poniedziałek, 29 września 2014

101. Poszłam w tango z Tango

Dzisiejszy dzień był po prostu prze-pięk-ny! Świeciło słonko, było ciepło i wiosennie. Całe szczęście, bo pojechałyśmy na wieś, a Matka umówiła się przy okazji na spacer z koleżanką, która ma greyhounda. I tak o to ok 10:15 zaczęłam nową znajomość. Bardzo lubię duże psy, tym bardziej Tango (Estet Classic Tango Dancer) wpadł mi w oko.
Spacer trwał 2,5 godziny, była pełen pościgów, taplania w kałużach, tarzania w... nazwijmy to ładnie "naturalnym nawozie" rozrzuconym po polu ;-) Po spacerze niestety Matka wrzuciła mnie pod prysznic, ponieważ nasz dziki sprint przez pole pełne gnoju zostawił na moim podwoziu nieprzyjemny (dla Matki) zapach. Tango obszedł się bez kąpieli, został tylko wytarty ręcznikiem, ale słyszałam, że jego Pani planuje dla niego solidną kąpiel, bo podobno wytarzał się w jakiejś padlinie. Ech, te człowieki - nic nie rozumieją!
Poza tym przyjechała moja PSIApsiółka Baja. I pewnie jutro pójdziemy na jakiś spacer :-) Dziś nie było szaleństw, bo Matka z Julką spotkała się tylko na szybkie piwo, prosto z podróży. Ale może jutro sobie pobiegamy :-)
Tymczasem zobaczcie jak było dziś fajnie ;-)








P.S. Matka już zaczęła pakować nagrody na konkurs. Jutro musi zorganizować dwa kartony i wyśle paczki najdalej w środę. Do każdej z wygranych / wyróżnionych osób wyśle też maila z numerem przesyłki.

piątek, 26 września 2014

100. Wyniki konkursu

Kochani! Na początku chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za wzięcie udziału w konkursie. Wszystkie zdjęcia były świetne i najchętniej każdemu przyznalibyśmy nagrodę. Wybór był naprawdę bardzo trudny. Wszystkim Uczestnikom gratulujemy cierpliwości w polowaniu na odpowiedni ziew :-) A teraz przejdźmy do wyników.


Zestaw I - zabawkę ChuckIt! + zestaw smaków i karmę O'Canis wygrywa Kasia J.


Ojczulek wybrał to zdjęcie, ponieważ jak mówi "wygląda tak samo po przebudzeniu" ;-)

***

Zestaw II - zabawkę Contempo + zestaw smaków i karmę O'Canis wygrywa Karolina i Sensi 


Ziew absolutny! :-)


Ponieważ wybór był dla Ojczulka naprawdę trudny podjął decyzję, że przyzna również dwa wyróżnienia - po jednej z każdej kategorii. I tak nagrodzimy jeszcze dwie osoby (a raczej psiaki, za piękny ziew ;-) Nagrody w postaci: zabawka niespodzianka + smaki (próbka suchej karmy, cygarko, małe kiełbaski) otrzymują:


Agata i Alex




Kasia i Bohun



Gratulacje! :-)

Wszyscy nagrodzeni dostaną jeszcze dziś od Matki maila, na którego należy odpowiedzieć najpóźniej do poniedziałku 29.09. do godz. 24:00, podając w nim dane do wysyłki. Jeśli mail zostanie bez odpowiedzi, to (według regulaminu) po podanym terminie Ojczulek wybierze innego zwycięzcę.

99. To jeszcze nie wyniki ;-)

Czekacie? Wiem, ja też. Wczoraj przyszły jeszcze dwa zdjęcia na konkurs, w związku z tym na wyniki musicie poczekać do późnego wieczora - pojawią się ok. 22:00 - 22:30, więc nie idźcie spać zbyt wcześnie. Zdradzę Wam tylko, że w sumie na konkurs przyszło 17 zdjęć, a większym powodzeniem cieszyła się zabawka ChuckIt! ;-) Ojczulek ma trudne zadanie, a do tego jest trochę zestresowany i bardzo przejęty rolą jurora. Jestem jednak pewna, że da radę.  ;-)

Dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy niespodziewaną pobudką, kiedy to ok. 4.45 zaczął dzwonić telefon Ojczulka. Odebrał. Z jego ust padło wiele brzydkich słów, z których najgorsze brzmiało "zaspałem". Tak! Ojczulek mało co do pracy nie poszedł, a uratowało go tylko to, że chwilowo jeździ ze znajomym (a nie jak wcześniej - rowerem), więc gdy nie pojawił się w umówionym miejscu znajomy zadzwonił. Gdyby tak wybierał się rowerem, pewnie spałby do teraz ;-)
Matka doszła do wniosku, że jak już wszyscy jesteśmy na nogach, to ona pójdzie ze mną na siku, potem będzie mogła spać trochę dłużej. Wyszliśmy wszyscy. Ojczulek pożegnał się z Matką i... pobiegł. Tak, zaczął biec! Moja reakcja? "Zaczekaj, nie odchodź!". Chciałam biec za nim, ale zatrzymała mnie smycz. Nie na długo. Szybkim, zgrabnym ruchem uwolniłam się z obroży i pobiegłam za Ojczulkiem ;-) Szybko jednak zapięli mnie znów na smycz, a winnym moich ucieczek został mianowany... nowy szampon! :-) Tak, mam nowy szampon. I w poprzedni piątek zostałam wykąpana. W sobotę wymknęłam się z obroży dwa razy - na klatce schodowej i na ulicy (wystraszyłam się zapalanego silnika samochodu). Dziś rano kolejny raz. Uczestniczyły w tym dwie nowe obroże - najpierw ManUtd, dziś nowa fioletowa, którą dostałam do testów. Nie ma mowy zatem, że to wina obroży. Ich wielkość była ustalana na podstawie obroży, którą nosiłam do tej pory, więc to też nie to. Trzeba było znaleźć winnego, więc żartobliwie padło na szampon jajeczny, który "tak wygładził mi włos, że teraz jest lepszy poślizg" :-) Ach te człowieki...


A oto on: winny! ;-)


niedziela, 21 września 2014

98. Z głową w chmurach...


Spędziliśmy weekend na wsi. Mieliśmy jechać w sobotę na Kopę Biskupią, ale pogoda rano była niepewna i człowieki zdecydowali, że sobie odpuścimy. Po południu świeciło już piękne słońce, ale byliśmy już w drodze do Rodziców Matki i nie było odwrotu. Tak to jest jak się nie ma samochodu...
Oczywiście pobyt rozpoczęliśmy od jedzenia. Ja dostałam parówkę, a człowieki wciągnęli drugi tego dnia obiad ;-) A tyłki rosną :-p
Po południu wyszliśmy na spacer na łąkę sąsiadującą z niewielkim lasem, gdzie Matka z Ojczulkiem odtańczyli jakiś dziwny taniec-połamaniec, winę zrzucając na komary. Sądząc po ilości bąbli, które mają na ciele, komarów było rzeczywiście sporo. Przez te wstrętne małe, krwiożercze potworki spacer nie trwał zbyt długo.





Natomiast dziś poszliśmy w drugą stronę - w pola. Pogoda dopisała, czasem chmurka, czasem słońce, temperatura też odpowiednia.
A skąd taki tytuł? W połowie naszej wyprawy trafiliśmy na kałużę. I to całkiem sporą. Można powiedzieć, że na polu zrobiło się małe jeziorko. Matka twierdzi, że wcześniej go tam nie było. A tam... kilkanaście czapli. Tych ptaków Matka też tam wcześniej nie widziała. Ani nigdzie w pobliżu. A ja? Kiedy zobaczyłam podrywające się do lotu stado natychmiast ruszyłam w pogoń! Po ok. 50 m dotarł do mnie... głos człowieków. To dziwne, bo wcześniej podczas pościgów w ogóle mnie nie wołali. A może to ja ich nie słyszałam? Nie chciałam słyszeć? Wróciłam, a w nagrodę dostałam solidną porcję smaków :-) Chwilę potem patrzę - lecą kolejne ptaki. Więc biegiem za nimi! I znów wołanie... Zatrzymałam się, szybkie spojrzenie człowieki - ptaki - człowieki. Wracam! A tam kolejna porcja smaków. I wiecie co? Chyba zacznę specjalnie gonić każdego ptaka, żeby potem wrócić na zawołanie i dostać coś ekstra! ;-)
Ojczulek powiedział, że biegam za ptakami, które są daleko, a podobno na początku spaceru nie zauważyłam kota schowanego w trawie kilka metrów ode mnie. Matka podsumowała to stwierdzeniem, że po prostu nie zajmuję się przyziemnymi sprawami, a ciąglę chodzę z głową w chmurach :-D






Ach! Zapomniałam pochwalić się, że mam nową obrożę! Człowieki zamówili ją dla mnie przez siostrę Matki. Przyszła z Anglii. Niestety miała uszkodzone zapięcie. Matka jednak dołożyła wszelkich starań, żebym już następnego dnia mogła ją założyć i jest!


wtorek, 16 września 2014

97. W końcu!

Na początek chciałam przypomnieć Wam o konkursie, który (przypominam) trwa do 25 września :-)


No i w końcu! Co "w końcu"? Matka miała wolne! I mimo lekkiego przeziębienia czuła się dobrze, a w dodatku pogoda dziś dopisuje. W związku z tym po wcześniejszym umówieniu się z Ciocią Magdą i Cezarem odbyłyśmy ponad trzygodzinny spacer - najpierw pół godzinki przez miasto na wały, tam dwie godziny biegania i moczenia podwozia w Odrze, a potem powrót. W drodze do domu zajrzałyśmy jeszcze do sklepu zoologicznego, gdzie za "siad" i "piątkę" dostałam od Pana sprzedawcy ciastka i inne smaczki, a Matka kupiła mi szampon i krople na pchły i kleszcze.




Spacer jak dla mnie udany w stu procentach, udało mi się wytarzać w kilku smrodkach, zanim Matka zdążyła zareagować oraz skubnąć (pozostawiony przez wędkarza) chleb przystrojony kukurydzą :-) Nie wiem dlaczego, ale Matka nie była z tego zadowolona w równym stopniu co ja, mogę nawet powiedzieć, że była zła -  biegła w moją stronę krzycząc i wymachując rękami. Dziwna scena, hmm... Za to teraz cieszy się, że po nowym szamponie będę pachnieć jak "ajerkoniak" - nie wiem co to, ale szampon ma ponoć taki zapach...
Za to ucieszył Matkę bardzo sposób w jaki minęłam się z labradorem. Początkowo w ogóle go nie zauważyłam, myślałam, że to Cezar krąży niedaleko. W końcu Matka zawołała mnie, podniosłam głowę i zobaczyłam Ją - czekoladową labkę. Ponieważ żadne z nas nie miało nic przeciwko przywitaniu (ani człowieki, ani my), kulturalnie poniuchałyśmy swoje "to i owo" i po zawołaniu przez Matkę grzecznie do niej wróciłam. Nic dziwnego - miała saszetkę wypchaną przysmakami, jak mogłam odmówić? ;-) Poza tym ja generalnie nie mam nic przeciwko odwoływaniu mnie, ale ponieważ jestem bardzo towarzyska, łatwiej mi to przychodzi, kiedy się powącham z napotkanym psem. Smyczowe spacery też takie bywają - jak się niuchnę z innym psem, to jest OK i na "idziemy" ochoczo podążam za człowiekami, a jak mi nie pozwolą, to się trochę frustruję i głośno zaznaczam swoje oburzenie... ;-)




Muszę natomiast dodać, że Cezar od naszego ostatniego spaceru wydoroślał. Nie jest już psim podlotkiem przypominającym kluskę, a szczupłym młodzieńcem. Bardzo fajny z niego pies! Przyjazny, chętnie się bawi i uwielbia wodę. Jest bardzo bystry, więc Matka namawiała Ciocię Magdę, żeby trochę więcej z nim popracowała. Ja w związku z jego zwinnością i szybkością zaplanowałam dla niego karierę sportową ;-) Myślę, że sprawdziłby się w roli sportowca, tylko ktoś musiałby się porządnie za niego zabrać  :-)



Mamy dla Was też krótki filmik ze spaceru. I po pierwsze - wybaczcie Matce muzykę, wybrała jakąkolwiek, byleby nie było słychać jej komentarzy. Po drugie - YT zniszczył jakość. Matka nie ma pojęcia czy to przez format w jakim zapisała film, czy przez co. Po trzecie - polećcie Matce jakiś fajny, przyjazny program do obróbki filmów :-) Dziękuję!


Aaa! I włączcie sobie HD, będzie ciut lepszy obraz :-)



środa, 10 września 2014

96. Nudny KONKURS

Jest, jest! Dotarły do nas w końcu przysmaki na konkurs, więc ruszamy! Ale na początek serdeczne podziękowania dla firmy O'Canis za za podarowanie przysmaków i karmy na konkurs :-)

Jak widzicie, warto wziąć udział, bo oprócz zabawek do wygrania same pyszności ;-)
I polecam DOKŁADNIE przeczytać regulamin i instrukcję dla uczestników ;-)

Gdzieś Matka wyczytała ostatnio, że konkursy fotograficzne są nudne jak flaki z olejem (mniam!). Jedni chcą pisać wiersze, inni opowiadania. Ale my jesteśmy jeszcze zbyt leniwi, żeby czytać! ;-P Będzie więc konkurs foto :-) Żeby podkreślić nudę jaka wieje z konkursów zdjęciowych macie za zadanie... zrobić zdjęcie Waszego ziewającego psiaka! Najfajniejsze nagrodzimy!

A więc tytuł konkursu brzmi "Ziewający pies"


Nuda, co? I o to chodzi! ;-)


UWAGA!
Są dwa zestawy nagród!

Zestaw I - dla małych i średnich psów
(zabawka ChuckIt! Flying Squirrel S + zestaw smaków O'Canis: cygarka z zająca - 7 szt. , pojedyncze cygara ze strusia - małe i duże, karma w puszce kangur ze słodkimi ziemniakami i mniszkiem, próbka karmy 150 g)



Zestaw II - dla średnich i większych psów
(zabawka Contempo Tessa + zestaw smaków O'Canis: cygarka z zająca - 7 szt. , pojedyncze cygara ze strusia - małe i duże, karma w puszce kangur ze słodkimi ziemniakami i mniszkiem, próbka karmy 150 g) 



 Tak naprawdę sami możecie zdecydować, o który zestaw gracie, niezależnie od wielkości Waszego psa (nazwy zestawów podpowiadają jedynie dla jakiej wielkości psa przeznaczona jest zabawka).  Wystarczy w tytule wpisać nazwę zabawki o którą gracie! Podpowiem jedynie, że Tessa ma 22 cm wysokości, a ChuckIt! "przekątną" 30 cm)




Regulamin konkursu:

1). Organizatorem konkursu jest autorka bloga piesoswiat.blogspot.com. Sponsorem nagród jest firma O'Canis (przysmaki) oraz autorka bloga (zabawki)
2) Nagrodami rzeczowymi w konkursie są nieużywane, nowe produkty
3) W konkursie wygrywają dwie osoby
4) Zwycięskie zdjęcia wybierze jednoosobowe jury
5) Z osobami, które wygrają skontaktuję się drogą mailową
6) Na maila zwrotnego zwycięzców (z adresem, na który ma zostać wysłana przesyłka) czekam 3 dni. W razie ich braku wybierzemy inną osobę spośród tych, które wzięły udział w konkursie.
7) Konkurs trwa od 10.09.2014. do 25.09.2014 włącznie (do północy), zgłoszenia po tej dacie nie zostaną uwzględnione.
8) Wyniki rozdania podam 26.09.2014 r.
9) Nagroda zostanie wysłana na koszt autorki bloga w ciągu siedmiu dni roboczych od otrzymania adresu.
10) Nagrody mogą zostać wysłane tylko na terenie Polski
11) Biorąc udział w konkursie zgadzasz się na publikacje przesłanego zdjęcia na moim blogu
12) Do konkursu nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami)


Co zrobić żeby wziąć udział w konkursie?

  • Należy wysłać zdjęcie Waszego ziewającego psa na adres e-mail bee.86@tlen.pl najpóźniej do 25.09.2014 do północy
  • Każdy uczestnik może wysłać tylko jedno zdjęcie swojego pupila - zdjęcie nie może być poprawiane w programie graficznym (ramki, dodatki, ikonki) - dopuszczalne są jedynie znaki wodne autora
  • w tytule maila wpiszcie "Konkurs-ChuckIt!", jeśli gracie o zabawkę Flying Squirrel lub "Konkurs-Contempo", jeśli chcecie wygrać zabawkę Tessa
Zwycięzców będzie dwóch - jeden wyłoniony spośród zgłoszeń grających o zabawkę ChuckIt! oraz jeden spośród grających o Contempo Tessa. 

Zwycięzców wybierze jednoosobowe Jury w składzie - Ojczulek. Dlaczego On? Ano dlatego, że spośród wszystkich psich blogów czyta tylko mojego, nie zna innych blogowych bohaterów i nie będzie stronniczy przy wyborze zwycięzcy :-)

A teraz - aparaty w dłoń, włączcie swoim psom obrady sejmu i czekajcie aż zaczną ziewać ;-) Pamiętajcie - nie liczy się szybkość zgłoszeń, macie trochę czasu, pobawcie się w paparazzi ;-) Chyba, że macie jakieś bezkonkurencyjne zdjęcie ;-)


A ja ziewam tak!



niedziela, 7 września 2014

95. PSIjacielu drogi, czyli ile kosztuje pies

Post ten dedykowany jest osobom, które chcą mieć psa, ponieważ żyją w przekonaniu, że jego miesięczne utrzymanie kosztuje tyle, co worek najtańszej karmy z marketu. Cykl zapoczątkowany przez Niuchacza, a kontynuowany przez kolejnych bloggerów. Ja zachęcam również Was do pokazania innym ile kosztuje pies - czy to kundel czy rasowy. Bo pies, to nie tylko przyjemność, ale także spory wydatek - i to przez kilka, kilkanaście lat. Dołączcie do akcji "PSIjacielu drogi" i pokażcie innym z jakimi wydatkami muszą się liczyć świadomi właściciele czworonogów.


Tu na facebook:


Przyjaźń jest bezcenna, to prawda stara jak świat. Jednak z drugiej strony trzeba w nią sporo zainwestować, żeby Wasz przyjaciel cieszył się dobrym zdrowiem i świetnym nastrojem.
Psich akcesoriów mam dosyć sporo, co mogliście zobaczyć w poście "Moja torebka". Wiele z tych rzeczy wygraliśmy w konkursach, dostaliśmy do testów, zostało Matce z poprzedniej pracy lub dostaliśmy od znajomych - nie będę ich uwzględniać w obliczeniach. Nasze akcesoria ciągle się zmieniają, trochę przybywa, trochę zostaje wymienionych na inne (Matka zamienia się z innymi psiarzami), podam więc tylko realne koszty, czyli to co Matka rzeczywiście zainwestowała. Koszty są uśrednione, jednak staramy się ich nie zawyżać.

PIES, czyli ja :-)

Nie byłam zbyt droga, ponieważ zostałam adoptowana ze schroniska, a koszt całkowity wyniósł 40 zł (10 zł za psa i 30 zł kosztów szczepień).

Weterynarz

Zdarzyło nam się być kilka razy u weterynarza, z różnych przyczyn. Podsumujmy wizyty, które Matka pamięta (być może coś pominiemy):
  • okresowe szczepienie przeciwko wściekliźnie - 30 zł
  • odrobaczenia - w sumie 50 zł
  • zdjęcie RTG + zastrzyk po mojej przygodzie z oknem - 90 zł
  • seria zastrzyków po zatruciu pokarmowym - 100 zł
  • środki przeciw nużeńcom - 70 zł
  • wizyta przed operacją + zastrzyki przeciwzapalne i przeciwbólowe - 70 zł
  • RTG przed operacją + kolejne zastrzyki - 140 zł
  • operacja kolana - 350 zł
  • wyrobienie paszportu - 50 zł
Ominął człowieków koszt sterylizacji (którą miałam w schronisku i nie dolicza się jej do kosztów adopcji). Mimo to razem mamy całkiem niezły wynik - 950 zł

Karma

  • 12 worków karmy po 3 kg - 12 x 30 zł = 360 zł
  • 2 worki po 15 kg - 2 x 95 zł = 190 zł
  • 10 zgrzewek po 6 puszek 800g - 10 x 45 zł = 450 zł
  • gryzaki, smaki, kości - ok. 200 zł
Od niedawna człowieki zamiast puszek dają mi gotowane mięso z ryżem, oszacujmy, że na takie gotowane (mięso, ryż, warzywa) wydali do tej pory ok. 100 zł. Razem daje nam to kwotę 1300 zł

Higiena, suplementy

  • obroża przeciw pchłom i kleszczom - 55 zł
  • krople Fiprex - 60 zł
  • szampon - 30 zł
  • biotyna - 15 zł
  • środki na chorobę lokomocyjną - 40 zł
Razem wyszła kwota niezbyt przerażająca, bo jedyne 200 zł


Akcesoria i zabawki

  • klatki (pierwszą zniszczyłam, druga jeszcze żyje) - 280 zł
  • legowisko - 50 zł
  • pudło na karmę -10 zł
  • adresówki - 30 zł
  • obroże - 50 zł
  • smycze - 180 zł
  • szelki - 25 zł
  • wkręt do palowania, kliker, szczypce do usuwania kleszczy - 35 zł
  • miski + bidon - 80 zł
  • feromony ADAPTIL - 50 zł
  • worki na kupy + etui - 60 zł
  • szalik, kaganiec - 40 zł
  • zabawki (szarpaki, piszczałki, piłki, dyski, pluszaki) - 220 zł
  • dwie saszetki na smaki - 40 zł
Podsumowując to wszytko wyszło nam 1150 zł

Oczywiście, jeśli ktoś ma to szczęście, że nie potrzebuje klatki, feromonów i nie ma kaprysu w postaci szaliczka na zimę, te koszty znacznie spadają. Misek też można mieć jeden zestaw, jak i jedną smycz i obrożę, ale większość właścicieli lubi je wymieniać ;-)Ale na jednaj zabawce raczej się nie skończy :-)
Odpadły nam koszty za większość czesadeł, bo mieliśmy używane lub dostaliśmy do testów.

Inne wydatki

Jeśli zabieracie psa ze sobą na wakacje lub krótkie wyjazdy, musicie liczyć się z zakupem biletu. Moje przejażdżki pociągiem kosztowały człowieków już około 150 zł.
Do tego Matka zainwestowała w fachową literaturę nt. szkolenia psów ok. 60 zł oraz kolejne 100 zł na udział w spotkaniach szkoleniowych.


Można śmiało powiedzieć, że jestem dość tanim psem. W podsumowaniu wyszło nam bowiem 3950 zł. 




Całkiem niewiele w porównaniu z innymi blogowymi podsumowaniami, prawda? Ale, ale! Na tym się nie kończy! Gdybyśmy mieli dodać do tego wszystkie zeżarte przeze mnie koce, kołdry, płyty CD, książki, koszulki - koszt wzrósłby o ponad 500 zł.
Poza tym to dopiero początek naszej wspólnej drogi - jesteśmy razem dopiero 20 miesięcy.

Mimo, że suma nie jest tak szokująca jak w przypadku Niuchacza czy Małego Białego, to i tak całkiem sporo.
Musicie pamiętać, że biorąc pod swój dach psa rasowego (czyt. z rodowodem FCI), koszt psa znacznie Wam wzrasta. W zależności od rasy, hodowli, pochodzenia taki, pies kosztuje od 1500 zł do kilku, a nawet kilkunastu tysięcy zł! Do tego składki w ZKwP, wyrobienie rodowodu, wystawy...

Również jeśli chcecie trenować z psem jakiś sport, to podstawy, które opanujecie w domu, warto rozwinąć, biorąc udział w seminariach i zawodach. Pewnie będziecie chcieli zakupić też dodatkowe akcesoria (tor do agility, dyski do frisbee, pas do dogtrekkingu).To również są dodatkowe koszty.

Oprócz tego musimy się liczyć z tym, że nasz pies może narobić szkód (to czarny scenariusz, ale zdarza się nawet najlepszym ;-) Nawet witając się z kimś radośnie może przypadkiem potargać mu ubranie. Kiedy zafascynuje go wybita z boiska piłka, również może uznać, że podanie było do niego i piłka może takiego starcia z psem nie przeżyć. Oczywiście nie musimy od razu zakładać, że każdy spacer uszczupli nasz portfel o kilkanaście złotych, ale wypadki się zdarzają.

No i stało się... Matka z Ojczulkiem stanęli i zaczęli drapać się po głowach. A nad ich głowami pojawiła się wizja hotelu "all inclusive", leniwych wakacji, drinków z palemką i rozgrzanego słońcem piachu. Tak, tak. To wszystko mogliby przeżyć, gdyby nie śmierdzący kundel, który co rano wtyka im nos do oczu. Który włazi im na głowy, gdy próbują udawać, że śpią. Który budzi ich w nocy, bo specjalnie cały dzień nie robił kupy, żeby w nocy kopytkować po pokoju, popiskiwać, by w końcu Matka (bo Ojczulek ma sen jak niedźwiedź zimą) w potarganych dresach z poślinionym policzkiem wyszła w kapciach na spacer. Gdyby nie ja, nie mieliby do czego wracać. I wiecie co? Nawet najcieplejsze morze i najlepszy hotel nie zastąpią nam tych wspólnych chwil! :-D



środa, 3 września 2014

94. Alpha Spirit - przysmaki dla psów

Kilka tygodni temu, dzięki uprzejmości Alpha Spirit otrzymaliśmy do testów przysmaki. W zestawie znalazły się:
  • nogi wieprzowe (2 szt. + pół nogi) 
  • paluszki (jagnięcina - blister czteropak, ryba, wątróbka - po 1 szt. w blistrze)
  • smaki (wołowina - blister)


Noga wieprzowa

Wg. opisu producenta:
Noga wieprzowa Alpha Spirit z ekstra dużą ilością mięsa. Kość wysuszona i przygotowana do dłuższego przechowywania tylko i wyłącznie za pomocą naturalnych procesów bez udziału konserwantów, soli i innych sztucznych środków przedłużających trwałość. Kość bogata w białko (37%), tłuszcz (14%) i popiół (30%). Wysoka smakowitość,bardzo dobra przyswajalność, znikome ryzyko uczulania, wysoka zawartość naturalnej witaminy A, bogata w składniki odżywcze – kwasy Omega-3, Omega-6, glukozaminę, drożdże, biotynę, witaminy B, wysoka zawartość żelaza, zapobiega anemii.  

Nasze wrażenia:
  • kość wygląda i pachnie apetycznie ze względu na dużą ilość mięsa
  • zjedzenie kości zajęło mi sporo ponad godzinę - ze względu jej na smakowitość nic nie było w stanie oderwać mnie od jedzenia
  • plus za opakowanie! Pozwala ono na przechowywanie produktu przez cały okres przydatności do spożycia, a kość nie wymaga przechowywania w lodówce
  • kolejny plus za dostępność w trzech rozmiarach! (pół nogi, cała noga i kość "maxi") - rozmiar dobieramy wg.indywidualnych potrzeb i człowieki nie muszą kombinować jak w domu samodzielnie podzielić kość
  • rewolucji żołądkowych nie odnotowano (nie to, co w przypadku kości wędzonej :-/ )
  • małe ryzyko wystąpienia alergii

Kość miał również okazję spróbować Snupert. Oto co napisała jego Pani po degustacji:

"Kość super, zapach i wygląd zachęca nawet mnie. I te skrawki mięsa :-) Snupeł rozprawił się w ok. 40 min. Bez problemów z kupą na drugi dzień. Polecamy dla piesków, które po wędzonym mają rewolucje, a i ząbki czyści również. My się skusimy jeszcze raz i polecamy z czystym sumieniem".



Paluszki i przysmaki w blistrze

Wg. opisu producenta
Kompletny mięsny przysmak dla psów wytworzony z 85% świeżego mięsa, będącego najwłaściwszym pokarmem dla psa, 15% tofu, które pomaga zoptymalizować trawienie, polepsza przyswajanie składników odżywczych, a także dzięki inulinie wspomaga odbudowę flory bakteryjnej. Nie zawiera mączek mięsnych, zbóż oraz glutenu, dzięki czemu zapobiega powstawaniu kamienia nazębnego oraz czyni nasz przysmak hipoalergicznym. Synonim wysokiej jakości życia Twojego psa oraz doskonały smak. Nagradzaj swojego psa zdrowym oraz naturalnym produktem. Wysoka zawartość naturalnej witaminy A, poprawia kondycję sierści, wzmacnia system immunologiczny, wspomaga odnowę w okresie połogu, bogate w składniki odżywcze – kwasy Omega-3 i Omega-6, glukozaminę, drożdże, biotynę, witaminy B, wysoka zawartość żelaza, zapobiega anemii.

Nasze wrażenia:
  • świetnie nadają się do szkolenia! Smaki są małe i miękkie, a ich półwilgotna konsystencja jest atrakcyjna dla zwierzaka. Kształt i wielkość do szybkiego nagradzania, bez dekoncentracji psa. Nadają się dla psów każdej wielkości (wymieniam jako pierwsze, bo dawno nie testowałam smaków treningowych, częściej przekąski)
  • zapach bardzo lekki i przyjemny
  • smaki nie brudzą rąk, ani odzieży i kruszą się w niewielkim stopniu
  • wybór smaków - ryba, wątróbka, wołowina, jagnięcina, kurczak, serowo-jogurtowe (wybór całkiem spory, ale czekamy na więcej ;-)
  • znowu plus za opakowanie - porcje są mniejsze, co sprawia, że na trening można wziąć odpowiednią ilość blistrów i otwierać według potrzeby (nie trzeba brać całego "wiadra", które potem po otwarciu wymaga szybkiego skarmienia). 
Producent jako zaletę podaje, że opakowanie jest wygodne, bo nie trzeba wyjmować paluszka z blistra, tylko można podać bezpośrednio z opakowania, bez konieczności dotykania smaka. Nie możemy do końca się z tym zgodzić, bo ja nie wiedziałam z której strony mam ugryźć paluszka i dlaczego Matka mi go daje, ale nie chce puścić. Trochę się frustrowałyśmy, bo Matka czekała aż sobie kawałek odgryzę, a ja czekałam aż puści i da mi całość ;-) Być może u kogoś z Was takie podawanie zdałoby egzamin, jeśli próbowaliście już czymś w podobny sposób nagradzać psa.





Jeśli zainteresowały Was przysmaki Alpha Spirit, możecie znaleźć je m.in. w internetowych sklepach zoologicznych ZooArt oraz DogPassion - tam do kupienia zarówno paluszki jak i nogi. Sklep stacjonarny Happy-Pet we Wrocławiu również nawiązał niedawno współpracę z Aplha Spirit, więc tam również szukajcie ich produktów.
Ponadto firma Alpha Spirit ma w swojej ofercie pełnowartościową karmę dla psów, zawierającą 85% mięsa. Wszystkie szczegóły dotyczące oferty karm i przysmaków znajdziecie na stronie www Alpha Spirit.

poniedziałek, 1 września 2014

93. Wyprawa na Pradziada

Tak jak obiecałam, tej wycieczce poświęcam osobnego posta :-) Matka mi trochę pomagała, bo poetką, to ja nie jestem :-p

Do wyprawy nie byliśmy szczególnie przygotowani kondycyjnie. U nas tereny są płaskie, więc nawet nie było za bardzo możliwości, aby łapy i człowiekowe nogi przyzwyczajały się powoli do marszu w górę ;-)
Najgorzej było człowiekom wstać, bo autobus do Karlovej Studanki mieliśmy przed 7:00. Pojechali w góry pojeździć autobusem... To nie do końca tak: dwa dni wcześniej byliśmy na pieszej wycieczcie w Karlovej i powiem Wam, że jest to dość spory kawałek - jakieś 9 km od naszego kempingu. Nie chcieliśmy więc marnować energii na taką trasę. Podjechaliśmy do Karlovej i ruszyliśmy spod wodospadu niebieskim szlakiem na Pradziada. Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do rozwidlenia, a Ojczulek zadecydował, że dalej pójdziemy żółtym szlakiem, o którym wcześniej czytał. I była do świetna decyzja!
Żółty szlak biegnie wzdłuż koryta Białej Opawy. Widoki są naprawdę piękne! Ponieważ wyruszyliśmy dość wcześnie, na żółtym szlaku nie spotkaliśmy ani jednego turysty, co jeszcze bardziej pozwalało nam cieszyć się klimatem. Powietrze było rześkie, między szczytami unosiły się mgły. Wędrowaliśmy lasem, tuż przy rzece, po skałach lub wąską ścieżką wśród dzikich malin i jagód, oglądając wiatrowały - efekt huraganowych wiatrów. Szlak jest bardzo malowniczy, często pokonujemy drewniane kładki i mostki, które przecinają rzekę i umożliwiają przedostanie się z jednego brzegu na drugi. Mimo ilości kładek szlak wygląda bardzo fajnie i nie psuje nam wrażeń estetycznych.






W jednym z naszych przewodników człowieki znalazły informację, że to trasa idealna dla osób starszych i rodzin z dziećmi, Hmm... nie do końca się z tym zgodzę. Szlak jest dość trudny, po drodze mijamy duże głazy, na które trzeba się wdrapać, zwalone drzewa, drabinkę. Nie każda osoba starsza dałaby radę, chyba, że jest górołazem w świetnej kondycji. Matka podsumowała to słowami "ja bym tam rodziców nie zabrała, dostaliby zawału po pierwszym kilometrze"... Rodziny z dziećmi? Może ze starszymi - takimi, które potrafią cały dzień biegać, skakać i wspinać się po drzewach. Małe dzieci szybko się zmęczą i trzeba będzie je nieść, a szlak niekoniecznie temu sprzyja - głazy bywają śliskie, stopnie na kładkach rzadkie.




Szłam cały czas o własnych siłach, potrzebowałam tylko pomocy na drabinie. Nie była wysoka - jakieś 2,5 m, ale za to pionowa, odstępy między schodkami spore. Za to obok lekko nachylona skała. Matka wlazła więc do połowy, a ja wspięłam się na tą samą wysokość z drobną pomocą Ojczulka. Potem Matka wlazła na górę, złapała za szelki i mnie wciągała, a Ojczulek asekurował mój zadek ;-)
Niestety przegapiliśmy najpiękniejszy odcinek, bo trasa wiodła wzdłuż stromej skarpy, a ponieważ Ojczulek ma lęk wysokości - szedł przed siebie nie rozglądając się na boki, a Matka i ja próbowałyśmy go dogonić ;-) Tak więc nici z oglądania Wodospadu Białej Opawy w pełniej krasie :-p




Potem szlaki znów się schodziły - żółty z niebieskim. Zaczęli się też pojawiać turyści. Doszliśmy do schroniska, ale zapadła decyzja, że najpierw zdobywamy szczyt, a potem zejdziemy coś zjeść. Ostatnie pół godziny marszu, to droga asfaltowa, więc bez rewelacji.
Na szczycie Pradziada  strasznie wiało, a widoki trochę psuło nam zachmurzenie. Po obejściu wieży tv i zrobieniu obowiązkowych fotek zaczęliśmy podróż powrotną. I nastąpił kryzys - położyłam się w trawie i stwierdziłam, że dalej nie idę. Ojczulek kucnął przy mnie i odbyliśmy krótką rozmowę, po której wzięłam się w garść i wstałam. Ale żeby nie było tak kolorowo postanowiłam (ku uciesze kilkudziesięciu turystów) strzelić kupę na samym środku asfaltowej drogi :-p A co! Trzeba było zrzucić zbędny balast! :-)





Doszliśmy z powrotem do schroniska Barborka, a tam niestety spotkała nas przykra niespodzianka - część sali, do której można było wejść z psem, była w całości zajęta, a pan z obsługi z niewiadomych przyczyn nie chciał wydać nam posiłku na ogródek. Usadziliśmy się w ciemnym kącie, przy kiwającym się dwuosobowym stoliku, ale po dwóch minutach Ojczulek stwierdził, że nie będzie siedział "w oślej ławce", opuściliśmy schronisko. Ojczulek zgodnie z regułą "Polak głodny - polak zły" bardzo jasno określił swoje stanowisko wobec pana z obsługi, po czym ruszyliśmy w dół, tym razem szlakiem niebieskim. Trasa jest również bardzo ładna, ale nie tak powalająca jak żółty szlak. Turystów było zdecydowanie więcej, zarówno ze względu na stopień trudności, ale również ze względu na porę - słyszeliśmy bowiem również turystów na żółtym szlaku, na którym rano nie było nikogo oprócz nas. Na dole przy przy rozwidleniu (tam, gdzie zapadła decyzja o tym, że w górę idziemy żółtym) postanowiliśmy odpocząć pół godzinki. Zjadłam odrobinę karmy i kawałek wołowiny z majerankiem, a potem udaliśmy się z powrotem do Karlovej Studanki, gdzie z marszu wsiedliśmy do autobusu powrotnego. Człowieki od razu poszli do restauracji zjeść obiad, a ja zasnęłam pod stołem ;-)






Chcemy jeszcze! Chcemy tam wrócić i na pewno wrócimy! Jest pięknie, a trasa mimo, że nas zmęczyła jest warta tego, aby mimo urlopu nastawić budzik na 6:00 :-) Polecamy Wam szczerze!

P.S. Przepraszamy za jakość zdjęć - Matka nie zabrała swojej lustrzanki, tylko starszą cyfrówkę rodziców (w dodatku miała poprzestawiane ustawienia, na co Matka wpadła dopiero po wyprawie, kiedy zrzucili zdjęcia na tablet i dokładnie im się przyjrzeli).