usłyszałam "Tylko uważaj, żeby jej nie zaciąć". Ta...
W zasadzie pazury Boniaczkowej są dość dziwnie zbudowane. Rdzeń z tkanki nerwowej jest bardzo długi i mimo, że pazur jest przycięty jak tylko to możliwe, nadal wygląda na zbyt długi. Nawet Pani Weterynarz była zdziwiona jak poszłam kiedyś obciąć do gabinetu. Co gorsza, dzieje się tak tylko w przednich łapach, więc Bona nawet kiedy chce się komuś wspiąć na kolana, może niechcący podrapać. Pazury w tylnych łapach naturalnie się ścierają, jednak te z przodu trzeba przycinać, bo sucz ma chód, przypominający trochę chód hiszpański (wyrzuca łapy przed siebie), co nie ułatwia naturalnego ścierania.



Jeśli chodzi o łapki, to zimą staram się częściej je myć, a przynajmniej wycierać mokrą szmatką po spacerze, ze względu na rozsypaną na chodnikach sól. Nie stosuję żadnych kremów, ale zastanawiam się intensywnie nad zakupem jakiegoś smarowidła. I tu pojawia się pytanie: Czy polecacie jakiś krem do pielęgnacji psich łap zimą?

Zęby
Pielęgnację tej części ograniczyliśmy do minimum - podajemy gryzaki, a także - moim zdaniem najlepsze narzędzie do domowej walki z kamieniem - kość cielęcą (obowiązkowo z kulkami). Wspomagamy się też trochę innymi gryzakami i  zabawkami. Bona ma niewielki kamień, ale weterynarz jeszcze nas nie namawiał na jakikolwiek zabieg, więc chyba jet w granicach normy :-)



Gruczoły
Okołoodbytowe oczywiście ;-) Na razie póki co Bona sama sobie radzi z oczyszczaniem ich. Tylko raz była konieczna interwencja weta, ale żadnych większych nieprzyjemności z tego tytułu nie mieliśmy (no chyba, że wziąć pod uwagę smród psiego tyłka, który czułam potem przez cały dzień i zastanawiała się jak Wetka to wytrzymuje na co dzień ;-) ) .

I to w zasadzie tyle, nic szczególnego ;-) Bona nie jest psem wystawowym, więc aż tak bardzo nie muszę jej muskać i strzyc (choć z tym strzyżeniem mam czasem przebłyski). Staram się nie przesadzać, bo nie jest fanką zabiegów pielęgnacyjnych, ale też chciałabym, żeby wyglądała przyzwoicie i żeby nikt nie mógł się przyczepić. Przyznam szczerze, że raz zaniedbaliśmy czesanie i na łapie zrobił jej się mega-dread, który wymagał interwencji maszynki do strzyżenia. Na szczęście odkąd Bona nie mieszka w kenelu, dużo łatwiej jest zapanować nad wyglądem jej sierści. Tylko czasem zrobi jej się dreadzik za uchem. Ale to od intensywnego miziania ;-)


poniedziałek, 18 lipca 2016

170. Lęk separacyjny - życie "po"

Jakiś czas temu przy okazji wyprzedaży z psiej szafy, napisała do mnie dziewczyna zainteresowana kupnem bandamki. Od słowa do słowa i okazało się, że na bloga trafiła, szukając sposobów na psią samotność. I właśnie wtedy mnie olśniło! Przecież Bona przez długi czas cierpiała na lęk separacyjny. To była nasza zmora i długa, ciężka walka. A teraz? Teraz zapomniałam, że problem był mega duży :-) Dwa i pół roku walki o spokój - nasz, psa i sąsiadów, wspomagany suplementami, przysmakami, zabawkami. Cierpliwość wszystkich wystawiana na kolejne próby i szukanie kolejnych sposobów na ukojenie psiego lęku. Co z tego wyszło?

[Bona - pierwszy dzień u nas]

Jak było na początku:
Bona przed każdym naszym wyjściem przeczuwała je kilka minut wcześniej. Oczywiście widziała rutyny, które zapowiadały naszą długą nieobecność. Chodziła wtedy po domu zdenerwowana, chowała się w łazience, trzęsła się, dyszała. Po kilkunastu dniach, z powodu wcześniejszych zniszczeń i w obawie o jej zdrowie zdecydowaliśmy się na zakup klatki (Bona zanim pojawił się u nas kenel wskoczyła na parapet i zaklinowała łapę w uchylonym oknie. Na tym wąskim parapecie spędziła jakiś czas - nie wiemy dokładnie czy liczyć go w minutach, czy w godzinach, ale zdążyła w międzyczasie załatwić się pod siebie). Z klatką było tak, że raz wchodziła do niej na komendę, innym razem niestety, musieliśmy stawiać ją na progu kenela i wtedy dopiero godziła się z losem i wchodziła do środka (dodam, że w naszej obecności nie miała problemu z przebywaniem w klatce, lubiła to i działało to na nią uspokajająco). Potem zaczynał się koncert - najpierw oburzenie i żal, potem (jak twierdzą sąsiedzi) już tylko żal i zawodzenie "jak dziecko". Całymi godzinami, z przerwą na odpoczynek i wylizanie Konga. Gryzaki i zabawki z jedzeniem pomagały tylko na chwilę, a dyfuzor ADAPTIL (wg. informacji od sąsiadów) wcale. Zawieszana w klatce miska z wodą najczęściej już po kilku minutach lądowała na dnie klatki. Wszystkie przedmioty, które sucz zdołała dosięgnąć (lub ew. wcześniej wyrwać szczebel klatki) wciągała do środka i niszczyła (m.in. płyty z grami i filmy DVD, pad do PS, gazety, koce, poduszki). Do tego przez kilkadziesiąt pierwszych minut Bona dostawała ślinotoku i wraz z wodą na dnie kuwety pływała jej ślina. Nie trudno wyobrazić sobie jak wyglądał pies po naszym powrocie - włos posklejał się, wysechł, robił się twardy, "nażelowany" i psa trzeba było często kąpać (a przynajmniej spłukiwać czystą wodą). Dodatkowo przez takie mieszanki kuweta dość szybko rdzewiała (zabezpieczaliśmy ją specyfikami do metalu, ale Bona również próbowała robić podkop, więc ścierała warstwę zabezpieczającą - pomagało na krótko). Przez 2,5 roku Bona wykończyła dwie klatki, a trzecia ostatecznie nie dokończyła żywota i czeka w piwnicy, aż zbierzemy wszystkie "przydasie" i zaniesiemy do schroniska.
Przez ten czas słuchaliśmy skarg sąsiadów (wcale się nie dziwię) i czytaliśmy anonimowe listy nt. tego, że jeśli pies będzie szczekał w godzinach nocnych, to zostaną wezwane "policja, SM, TOZ oraz wszelkie dostępne media" (dwa razy zdarzyło nam się wrócić do domu ok. 22.30).

"Jakie zniszczenia? Ja nic nie wiem ;-)"

Jak było potem:
Po przeprowadzce (w sierpniu 2015) zaczęliśmy zostawiać Bonę bez klatki. Oczywiście zgodnie z moimi przewidywaniami, najpierw zaczęła przegryzać się przez drzwi wejściowe. Zabezpieczyliśmy je przykręcając bezbarwną płytę akrylową. Następnie ucierpiała cała ściana koło drzwi i zaczęło się wygryzanie wykładziny PCV (też przy drzwiach). Remont i tak planowaliśmy, więc po ok. miesiącu na podłogi i przy drzwiach położyliśmy płytki. Pies nie wiadomo dlaczego zaczął wyżywać się na ścianie pod wieszakiem, gdzie znaleźliśmy odciski jej łap (próbowała chodzić po ścianie?!), na drzwiach: od starej szafy garderobianej i do pokoju (Bona miała do dyspozycji przedpokój i kuchnię, pokoje były zamykane). Z tym radziliśmy sobie pryskając spray'em odstraszającym i przeciw obgryzaniu. Niewiele to dawało. Zostawiane gryzaki najczęściej zjadała już po naszym powrocie (Kong trochę lepiej jej "wchodził").
Aż w końcu urządziliśmy sypialnię i przenieśliśmy się do innego pomieszczenia.
Po przeniesieniu sypialni nadal zamykaliśmy pokoje przed psem. W przedpokoju nadal zdarzało jej się zniszczyć kapcia, pogryźć dywanik. Przez to nie ufałam jej na tyle, żeby zostawić jej otwarte drzwi do któregoś pokoju. Miejsca miała wystarczająco dużo. Tylko jej nie chodziło o przestrzeń... Nagle pewnego pięknego popołudnia po powrocie z pracy, odkryłam, że drzwi do sypialni są otwarte. Za to od razu postanowiłam opieprzyć Ojczulka, bo "to na pewno on zostawił, żeby sprawdzić jak pies się zachowa". Ale moje podejrzenia okazały się niesłuszne. Postanowiłam włączyć kamerkę, żeby zobaczyć jak to się dzieje, że incydent z otwierającymi drzwiami się powtarza. Po odtworzeniu moim oczom ukazała się taka scena:

Zamykam drzwi od sypialni. Wychodzę. Chwila ciszy [pies kmini co się dzieje]. Szczeknięcia. Cisza. A potem "skrob, skrob" zębami w drzwi. Następnie próba wykonania podkopu [drzwi się trzęsą]. "Skrob, skrob", podkop. Na zmianę. I nagle TADAM! Drzwi powoli, otwierają się na oścież, z drugiej strony stoi Ona - sprawczyni. Sama jest zaskoczona sytuacją. Powoli wchodzi do pokoju i odkrywa, że jednak nikogo tam nie ma. Wskakuje na łóżko. Schodzi. Wychodzi na obchód: przedpokój i kuchnia. Nie ma nikogo. Staje w przedpokoju i wydaje z siebie najbardziej żałosne wycie jakie kiedykolwiek słyszałam "aauuuu". Kolejna runda po mieszkaniu. Wraca do pokoju, staje na środku. Rozgląda się i znowu "aauuuu". W końcu wskakuje na łóżko i kładzie się, cały czas czujnie się rozglądając". Po 11 minutach filmik wyłącza się (plan był genialny, tylko trzeba jeszcze pamiętać o naładowaniu baterii ;-) ).
Po tym dniu zostawialiśmy Boniaczkowej otwarte drzwi do sypialni.

Jak jest:
Obecnie kiedy wychodzimy do pracy Bona nadal nie jest zachwycona. Zazwyczaj po spacerze (tym ostatnim przed wyjściem) chowa się za łóżko. Ale nie ma przy tym histerii, nie trzęsie się tak jak kiedyś. Podobno też nie szczeka (specjalnie pytałam sąsiadów czy pies im przeszkadza). Teraz szczeka ewentualnie na kogoś, kto kręci się po klatce schodowej. Nie jest to jednak szczek płaczliwy. Najgorzej jest, kiedy wychodzimy oboje - wtedy rzeczywiście dostaje pie****ca. Biega po domu, szczeka, skacze nam po nogach. Zachowuje się trochę jak dziecko, które właśnie dowiedziało się, że nie wychodzi z rodzicami - złości się na cały świat (brakuje jeszcze, żeby położyła się na podłodze, kopała i biła ją zaciśniętymi piąstkami, tfu! łapkami ;-) )). Zdarzyło jej się też zniszczyć kapcie (dwie pary moich, widać komu robi na złość). Na szczęście nie zabiera się za materac czy kołdry, a to było moim największym zmartwieniem. Łóżko w sypialni jest jej największym azylem i dzięki temu znosi samotność. ŁÓŻKO - tylko tyle i aż tyle :-)



Jaki jest lek na psią samotność? Nie mam pojęcia. Chyba na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Według porad, czytanych przeze mnie przez wiele miesięcy, są to przysmaki, zabawki do wypełnienia jedzeniem, feromony suki karmiącej, suplementy uspokajające, długi spacer, zabawy węchowe lub trening przed wyjściem, włączone radio/telewizor. Kiedyś przeczytałam gdzieś, że psu pomógł wyjazd na wakacje. U nas być może przynosiło to niewielki efekt, ale lekiem na samotność Bony okazało się nasze łóżko. Czasami mam wrażenie, że klatka była niepotrzebna, ale wtedy bałam się o życie suczy (kiedy zaczęła przegryzać kable miałam przed oczami najgorszy scenariusz).
Rozwiązanie problemu było bardzo proste, a zarazem bardzo trudne do odgadnięcia. Łóżko? Tylko otwarte drzwi do sypialni i nasze łóżko wystarczyły, żeby ukoić psie nerwy? To jest tak proste, że aż niemożliwe. Faktem jest, że nasz pies ciężko znosi rozłąkę z nami, przez co jesteśmy skazani na siebie prawie w każdej sytuacji. Na szczęście póki co, udaje nam się pogodzić wszystkie nasze plany i wszędzie znaleźć miejsce dla tej chudej psiej dupki :-)




piątek, 8 lipca 2016

169. Prześwietlamy nerkę, czyli niezbędne minimum z psiej saszetki

Jakiś czas temu psie blogi zasypywane były wpisami pt. "Co jest w mojej (psiej) nerce". Zawsze chętnie takie wpisy czytałam, bo o ile mam swój niezbędnik i staram się nie targać ze sobą niepotrzebnych rzeczy, o tyle zawsze można podpatrzeć o czym się jeszcze zapomniało. Wpis na temat zawartości psiej nerki popełnię właśnie dziś, jako, że zakupiłam nową, oczywiście w Biedronce za zabójczą kwotę 15,99 zł. Przy okazji jest możliwość pochwalenia się nią ;-P



Nasze niezbędne minimum spacerowe, to:

  • psie smaki - oczywista oczywistość dla każdego. Smaków używam różnych, od parówek, przez gotowe (Trixie, Bosch, 8in1),
  • klucze - bez tego nie wyjdę z domu, ani tym bardziej do niego nie wejdę, więc są obowiązkowe,
  • chusteczki - ponieważ z nosa cieknie mi zawsze w najmniej odpowiednim momencie i zwykle wtedy, kiedy akurat chusteczek nie mam przy sobie, więc lepiej nosić,
  • dyski Fishera - przydają się, kiedy Bona jest trochę dalej i akurat postanowi się czymś poczęstować. Zawsze można użyć kluczy, ale byłby problem, gdyby się zgubiły (patrz pkt.2)
  • kliker - czasem zdarzy nam się powtarzać komendy ;-)
  • gwizdki - nie uczyłam Bony jeszcze odwołania na gwizdek, ale są w nerce, bo to jedyne miejsce, gdzie się nie zgubią,
  • telefon - do komunikacji, dla Endomondo,
  • szczypce na kleszcze - nie zajmują dużo miejsca, a mogą się przydać
  • worki na kupy - zawsze noszę kilka dodatkowych w saszetce, w razie, gdyby skończyły się te z podajnika, 
  • trochę drobnych - na batona, loda, wodę mineralną, szybkie wejście do zoologa ;-)
  • pomadka do ust - nie mogę żyć bez tych smarowideł,
  • zaświadczenie o szczepieniu - na wszelki wypadek,
  • nerka - gwóźdź programu - super nabytek z Biedronki. Mega duża, mega pojemna, dodatkowo zmieści jeszcze zabawkę, książeczką zdrowia, smycz czy co tam chcecie.
Oczywiście zawartość nerki zmienia się w zależności od zapotrzebowania i pory roku. W chłodniejsze dni często są tam rękawiczki. Zdarza się, że zabieram ze sobą kamerkę lub zabawkę (to rzadziej, bo Bona nie lubi się bawić na spacerach). Do weta zabieram książeczkę zdrowia. W podróż kaganiec, choć ten raczej jest przypinany do pasa. Czasem wrzucę kartę bankomatową, bilet mzk... W starej nerce miałam dość ograniczoną ilość miejsca, przez co często musiałam upychać rzeczy dodatkowo po kieszeniach, natomiast ta jest tak pojemna, że rzeczywiście nie muszę się już zastanawiać z czego mam zrezygnować, bo wszystko co jest mi niezbędne spokojnie się zmieści. A nawet dużo więcej :-)



środa, 15 czerwca 2016

168. Recenzja - Sznur Triexie Denta Fun

Pod koniec marca otrzymaliśmy prezent od sklepu naszezoo.pl w postaci zabawki dla psa firmy Trixie. Od ponad dwóch miesięcy sznur poddawany jest surowym testom. Od czasu pierwszej zabawy praktycznie nie chowam go przed Boną, bo prawdę mówiąc spisałam go na straty już po rozpakowaniu paczki. Dlaczego? Ano dlatego, że z zabawkami Trixie raczej nie mam dobrych doświadczeń. Zdecydowana większość ginie w paszczy mojego psa w ciągu kilku godzin, nawet jeśli teoretycznie jest napisane, że są do samodzielnej zabawy. Postanowiłam więc nie oszczędzać szarpaka - w końcu po co odwlekać destrukcję? Wolę dać zabawkę psu, żeby miał chwilę zabawy niż włożyć ją do naszej "kolekcji", żeby ładnie wyglądała. Ale od początku.

Co było przedmiotem testów?
Poskręcany sznur Denta Fun z wypustkami czyszczącymi zęby dla średnich i dużych psów.

Charakterystyka
  • długość - 37 cm
  • wykonany z naturalnego kauczuku oraz bawełnianego sznura
  • posiada wypustki masujące dziąsła
  • odpowiedni dla średnich oraz dużych psów
  • zabawka wszechstronna (może służyć jako aport, szarpak lub zabawka do gryzienia)
Według producenta specjalny splot oraz naturalny materiał redukuje kamień nazębny, odświeża oddech, masuje dziąsła, oczyszcza zęby oraz zapobiega powstawaniu zapalenia dziąseł.



Ku mojemu zdziwieniu, mimo że szarpak cały czas jest w użyciu, jest w nienagannym stanie. Sznur tylko w jednym miejscu jest lekko nadgryziony, elementy kauczukowe są całe. Boniaczkowej udało się też rozwiązać węzeł, który znajdował się na końcu zabawki, ale w porę to zauważyłam i zapobiegłam rozsypaniu się zabawki związując sznur. 
Prawdę mówiąc całkiem niezły wynik jak na zabawkę Trixie. Pod tym względem jestem naprawdę mile zaskoczona. Mogę śmiało dać plusa za wytrzymałość.
Ciężko mi stwierdzić czy redukuje kamień nazębny. Szczerze mówiąc wątpię, żeby taka zabawka poradziła sobie z kamieniem, więc to tej "funkcji" jestem sceptycznie nastawiona. Z pewnością zaspokaja potrzebę żucia oraz masuje dziąsła (jak zapewnia producent). 
Na pewno sprawdza się jako zabawka do aportowania, bo jest dość ciężki, przez co można nim dalej rzucić. Do tego dzięki intensywnym kolorom nie zgubi się w trawie. Nie unosi się na wodzie, więc nie nadaje się do wodnych zabaw, natomiast zmoczona dość długo schnie ;-)
A jak sprawdza się jako zabawka do przeciągania? Szarpak przeznaczony jest dla średnich i dużych psów. Mimo, że sucz jest średnia, część, za którą teoretycznie powinna trzymać jest dla niej nieco za duża i chętniej chwyta tą, przeznaczoną dla człowieka.
Czyszczenie elementów kauczukowych, jest dość łatwe - wystarczy wyszorować je szczoteczką. Co do sznura, to już grubsza sprawa - najlepiej "wgryziony" brud usunie pranie (szorowanie mogłoby powyciągać pojedyncze włókna).



PLUSY:
  • wytrzymałość
  • wszechstronność (sprawdza się jako gryzak, aport i szarpak)
  • intensywne kolory
  • przystępna cena
MINUSY:
  • rozmiar (dostępny tylko w dwóch rozmiarach)
  • trudny do wyczyszczenia

Zabawka występuje w dwóch rozmiarach i w dwóch kolorach. Do kupienia TUTAJ.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

167. "Must have" Psiarzy

Psie akcesoria... Kochamy je wszyscy ;-) Pewnie każdy ma swoją ulubioną grupę akcesoriów, zabawek, ulubioną markę produkującą psie gadżety. Czasy, kiedy jechało się ekstra po wyprawkę dla psa minęły. Jedna obroża dla szczeniaka, a potem wymiana na większą? Phi!

W dobie internetu i transakcji międzynarodowych nasze portfele i konta bankowe są szczególnie narażone na niebezpieczeństwo :-) Dostępność produktów i łatwość robienia zakupów sprawia, że chcemy wciąż więcej i więcej! Wszyscy lub prawie wszyscy marzą o kolejnym psim gadżecie. Ja też :-)
Są jednak firmy, zabawki, akcesoria, które cieszą się szczególną sławą i popularnością. Posiadanie niektórych rzeczy wydaje się niemal obowiązkowe! Bowiem każdy szanujący się Psiarz powinien mieć je w swojej szafie!
Nie masz jeszcze zabawki firmy Y? Jak to? Każdy pies je kocha!
Szelki? Tylko firmy X - są najlepsze!

Posiadanie mnóstwa fajnych, kolorowych zabawek i zagranicznych akcesoriów dobrze się prezentuje, jest trendy, sprawia, że inni chętniej zaglądają na Twojego bloga. Teraz możesz powiedzieć, że jesteś "Prawdziwym Psiarzem".

Traktujcie proszę dzisiejszy wpis z przymrużeniem oka. Pewnie niektórzy z Was wśród wymienionych niżej przedmiotów znajdą te, które dawno lub niedawno zakupili. Spokojnie - ja też dałam się porwać temu szaleństwu i niektóre rzeczy pojawiły się także w naszej "kolekcji". Jedne na krótko, inne na dłużej. Niektóre rzeczywiście mogę uznać za udany zakup, inne od razu okazały się niewypałem. Spowiadam się więc jednocześnie z moich grzeszków ;-)
Przedstawiam Wam kilka "kultowych" moim zdaniem rzeczy, które od dłuższego czasu przewijają się przez psie blogi, fanpage, są poszukiwane na grupach sprzedażowych i opisawane na forach. 
  • JW Pet Hol-ee Roller, czyli popularna ażurka. Ot, kawałek gumy. Rozciąga się, trochę odbija. Psy za nią szaleją. Właściciele także. Często poszukiwana na grupach sprzedażowych, równie często kupowana na "specjalne okazje" tj. urodziny, adopciny, dzień psa itp. (pewnie dlatego, że do najtańszych nie należy). Sama pewnie nie zdecydowałabym się zakupić ażurki, gdyby nie wygrany w konkursie rabat. I ta akurat zabawka, to coś z czego jestem zadowolona, mogę polecić i nie zamierzam się z nią rozstawać ;-)

  • Piłka planetka - prawdę mówiąc nie rozumiem fenomenu tej piłki (może dlatego, że żadna piłka nie jest w stanie zainteresować Boniaczkowej poza domem i nie sądzę, żeby w tym przypadku miało być inaczej). Dla mnie piłka jak każda inna. Słyszałam, że psy ją lubią i że jest wytrzymała.
  • Kong - najczęściej Classic, czyli popularny "bałwanek". Owszem, mamy w swoich zbiorach, kupiliśmy niedługo po adopcji Bony, czyli jakieś 3 lata temu. Nie wydziwiam z wielkościami i twardością. Ten jest OK. Jeśli się zniszczy kupimy taki sam.
  • Hurtta - nie masz wśród psich akcesoriów niczego z Hurtty? Nie możesz więc nazywać się prawdziwym Psiarzem! ;-) Oczywiście  żartuję i przyznaję, że sama zamówiłam ostatnio szelki Y w kolorze różowym (ach,, te zbiorowe zamówienia!). Tym sposobem dołączyły do kupionej dawno temu w Tk Maxxie obroży półzaciskowej tej samej firmy. Rozumiem, że Hurtty mogą się podobać. Sławę zdobyły pewnie również dzięki jakości. Miejmy nadzieję, że wraz z rosnącą popularnością ta jakość nie pogorszy się... Obrożę bardzo chwalę, z szelek na razie jestem zadowolona :-)

  • ChuckIt! - zabawki firmy ChuckIt! również robią furorę wśród Psiarzy. Rzeczywiście wyróżniają się wytrzymałością, mnogością kształtów. Od "latających wiewiórek", przez wiatraczki, kółka, spirale do piłek świecących w ciemności, kanciastych, aż do tych chyba najbardziej popularnych - pomarańczowo-niebieskich Ultra Tug na taśmie. Kolejny "must have" w szafie każdego szanującego się Psiarza. Sama stałam się "szczęśliwą posiadaczką" piłki, za sprawą prenumeraty Dog&Sport. Już po pierwszej zabawie wiedziałam, że to nie to - rozmiar był ciut za duży (M), ale wiem, że mniejsza też nie sprawdziłaby się. Bona z uporem maniaka łapała za taśmę, a nie za piłkę (wszystkie zabawki "z rączką" chwyta za rączkę, dlatego u nas do przeciągania najlepiej sprawdza się zwykły, prosty szarpak polarowy).

  • Kamizelka chłodząca - tutaj o ile uzasadnione kupowanie kamizelki pochwalam, o tyle kupowanie, dla samego posiadania jest dla mnie naprawdę niezrozumiałe. Rozumiem, jeśli ktoś jeździ z psem na zawody, pokazy. Treningi amatorskie można przesunąć na rano/wieczór lub przełożyć na "za kilka dni". Osobiście wolałabym kupić psu matę chłodzącą, żeby mógł odpoczywać w domu w cieniu. I taki zakup również znajduje się na mojej liście.
  • Dyski sensoryczne, piłki do ćwiczeń - to również niezbędnik każdego właściciela psa. Ponieważ posiadanie "fit" psa też jest na topie, psiarze raz na kilka tygodni okupują pobliskie Biedronki lub Lidla, w celu nabycia akcesoriów fitness. Im więcej piłek / dysków masz w swojej kolekcji, tym bardziej "fit" będzie Twój pies! Nie zapomnij tylko, że musisz jeszcze z nim ćwiczyć - od samego posiadania "orzeszka" brazylijskie pośladki się nie zrobią ;-) Mamy piłkę i dysk do balansowania, (piłkę rzeczywiście kupiłam dla psa), ale ponieważ od kilku tygodni zaprzyjaźniłam się z systemem ćwiczeń jakim jest Pilates, te przyrządy będą służyły głównie mi. 
  • Klatka kenelowa - masz psa? Teraz czas na klatkę. Nie ważne, że nie wyjeżdżasz z psem na wakacje, zawody, nie ma on też problemów behawioralnych. Koniecznie kup klatkę! A tak serio, to wiem jakim zbawieniem może ona być. Do dziś żałuję, że miałam tylko ciężką, metalową i w dodatku na stałe pospinaną opaskami zaciskowymi. Patrzę na nowe, ultralekkie i składane klatki i myślę sobie o ile łatwiejsze byłoby moje życie, gdybym znalazła je wcześniej. I nie jako "główną" klatkę, pomagającą nam walczyć z lękiem separacyjnym (bo ta pewnie nie przetrwałaby kilkudziesięciu minut), ale jako miejsce odpoczynku podczas wyjazdów do rodziców, na weekendy czy wakacje. Klatka z komendą "na miejsce" była jedną z najskuteczniejszych metod opanowania "nakręconego" psa. Ten zakup jeszcze przemyślę ;-)
Trochę złotówek później, po przemyśleniu kilku zakupów, przejrzeniu psiej szafy i sprzedaniu niektórych rzeczy (m.in. Ultra Tug) zaczęłam się zastanawiać po co właściwie mi to było. Kupuję wciąż nowe zabawki, którymi potem Bona i tak się nie bawi. Najlepszą inwestycją są szarpaki i zabawki do wypełnienia smakami. Ok, mamy to! Smycze? Ok, ale po co mi tyle smyczy? Mamy ich 6, to chyba wystarczy. No dobra, ale są ładne, podobnie jak obroże, więc może raz na jakiś czas... No właśnie. To chyba pozostanie moją słabością, mam jeszcze kilka na oku ;-) Póki co i tak nieźle mi idzie powstrzymywanie się przed zakupami i wolę kasę przeznaczyć na konkretny zakup niż kolejną zabawkę/obrożę, która będzie leżeć w szafie. Priorytetem jest mata chłodząca (choć zobaczymy jak Bona będzie się czuła w starych murach naszego "nowego" mieszkania :-) Może znajdzie jakiś chłodny kąt dla siebie. Z zabawek intryguje mnie jeszcze tylko "uciekające jajo", ale nie wiem czy ostatecznie zdecyduję się na zakup (ew. używane, za niewielką cenę).

A może ktoś dodałby jeszcze jakąś pozycję na listę? Czekam na Wasze opinie :-)



* post powstał na podstawie obserwacji fejsbukowych grup o psiej tematyce, psich blogów i własnego doświadczenia ;-)

sobota, 30 kwietnia 2016

166. Ulubione zabawki Bony

W "psiej szafie" mamy trochę zabawek. Są piłki, szarpaki, ażurka. Są zabawki do napełniania żarciem. Ale co tak naprawdę lubi Boniaczkowa? Kto nas śledzi od dłuższego czasu, pewnie zauważył już, że sucz zdecydowanie bezinteresowną miłością darzy szarpaki. W każdej postaci. Jedne lubi bardziej, inne mniej, ale jednak przeciąganie jest jej ulubioną zabawą. Oprócz przeciągania Boniaczkowa lubi coś czasem pomemłać ;-) I tak na liście jej ulubionych (a zarazem wyjątkowo trwałych) zabawek znalazła się ta czwórka.



Szarpak polarowy  - zrobiony z szalików kupionych w lumpeksie. To już chyba czwarty szarpak, wykonany przeze mnie z polaru. Bardzo wytrzymały, tani. Szarpakami polarowymi przeciągam się z Boną, a czasem sucz po prostu sobie je żuje, choć nie jest tak, że są zawsze na wierzchu. Jeśli splot jest odpowiednio ciasny, ryzyko, że pies przegryzie zabawkę maleje. Jeden szarpak zwykle wytrzymuje u nas ok. 6 miesięcy, przy intensywnym użytkowaniu. Ten dodatkowo wyposażony jest w silikonową piłkę, która jest pozostałością innego szarpaka (sznura). Piłka jest z nami już 3 lata i posiada tylko jedną dziurę po zębach (mimo iż pies wcześniej miał nieograniczony dostęp do niej). 

Petstages Durable Stick - gryzak dla psa wykonany z materiału, który jest połączeniem prawdziwego drewna z nietoksycznym, syntetycznym tworzywem. To zabawka, do której nie ograniczamy psu dostępu. Od ok. 10 miesięcy sucz stale może się nią bawić i z tej możliwości intensywnie korzysta. Zabawka zaspokaja potrzebę żucia i z racji twardości pomaga ścierać kamień nazębny. Nie próbowałam zastępować nim prawdziwych patyków, ponieważ z racji wyglądu psu może być wszystko jedno czy weźmie do paszczy zabawkę, czy leżący nieopodal zwykły patyk. Dodatkowo istnieje ryzyko zgubienia. Minusem jest tylko to, że jak Bonę najdzie na zabawy w podrzucanie wieczorową porą, gryzak przy kontakcie z panelami robi sporo hałasu.

Comfy Snacky Worm - ta zabawka jest z nami już 9 miesięcy. Do tej pory zauważyłam jedynie dwa niewielkie uszczerbki w jej wyglądzie. To ubytek w "płetwie grzbietowej" robala i w języku. Poza tym nic - żadnych dziur czy rys po zębach. Świetna do napełniania smakami i dla Bony równie atrakcyjna jako zabawka do żucia. Dodatkowo nieźle sprawdza się jako szarpak. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona trwałością (to już druga zabawka Comfy, która udowadnia, że trwałe zabawki wcale nie muszą być drogie). Zabawka może również służyć do aportowania - intensywny kolor zmniejsza ryzyko zgubienia. Nie tonie, więc można śmiało wykorzystywać ją do zabaw w wodzie. Minus? Znajomi zwykle pytają czy to aby na pewno psia zabawka, a nie moja ;-) 

Sznur Trixie Denta Fun - Z zabawkami Trixie raczej nie mam dobrych doświadczeń. Zdecydowana większość ginie w paszczy mojego psa w ciągu kilku godzin, nawet jeśli teoretycznie jest napisane, że są do samodzielnej zabawy. Ten szarpak od około miesiąca poddawany jest testom. Specjalnie po pierwszej zabawie nie schowałam go, żeby sprawdzić jak szybko Bona rozłoży go na części pierwsze. Ku mojemu zdziwieniu, mimo że szarpak cały czas jest w użyciu, jest w nienagannym stanie. Minus? Szarpak przeznaczony jest dla średnich i dużych psów. Mimo, że sucz jest średnia, część, za którą teoretycznie powinna trzymać jest dla niej nieco za duża i chętniej chwyta tą, przeznaczoną dla człowieka. 


Pozostałą zawartość naszej szafy z sekcji "zabawki" oczywiście sucz też lubi. Nie do końca natomiast jestem pewna czy pozostawiłabym ją sam na sam z niektórymi, bo to mogłoby skończyć się źle, zarówno dla psa jak i dla zabawek. Rozważam też sprzedaż niektórych, bo okazały się niewypałem. Część już znalazła nowe domy, jedną możecie jeszcze znaleźć w zakładce SPRZEDAJEMY

Trochę się ostatnio opamiętałam, jeśli chodzi o kupowanie zabawek, na rzecz innych akcesoriów - dziś np. w ostatniej chwili kupiłam smycz z Biedry (zanim Pani zdążyła schować je do pudła z odsyłanymi rzeczami), zastanawiam się także nad kupnem szelek Front Range (Tip Top lub Ruffwear) albo Y Hurtty. No i choruję od dawna na obrożę Splash! od WarsawDog. Do tego jednak muszę zrobić solidny przegląd psiej szafy i sprawdzić co tak naprawdę jest nam niezbędne do życia, bo szkoda mi trochę wywalać pieniądze na kolejną rzecz, jeśli mam mnóstwo innych, których nie używam (tym bardziej, że te wyżej wymienione wcale do tanich nie należą). Najgorzej będzie się zebrać, bo zawsze mam ciekawsze rzeczy do roboty, a jak już się zmobilizuję, to niestety mój sentyment do wszystkich gadżetów bierze górę i trudno mi cokolwiek sprzedać. Jest parę dni wolnego, może się jakoś uda ;-) Trzymajcie kciuki :-)

piątek, 29 kwietnia 2016

165. DIY - Doggie Selfie

Ostatnio w internecie coraz częściej trafiam na filmiki i zdjęcia dotyczące selfie z psem. Psy nie rozumieją jednak ludzkiej potrzeby robienia selfie. Ba! wiele z nich nie lubi w ogóle ustawiać się do zdjęć (np. każde "pozowane" zdjęcia Bony wymagają ode mnie dużej kreatywności w wymyślaniu coraz to nowych dźwięków, żeby mój pies wyglądał na bystrą sucz, a nie kupę nieszczęścia). W związku z czym zdjęcia "z ręki" i portrety pupili nie zawsze wyglądają tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Wychodząc naprzeciw potrzebom właścicieli, mądre głowy wymyśliły urządzenie zwane Doggie Selfie. Pojawiło się ono również na polskim rynku, za nieco wygórowaną cenę (ok. 40 zł+kw). Jest jednak sposób, żeby za nieco mniejsze pieniądze uzyskać ten sam efekt :-)

Czego potrzebujemy?

  • piłka tenisowa (lub inna)
  • wtyczka typu jack (np. z zepsutych słuchawek)
  • mocny klej
  • ostry nóż/nożyczki

Jak wykonać?

Bardzo prosto! W piłce robimy niewielki otwór (uwaga na palce i łapki - swoje oczywiście ;-) ). Otwór smarujemy klejem dość obficie i wciskamy do środka obciętą wcześniej końcówkę - "jacka". Jeśli czujecie, że klej będzie słabo trzymał, możecie podkleić jeszcze dookoła otworu. Kiedy klej wyschnie gadżet jest gotowy do użycia! Ja miałam trochę dużego "jacka" i prawdę mówiąc klej nie był w ogóle potrzebny.

Od teraz wszystkie selfie będą udane, a wasz pies będzie pozował do zdjęć z uśmiechem na pysku! :-)



czwartek, 17 marca 2016

164. Człowiekowy przegląd szafy

Post trochę inny niż dotychczasowe, ale tak pomyślałam, że w sumie o człowiekowych kaprysach i wyrzeczeniach związanych z posiadaniem psa, też warto napisać. Nie martwcie się, blog nie zmienia się na modowo-kosmetyczny, a następny wpis na pewno nie będzie o cudownej maseczce do twarzy.
Dziś krótko o tym co znajduje się w mojej szafie i "jak się noszę" od kiedy mam psa ;-) Być może niektórzy z Was zobaczą pewne podobieństwa ;-)
Oczywiście moja garderoba składa się z dużej ilości niezbędnych mi rzeczy (równie "niezbędnych" jak wszystkie psie ;-) ). Ciuchy mam na różne okazje i różne pory roku, ale ze względu na piękną pogodę dzisiejszego dnia, wpis będzie w klimacie wiosennym. Daruję więc sobie wszelkie kurtki, szaliki i inne zimowe atrakcje. Wersji "do pracy" nie będę przedstawiać, bo są to najczęściej czarne legginsy + czarny top (o różnej dł. rękawa).

Wersja 1: Na zakupy, wyjście ze znajomymi, lans na mieście ;-)

Na mieście wiadomo, trzeba się trochę polansować :-) Rzadko się zdarza, żebym gdzieś wychodziła BEZ PSA, więc jak mam okazję się ładnie ubrać, to przebieram się kilka razy, bo z tych emocji nie mogę się na nic zdecydować :-p Jednak cenię sobie wygodę, a więc klasyczne jeansy (lub legginsy), t-shirt (na zdjęciu koszulka od Lisiej Nory), jakaś narzutka , torebka na niezbędne rzeczy, buty - wygodne, płaskie (szczerze mówiąc nie mam w szafie ani jednych szpilek. Miałam kiedyś buty na "słupku", ale oddałam. Tak samo z koturnami - były wygodne, ale jednak nie dla mnie).


Poza "różową panienką" drzemie jeszcze we mnie duże dziecko, w związku z czym można mnie też spotkać w wersji Adventure Time i w trampkach w wisienki :-)



Wersja 2: umiarkowana elegancja

O ile sytuacja nie wymaga, żebym poszła "na galowo", to po prostu wybieram takie ciuchy, w których czuję się dobrze. Nie ukrywam, że mam swój ulubiony zestaw (z koszulką, która w razie przejedzenia lub nadmiernego opicia maskuje co trzeba ;-) ). 
Tu raczej nie wydziwiam, zmienia się raczej tylko koszulka i buty. Spodnie są o tyle fajne, że jeśli pies ufajda mnie jeszcze przed wyjściem, to dość łatwo ściera się z nich brud. Dla psiarza jest to na pewno duży atut :-)



Wersja 3: Domowy piecuch

To zdecydowanie moja ulubiona wersja :-) Wygodne, obszerne dresy, ciepłe kapcie i milutka bluza (najlepiej polarowa), to jest to, co tygrysy lubią najbardziej :-) W razie czego można zamienić kapcie na buty i mamy gotowy strój do wyjścia z psem.


Tylko niestety, jeśli wyszłabym w tym z psem, mogłabym się nieźle zdziwić po powrocie. Na co dzień bowiem daleko mi do elegancji, czystych ciuchów i lansu na mieście. Na co dzień wyglądam zupełnie inaczej....

Wersja 4: Właścicielka niesfornego psa, który zawsze znajdzie chwilę, aby okazać jak bardzo cię kocha

Taaa. Tu kończy się elegancja Francja, a zaczyna bród, smród i ubóstwo. Wersja "na co dzień" daleko odbiega bowiem od wizji, które układam sobie z głowie. Moja szafa jest pełna pięknych ubrań, a ja boję się je włożyć, bo czasem jeden, super głęboko wtarty odcisk psiej łapy potrafi sprawić, że ciuch nadaje się już tylko na spacery po podmokłych łąkach :-/ 
Moja codzienność to dresy, legginsy, spodnie, które kiedyś przeżywały okres świetności, ale obecnie trzymam je już tylko z sentymentu. No i... na spacer z psem. Ponaciągane koszulki, bluzy, które skurczyły się w praniu, więc na Ojczulka są już za małe, a na mnie odrobinę przyduże. Buty uwalone błotem (mam nadzieję, że to tylko błoto). Koniecznie wysokie - workery lub kalosze. Elegancką torebkę zastępuje saszetka na smaki. 
Kiedy idę na spacer miejski, staram się, aby to wszystko było czyste. Natomiast kiedy idę na wały lub na kamionkę, jest mi naprawdę wszystko jedno, bo i tak wrócę uwalona. Nie znam bowiem dnia ani godziny, kiedy Boniaczkowa zechce dać mi buziaka albo zatrzymać się z impetem na moich piszczelach/udach. I jakoś prawdę mówiąc niespecjalnie mi to przeszkadza. Ani to, że idę taka rozmemłana przez miasto, że ludzie patrzą na mnie z politowaniem, a zasychające powoli błoto wykrusza mi się ze spodni i butów. Przynajmniej wiem, że dobrze się bawiłyśmy, a ja czas poświęciłam naprawdę psu, a nie temu, żeby wyglądać nieskazitelnie. Nie raz rzucałam k**wami na prawo i lewo, bo "moje nowe spodnie! Pierwszy raz mam je na sobie", aż w końcu nauczyłam się lepiej dobierać garderobę na spacery ;-) Szczęście w nieszczęściu, że przywiązuję się do ubrań. Mam przynajmniej dużo takich, które "szkoda wyrzucić, jeszcze posłużą". Mogę je z czystym sumieniem wykończyć na spacerach, a potem , z równie czystym sumieniem po prostu wywalić. 


Powiedzcie proszę, że macie podobnie i nie tylko ja mam psa na tyle nieogarniętego, że muszę wyglądać na spacerach jak kloszard :-D 

***

A tu jeszcze bonus - zdjęcia z wczorajszego spaceru. Dziś było równie słonecznie. Niestety odsypiałam nocną zmianę w pracy, a potem czekałam na przegląd instalacji gazowej, więc spacer odpadł. Mam nadzieję, że taka pogoda się utrzyma. Jest też jasno dużo dłużej, więc będzie okazja na więcej popołudniowych przechadzek (w końcu!). Mamy też coraz więcej osób chętnych na wspólne spacery, więc niedługo rozpoczniemy sezon na dobre :-)





czwartek, 3 marca 2016

163. Kocham swojego psa, bo... cz.2

Kolejna część cyklu "Kocham swojego psa, bo...". Kocha się podobno nie za coś, ale pomimo wszystko, ale są takie rzeczy w naszych psach, które szczególne nas rozczulają, bawią, czy po prostu wydają się nam być wyjątkowe :-) Przypominam, że pierwszy wpis możecie znaleźć TUTAJ

Ma śmieszne włochate stópki

Włosy na stópkach "gubią się" w całym psim owłosieniu, ale kiedy stópkom przyjrzymy się bliżej... ;-)


Chód hiszpański

Bona często porusza się krokiem trochę przypominającym tzw. chód hiszpański. Oznacza to mniej więcej, że dość wysoko wyrzuca przed siebie przednie łapy (nie jest to stricte chód hiszpański, ale takie skojarzenie przychodzi do głowy, kiedy się na nią patrzy). Normalnie może dodawałoby jej to powagi, ale pies zachowujący się jak niezdarny Pluto, do tego z włochatymi stópkami nie wygląda dostojnie ;-) Niestety ten sposób chodzenia ma też duży minus - pazury w przednich łapach bardzo słabo się przez to ścierają.


Nie może się doczekać aż wstaniemy

Pewnie dużo psów cierpi na tę dolegliwość ;-) Bona śpi z nami, a rano, kiedy już czas wstawać obserwuje nas uważnie, żeby wskoczyć nam na głowy i "obcałować" dokładnie, jak tylko otworzymy oczy. I naprawdę szczerze cieszy się, że nas widzi :-)


Jest ciekawska

Bona boi się nieznanych miejsc i przedmiotów. Często jednak ciekawość wygrywa i powolutku podchodzi do nieznanych jej brył i zagląda w różne mroczne zakątki. Jest przy tym dość ostrożna i do końca stara się zachować taki dystans, żeby w razie niebezpieczeństwa skryć się za nogami człowieków ;-) Dopiero kiedy okazuje się, że teren / przedmiot jest niegroźny, spokojnie oddaje się dokładniejszemu poznaniu go :-)


Lubi włazić na różne przeszkody

Zdecydowanie wskakiwanie na przeszkody, to jedno z ulubionych zajęć Boniaczkowej. W mieście bardzo często, kiedy mijamy dłuższy murek, Bona wskakuje na niego, żeby choć kawałek przejść się po nim, "na wysokości". "Zwalony pień? Super! Kawałek ściany budynku? Włażę! Głaz? To coś dla mnie!" W sumie to ciekawe hobby, które mogę wykorzystać do psich fit-ćwiczeń (dopiero niedawno na to wpadłam... Brawo ja!)










sobota, 6 lutego 2016

162. Konkurs fotograficzny "Na spacerze z psem"

Kochani!
Na fejsbukowym fanpage'u ruszyło wydarzenie konkursowe, Zapraszam do udziału!

WYDARZENIE NA FACEBOOKU: Konkurs fotograficzny "Na spacerze z psem"

Do wygrania jest smycz Flexi Vario System w kolorze i rozmiarze wybranym przez zwycięzcę. Sponsorem nagrody jest magazyn Cztery Łapy.
Zachęcamy do polubienia fp Bona - Cundlosaurus opolensis oraz fp magazynu Cztery Łapy oraz udostępniania wydarzenia (im nas więcej, tym lepiej).



O nagrodzie: Smycze Flexi Vario wraz z akcesoriami pozwalają na dowolną kompozycję elementów składowych, takich jak smycze automatyczne z regulowaną wielkością rękojeści, paski z budowaną listwą oświetleniową led, specjalnie skonstruowane paski redukujące szarpnięcia, podwójne smycze dla małych piesków oraz systemy oświetlenia montowane na rękojeści smyczy. Dodatkowe pojemniki, które można dołączyć do smyczy, to idealny schowek na rzeczy niezbędne na spacerze: przysmaki lub woreczki do sprzątania odchodów.

środa, 3 lutego 2016

161. Test: Organic Oscar - szampon i odżywka

Ponieważ dziś zostałam zapytana "W czym ją kąpiesz, że jest taka mięciusia?" postanowiłam dodać ten post, który już od dawna czeka na publikację ;-)

W lipcu wzięłam udział w konkursie na instagramie. Zasady proste - polub, udostępnij, oznacz na zdjęciu. Byłam jedyną osobą, która w konkursie wzięła udział, więc jasnym było dla mnie, że tym samym "jestem zwycięzcą" ;-) Potem nagle wszystkie informacje o konkursie zniknęły z portalu, a ja po przypomnieniu o terminie rozstrzygnięcia dostałam informację od organizatora, że "nie wysyłają nagród za granicę" (oczywiście wcześniej nie było o tym ani słowa). Odrobinę zirytowana podjęłam dialog z Two Barks (moją marną angielszczyzną) i ustaliliśmy, że jeśli znajdę kogoś w Norwegii do kogo mogliby wysłać paczkę, to jak najbardziej - wyślą. I znalazłam (dzięki Natalia!). Paczka poprzez pośrednika dotarła do mnie. Nagroda w konkursie kosztowała mnie 50 zł (przesyłka paczki do Polski), ale myślę, że było warto. Szamponu i tak potrzebowałam, odżywka oczywiście też się nie zmarnuje, a na zabawkę Zogoflex i tak się czaiłam od dłuższego czasu.



W paczce znalazły się:
  • owsiany szampon Organic Oscar
  • aloesowa odżywka Organic Oscar
  • zabawka Zogoflex Tizzi

Dziś będzie o "środkach piorących".
Nigdy przedtem nie stosowałam u Boniaczkowej odżywki, bo po prostu nie widziałam takiej potrzeby. Ograniczałam się więc do szamponów (raczej tych ze średniej półki, ale mamy też zwykły lidlowski środek myjący, jeszcze nieużywany). Bona za kąpielami nie przepada, więc staram się robić to tylko wtedy kiedy jest to konieczne.

Opakowanie Organic Oscar  jest dość oryginalne, przyjemne dla oka, choć trochę duże w stosunku do ilości płynu w środku (prawie połowa to zakrętka). Stonowane kolory, prosta, czytelna grafika. Buteleczki posiadają pompkę, co znacznie ułatwia kąpiel. 



Szampon (wg opisu)
  • jest łagodny dla skóry wrażliwej
  • łagodzi podrażnioną i swędzącą skórę
  • odżywia, przywraca blask i zapewnia zdrową i miękką szatę 
  • zawiera naturalne, organiczne składniki
  • nie zawiera parabenów, mydła, siarczanów, sztucznych aromatów ani barwników
Szampon dość mocno się pieni i jest wydajny. Nie jest napisane, że jest to koncentrat, ale myślę, że jest na tyle gęsty, że można go rozcieńczyć w niewielkiej ilości wody. Ma przyjemny zapach - w składzie znajdziemy miętę pieprzową i to właśnie mięta dominuje. Wyglądem przypomina kisiel morelowy :-p



Odżywka (wg opisu)
  • nadaje się dla suchej, wrażliwej skóry
  • zawiera łagodzący aloes i nawilżający olejek jojoba
  • chroni szatę przed czynnikami zewnętrznymi, pozostawiając ją gładką i miękką
  • nie zawiera parabenów, mydła, siarczanów, sztucznych aromatów ani barwników
Odżywka jest gęsta, biała. Jest wydajna, dobrze się rozprowadza. Próbowałam porównać do czegoś zapach i nasunęło mi się skojarzenie z apteką ;-) Nie umiałam go porównać do niczego innego, więc niech będzie "apteczny", mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi ;-)


Potem już tylko wystarczy poczekać aż pies odcieknie, następnie trochę go wycisnąć, dalej odciskamy nadmiar wody w ręcznik i puszczamy bestię, żeby mogła swobodnie pobiegać po domu i bezkarnie hopsać w czystej pościeli (w ramach zemsty), ew. wytrzepywać kłęby sierści na naszą świeżo pomalowaną ścianę, opcjonalnie wycierać się w swoje jedyne legowisko (żeby potem nie mieć gdzie spać). 

"Nie rozumiem co się właśnie stało"

 

"Shake it!"



"Aaaa, teraz już zrozumiałam, idź sobie, a ja tu będę leżeć nieszczęśliwa".


Efekty:
Już sam fakt wykąpania zakurzonego psa wyraźnie zmienia wrażenia po głaskaniu. Sierść jest miękka i puszysta. Bezpośrednio po kąpieli i wyschnięciu sierść wydaje się mocniejsza. Aksamitnie gładka, ale nie napuszona (nie znoszę, kiedy Bona wygląda po kąpieli jak nastroszony kurczak).Nie mogę jednak stwierdzić czy ułatwia rozczesywanie sierści, bo Bona nie ma aż tak długiej, żeby notorycznie jej się splątywała.
Cena zaczyna się od 12,00$, w Polsce znalazłam je tylko na allegro za 55 zł. Nie wiem czy zdecydowałabym się na ponowny zakup w tej cenie (jeśli znalazłabym taniej, to jak najbardziej mogłabym skusić się na kolejną butelkę). W niższych cenach można znaleźć wiele bardzo dobrych szamponów.
Nie zaobserwowałam, żeby pies pies dostał łupieżu lub drapał się po umyciu, więc mogę potwierdzić, że jest łagodny dla skóry. Zapach nie utrzymuje się zbyt długo na sierści,